✧5✧

72 5 22
                                    

– Powiedz mi Nevan, dlaczego do domu przywiozła Cię dwójka ochroniarzy razem z jakimś nastolatkiem? – było to pierwsze pytanie, gdy tylko zszedłem na dół, do salonu.

Była niedziela. Luther jak co niedzielę rozmyślał nad posunięciami w szachach, w czasie gdy Bethany czytała książkę, a Ethan pisał coś w swoich notatkach na studia. Widzieli, gdy zszedłem na dół. Przykładałem do boku czoła szmatkę, do której włożono lód. Kręciło mi się w głowie, jednak nie na tyle, bym nie dał rady prosto ustać. Domownicy nie wyglądali na szczęśliwych z mojego widoku - nie to, że coś do mnie mieli, nic z tych rzeczy. Nie spodziewali się, że ze zwykłego spotkania wrócę brudny od ziemi, w przesiąkniętych smrodem podziemi ubraniach, nieprzytomny i w dodatku eskortowany przez dwóch ochroniarzy, którzy pilnowali wejścia do auli. Przynajmniej to zrozumiałem z tego, co mi opowiedzieli chwilę później. Nie pamiętałem nic. Ostatnie, co przyszło mi do głowy to... Biały pokój i czyjeś czarne oczy. Nic więcej.

– Wszystko gra? Wydajesz się bledszy niż zwykle. – Podeszła do mnie Bethany, trzymając w ręku książkę, a konkretniej czyjąś biografię.

Dotknęła mojego czoła, które przez lód było zimne. Pociągnęła mnie na fotel, bym usiadł. Zrobiłem to, jednak czułem się dziwnie na samą myśl o tym, że jestem inaczej traktowany niż zazwyczaj... Nie sądziłem, że tak się dało. Zerknąłem na Ethana, szukając w nim ratunku. Ten jedynie mrużąc oczy, spojrzał na mnie, po czym wskazując mnie długopisem, zwrócił się do swojej rodzicielki:

– On nigdy nie jest blady od tego zacznijmy.

– Nie pomagasz bracie – burknąłem pod nosem, gdy zostałem przykryty kocem przez kobietę.

– Nie zamierzałem... Nie musisz dziękować.

Przewróciłem oczami. Chłopak wrócił do swoich zajęć. W przeciwieństwie do Bethany, która usiadła na kanapie zaraz przy mnie. Luther jedynie podniósł głowę i na mnie spojrzał. Widziałem zmartwienie na jego twarzy, jednak okazywał to w zupełnie inny sposób, niż kobieta. On po prostu milczał. Milczał, bo wiedział, że nie przepadałem za robieniem wokół siebie szumu.

Szum... Nie wiem, jak i czy miało to związek z tą sytuacją, ale to słowo coś mi mówiło. Miało związek z tym wszystkim. Szum... O moim pobycie w szkole wiedziałem tyle, ile mi powiedziano lub ile sam zdążyłem zapamiętać.

– Mogę wiedzieć, jak tutaj trafiłem? – zapytałem nagle, na co zareagowali wszyscy domownicy. Ethan zamierzał się odezwać, otwierał już usta, gdy go wyprzedziłem: – Znaczy wiem, że mnie tutaj przynieśli, ale kto to był tak właściwie?

Patrzyłem na każdego z osobna, starając się uzyskać odpowiedzi. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem sobie przypomnieć niczego po... Białym pokoju i laboratorium... Może doznałem jakiegoś szoku? Albo uderzyłem się w głowę? Cokolwiek to nie było, ten brak świadomości przyprawiał mnie o jeszcze większy ból głowy.

– Dwóch ochroniarzy podobno z jakiegoś tam wydziału – mówił znudzonym głosem Ethan, wymachując w powietrzu długopisem.

– Był z nimi jeszcze młody chłopak. Miły, chociaż małomówny i wydaje mi się, że jest emo – wtrąciła Bethany, wracając do czytania swojej książki, którą trzymała w ręku.

– Chłopak? – zapytałem.

Coś powoli zaczynało mi świtać. Czarne oczy... Tak, pamiętam. Pewnie chodziło im o bratanka tamtej profesor... Tylko jak mu było?

Nikt nie odpowiedział. Bethany wzruszyła jedynie ramionami, Ethan zignorował to, za to Luther... On był całkowicie pogrążony we własnych myślach. Skupiony na planszy, co jakiś czas przestawiał kilka pionków, rozmyślając nad najlepszą strategią do pokonania przeciwnika. Przez chwilę sam zacząłem się przyglądać i zastanawiać nad ruchami.

Nevan - Dziecko płomieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz