Rozdział XVI

834 47 45
                                    

Hej kotki!
Stęskniliście się? Wróciłam na chwile. Jak w szkole?
Przepraszam za takie przerwy, ale mam taki zapierdol w szkole. Nie ważne.
Miłego czytania i dnia!
Mam nadzieje, że wam się spodoba.
_asinus_

——————————

- Mamo, mogę się przytulić?

Kobieta spojrzała oburzona na chłopca.

- Czego chcesz?

Z łzami w oczach chłopiec odszedl wiedząc, że dziś musi zasnąć nawet bez jednego przytulasa. Czasem po prostu potrzebował czułości. Był przecież tylko sześciolatkiem, który w przedszkolu znow musiał zostać w sali zamiast na placu zabaw, bo źle zatańczył poloneza na koniec roku. To nie była jego wina, starał się. Jednak kogo to interesuje? Przecież to głupie uczucia dzieciaka, który zawsze miał „łatwiej w życiu". Kto by nie marzył o tylu zabawkach co on miał? O bracie, który zawsze pomaga? O mamie, która była na jego skinienie. Jednak czasem zapomina się zajrzeć za zamknięte drzwi.

*koniec wspomnienia*

Chyba mogę. Znaczy...Może on nie chce. Jeden- nie to głupie idioto. James niby po co ci innego dawał numer telefonu niż po to by zadzwonić do niego w potrzebie? Pewnie ma coś lepszego do roboty. Może będzie wiedział, że go potrzebuje i przyjdzie później? Zawiedzie się na mnie. Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie sam. Może i nie.

Jezu. Jak ja dawno nie dotykałem tej głowy. Przecież tyle strupkow tu jest. Trzeba je zdjąć. Tak napewno. Później glowe umyje i po problemie. Uspokoje się i w ogóle. Tak, to dobry pomysł. Troche dużo krwi. Już się ubrudziłem, ale za raz skończę. Nie muszę wszystkich rozdrapać. Mogę. Po co się ograniczać. Długo to robiłem. Komu na mnie zależy. Jestem tylko niepotrzebnym dodatkiem do życia bez, którego żyje się lepiej.

Jaka ulga. Cisza. Tego potrzebowałem. Błogie ukojenie i spokój. Szkoda, że nie jesteśmy jak komputery, które da się zresetować. Tak usunąć sobie życie można tylko w jeden sposób.

Samobójstwo. Śmierć.

To jest zły pomysł. Jakbym umarł, zwolniłbym łożko w szpitalu dla dziecka, któremu można jeszcze pomoc, rodzice nie mieliby już problemów, James. James by sobie poradził. Przecież nie jestem mu potrzebny. Tylko wszystko utrudniam.

Śmierć. Co o niej wiemy?
Nic.
Nie wiemy gdzie trafimy po niej. Co się stanie. Czy coś czujemy? Czy wszyscy zmarli są w tym samym miejscu. No i najważniejsze dla mnie. Czy przestane czuć każdego rodzaju ból? Czy to będzie dla mnie ostoja?
Umrzeć w szpitalu jest ciężkie, ale nie niewykonalne. Tylko jak to zrobić? Napewno musi to być szybkie, z małą ilością śladów. Leki? Nie za wolne. Do tego ostatnio nie wyszło. Podcięcie żył zbyt widoczne. Powieszenie? Jakbym zrobił to w łazience to nikt by nie zobaczył. Chyba dużo bólu nie sprawia. Mało śladów.

- Wezwijcie lekarza!

Znowu to. To boli. Chwila. Jamie przyjdzie. To kuszące. Jednak nie tak. To boli. Kurwa.

Nie! Nie strzykawka. Odsunąć się muszę. Jak najdalej. Nie. Błagam. Jezu jaka ona duża. Jeszcze te jebane lzy. James! James. Błagam zabierz to. Będę grzeczny.

Oddech. Jak to się do cholery robiło? Wszystko zaczyna szumieć. Regulus pamiętaj wdech, wydech. Jak to się robiło? Pomocy. Tlen.

Dotyk. Nie! Nie chce igły. Błagam James przyjdź. Głośniejszy szum. Nie widzę nic oprócz plam. Wyłączcie to! Teraz! Nie. Nie. Koniec!

Bliskość. Ktoś mnje dotyka. Tak może tylko James. Puść mnie! Kojące słówka. Głos. Ten, którego wolałem. James. Jamie przyszedł.

- Wdech, wydech, pamiętasz? - powiedział, a ja już lepiej go słyszałem.

