✧11✧

113 2 102
                                    

- Jesteśmy prawie na miejscu - szepnąłem do siebie.

Przejechaliśmy nad kolejną wydmą. Choć motor prowadziłem ja, Mary czuwała, bym obrał odpowiedni kurs. Wiedziałem, że dobrze jedziemy dopiero, gdy u podnóża wydmy zaczęły rozciągać się pierwsze pozostałości po mieście.

Już wcześniej ustaliliśmy plan działania. Jeżeli ktoś był w centrum miasta, dźwięk motoru mógłby go przestraszyć i zdążyłby uciec. Za dużo ruin, nie wiadomo czy na drodze do centrum nie zastalibyśmy oderwanego kawałka skały. Nie mogliśmy ryzykować, zwłaszcza że mielibyśmy bardzo mało czasu. Wysłanie Mary było dobrą opcją - obiegła by to miejsce w pięć sekund - ale... No właśnie... Było jakieś ale?

Stanęliśmy za kawałkiem skały. Zgasiłem silnik i zsiadłem z motoru. Mary podążyła za mną. Trzymając kask w prawej ręce i podpierając go o biodro, spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem.

- A myślałam, że jedyne co potrafisz, to pakować się w kłopoty - szepnęła, odkładając kask na motor. Wyminęła mnie. - Idziemy.

Odwróciłem się. Chwyciłem ją za ramię. Dziewczyna zatrzymała się i odwróciła głowę. Uniosła jedną brew, jednak o nic nie zapytała.

- Poczekam przy motorze, Ty przebiegniesz przez ruiny, używając mocy i wrócisz tutaj, zdając mi raport.

- I gdzie zabawa? Jakbyś w przyszłości został przydzielony do oddziału ze mną i siostrą, to też byś wysługiwał się nami, a sam stał i czekał w gotowości?

- Oddziału?

Mogłem ugryźć się w język. Przecież nie mieliśmy czasu na takie rzeczy. Liczył się zwiad i powrót do Kosmo jeszcze przed nocną blokadą głównych drzwi. Puściłem jej ramię. Ruszyłem w głąb ruin, a dziewczyna zaraz za mną. Musieliśmy być cicho. Najmniejszy większy odgłos, mógłby zwrócić na nas uwagę. Z jakiegoś powodu nie przejmowałem się tym, gdyby to byli ludzie. Bardziej obawiałem się tego, że spalonym udało się opanować coś więcej niż rodzinne tereny Rune, Elio i Radena. Może po to jej byłem? Może to było to ale... Mary wzięła mnie razem ze sobą, myśląc, że wezwanie dotyczyło spalonych. Jej moc nie mogła im zagrozić z tego, co udało mi się zrozumieć. Sama Gastrell wymieniła zaledwie kilka zdolności, które mogły się ich pozbyć. Mary nie była głupia - dobrze wiedziała co robi, zabierając mnie ze sobą... Choć wzięcie mnie, zamiast takiego Elio, akurat było czymś bardzo głupim. W użyciu mocy sam sobie nie potrafiłem zaufać, a co dopiero gdyby inni mieli mi zaufać. Zamierzała wysadzić to miejsce czy jak? Wężonowie coś jej zrobili?

- Kiedyś może się nam udać opanować sytuację z popielcami, ale co potem? Gastrell rozwiąże Kosmo? Coś nad czym pracowała pół ży...

Zakryłem dziewczynie usta. Nic nie mówiła. Marszczyła brwi, patrząc na mnie pytająco. Nachyliłem się nad jej uchem.

- Nie czas na to. Wsłuchaj się.

Zamilkliśmy w ciszy. Słuchaliśmy otoczenia, stojąc za wielką skałą. Z daleka - a dokładniej z centrum - dochodziły dziwne odgłosy, rozmowy i śmiech. Przynajmniej teraz mogłem wysunąć kilka istotnych wniosków. To z całą pewnością nie byli spaleni - tyle dobrego. Gorzej, że mogli to być przemytnicy, uciekinierzy lub narkomani... Kto normalny zapuszczał się do ruin w dodatku o tej porze? Zrozumiałbym turystów, ale to za dnia. W dodatku wycieczka musiała być wcześniej autoryzowana, a wszystkie sprawy, nawet te najmniej istotne, przechodziły przez punkt kontroli - długo by opowiadać, a na to czasu było niewiele.

Opuściłem dłonie i spojrzałem raz jeszcze na Mary. Przeczesała palcami włosy. Wyminęła mnie, ruszając prosto w kierunku grupy rozmówców. Ruszyłem za nią.

Nevan - Dziecko płomieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz