W końcu nadeszła sobota. Razem z opiekunami i Ethanem wybraliśmy się na pogrzeb. Nie mogłem uwierzyć, że Mirandy już z nami nie było. Stałem nad jej grobem, ubrany na czarno. Mocny podmuch chłodu zawiał, podrzucając kraniec mojego płaszcza do góry. Był dopiero początek jesieni, a ja czułem, jakby zbliżała się zima. Dreszcz przeszedł moje plecy, a włosy zjeżyły się na karku, gdy musnął je chłód.
Pogrzeb już dawno dobiegł końca. Większość przybyłych już dawno się rozeszła. Zostałem. Stojąc nad marmurową płytą, wpatrywałem się w to, co zostało na niej wyryte.
– Miranda Turner. Kochająca matka, żona, siostra… Prowadzący nas głos.
Nie ja przeczytałem to, co tam pisało. Była to młoda dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Przykucnęła zaraz obok nagrobka i wpatrywała się w niego. Dwoma palcami przejechała po wyrytym w kamieniu nazwisku. W rękach trzymała kwiaty, które położyła wśród setek innych bukietów.
– Podobno kochała azalie – powiedziała przyciszonym głosem.
Stałem, patrząc na nią. Zastanawiałem się, czy nie powinienem odejść, zostawić ją, by mogła w spokoju i ciszy pożegnać się ze zmarłą. Poprawiłem szalik, gdy kolejna fala chłodu przeszła. Wpatrywałem się w napis.
Dziękuję Ci, Mirando…
Odwróciłem się. Nie mogłem całego dnia przestać nad czyimś grobem, zwłaszcza że o piętnastej musiałem zjawić się na szkolnej auli w sprawie porzuconych. Udało mi się zrobić jedynie krok, gdy poczułem zaciskające się czyjeś palce na moim ramieniu. Odwróciłem głowę, a mój wzrok napotkał parę zielono niebieskich oczu, przypominających kolor morza.
– Myślisz, że tam, gdzie jest, w końcu udało się jej zaznać spokoju? – to była ta dziewczyna…
Zawiał wiatr. Rude pasma włosów, zakrywały jej twarz. Dalej kurczowo trzymała się mojego ramienia. Nie zamierzała puścić. Stanąłem w miejscu. Przyglądałem się jej z uwagą - oczy czerwone od łez, czerwone policzki od zimna, liczne piegi, które przyozdabiały okolice nosa. Nie znałem jej. Nie wiedziałem, kim była dla Mirandy, a tym bardziej, dlaczego to właśnie mnie zatrzymała, choć wokół jeszcze roiło się od co najmniej siedmiu osób.
Jej pytanie… Czy zaznała spokoju?
– Tego nie wiem. Nikt z nas nie wie, co tak dokładnie dzieje się po śmierci. – zerknąłem na nagrobek za plecami nieznajomej. Kątem oka dostrzegłem jak ta, kiwnęła głową i poczułem, jak uścisk na ramieniu zanika. – Kim dla niej byłaś?
– Rodziną. Mieszkałam z jej siostrą.
– Czyli byłaś jej siostrzenicą, tak? – zapytałem, żeby mieć pewność.
Zdanie - mieszkałam z jej siostrą - to tak, jakby nic ich tak naprawdę nie łączyło, albo była tak naprawdę kimś innym. Gdyby była córką, bądź dalszą kuzynką siostry Mirandy, pewnie w taki sposób by to ujęła. Dziewczyna jednak pokręciła głową.
– Więc kim…
– Ty jesteś Nevan, zgadza się? – przerwała mi. Starała się uniknąć tematu rodziny?
– Skąd wiesz, jak mam na imię?
– Rozmawiałam z twoim bratem Ethanem i kuzynką. – a więc jednak rodzina? – Zauważyłam, że jeden dziwak stoi cały czas nad grobem i dowiedziałam się o Tobie od nich. Chciałam Cię poznać.
CZYTASZ
Nevan - Dziecko płomienia
FanfictionMinęło wiele lat od ostatniego żyjącego mistrza żywiołu... Wszystko zaczęło powoli zanikać - magia, czary i moce. Ninja powoli odeszli w zapomnienie, a na ich miejsce nie zasiadł nikt. Gdy świat potrzebował bohaterów, nie było ich. Świat skąpany w p...