Po chwili udało mi się wychwytywać jego głośny oddech, który starałem się powtarzać. Wdech, wydech. Nic trudnego wydaje się i dla mnie też zaczęło być.

Już w pełni świadomy wtuliłem się w niego zasłaniając twarz.

- Bez igieł - mruknąłem mając nadzieje, że to coś pomoże.

Usłyszałem ciche przytakniecie co mi wystarczyło by się zrelaksować. Wciągałem powoli jego perfumy pomieszane z papierosami. Działało to lepiej niż leki.

Mój narkotyk. Mógłbym go ćpać całe życie. Odcięcie od niego byłoby nie do przeżycia. Bolesne.

Boli. Co on robi? Głowy dotyka. Miał nie dotykać. Cholera James. Tak się nie bawimy!

- Nie ruszaj się kochanieńki - mruknął oglądając rany.

Niech nie patrzy. Boże. Wstyd sam.

Stop. Chwila. Nazwał mnie...Nazwał mnie kochanieńki. Jestem kochanieńkim.

- Zakładam rękawiczki

Pokazał lateksowe rękawiczki. Zawsze mówił i pokazywał co robił. To było miłe. Do tego uspokajało mnie w pewien sposób. Czułem, że wszystko jest pod kontrolą. Lubiłem tą odmianę gdzie wiedziałem co się dzieje.

- Przemyjemy kuku - mruczał wciąż jak do dziecka, a ja jedynie przytakiwałem.

To było inne. Ta delikatność. Wszystko co tu było. Co się działo w tym momencie. Magia. Mogłem to bez problemy nazwać magią.

- Pocałujemy kuku aby nie bolało

Jaki on był słodki. Dał buziaka w każda ranę i uśmiechnięty spojrzal na mnie by później położyć moje usta na swoich. Znaczy odwrotnie. Cholera. Nie ważne. Teraz jego usta są najpotrzebniejsze. Jak narkotyk. Takie dobre, uzależniające. Raz spróbujesz i koniec. Niepewnie odwzajemniłem. Chyba moge. Znaczy napewno. To on w końcu zaczął.

Regulus, on jest lekarzem!

Jego usta są takie delikatne. O mój Boże.

Odsunęliśmy się od siebie z lekkimi uśmiechami. Jednak wciąż blisko siebie. Klatki się nasze stykały, a jego ręce jeździły po ciele.

Podobno owoc zakazany smakuje najlepiej. Muszę się z tym zgodzić. Cholera. Jak tu się dziwić Adamowi i Ewie?

- Syriusz mnie zabije - mruknął cicho patrząc w moje oczy.

Czekoladowe oczka. Takie ciepłe. Moje. Znaczy nie moje. Chociaż może...

- Może nie będzie tak źle - odpowiedziałem spoglądając na niego.

Cichy jego śmiech. Taki przyjemny. Melodyjny głosik. Mógłbym go słyszeć rano. Jakie to byłoby kurwa dobre. Boże, Regulus uspokój się.

- Już wszystko okej? - spytał przytulając go.

Nie. Nie idź jeszcze. Zostań. Jest dobrze. Spokojnie. Czuje się tak bezpiecznie.

- Zostań - mruknąłem wtulając się bardziej.

Przymknąłem oczy. To jest dobry pomysł na drzemkę. Wsłuchałem się w bicie serca. Słychać było tylko miarowe stukanie w klatce piersiowej i nasz oddech. Ominie mnie pewnie kolacja. Idealnie. Nie czuje się głodny. Do tego brzuch mnie boli. Sen dobrze mi zrobi.

  • James •

Cholera pocałowałem go. Jestem debilem! Przecież to pacjent mój, ale taki piękny, dobry. Kurwa! Syriusz mnie zabije. Jezu głupia miłość. Znaczy to nie jest chyba... No nie wiem. Myślałem, że kocham Lily, ale Regulus. Reggie to co innego. Jego oczy jak najpiękniejsze gwiazdy. Przy nich się dosłownie rozpływam. Usta małe, delikatnie, a smakują lepiej niż wódka. Jest to ideał. Całkiem przeciwieństwo Evans. Po tym dobrym względem oczywiście. Uczucia różnią się z tymi co czułem do niej, a do niego. Może po prostu to Regulusa kocham, a Lily to było tylko zauroczenie?

Moje słoneczko zasneło. Będę musiał go obudzi za dwie godziny na kolacje. Tak słodko śpi. Taki spokojny, bezbronny. Sama słodycz!

- Dobranoc Kochanie - pocałowałem go w czoło i sam przymknąłem oczy.

Moran unlike any other || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz