Rozdział 13

17 3 3
                                    

Podchodzę do kasy samoobsługowej w supermarkecie i skanuję kilka rzeczy na wieczór: wino, chipsy paprykowe, zielony winogron, butelka wody gazowanej i maseczka w płacie, mimo, że wątpię abym z niej dzisiaj skorzystała, ale była na promocji. Zanim przejdę do płatności czekam na jedną z pracownic sklepu, która będzie mogła zatwierdzić, że jestem pełnoletnia od sześciu lat i mogę kupić alkohol. Witam się z starszą blondynką ubraną w firmową koszulkę i czarne spodnie, włosy ma upięte w niską kitkę, a grzywka sięga do czerwonych oprawek okularów. Podaję jej kawałek plastiku i czekam, aż będę mogła spakować zakupy i pobiec do baru, bo zaraz wybuchnę od domysłów. To był zły pomysł, żeby użyć podstępu, aby dowiedzieć się co ukrywa Alek. Biczuję się w myślach za ten pomysł i zastanawiam się dlaczego tak postąpiłam. To w ogóle do mnie nie podobne, nigdy nie lubiłam i nie planowałam intryg, a tutaj proszę, zostawiłam telefon na podłodze i...

- Przepraszam, ale doszło pomyłki – zwraca się do mnie kobieta, a ja wracam do rzeczywistości
i wgapiam się w blondynkę jakby mówiła w innym języku. – Proszę pokazać dowód osobisty, nie kartę zbliżeniową.

 
Mrugam kilka razy słysząc słowa kobiety i mam uczucie, że policzki zaczynają mnie piec żywym ogniem. Mam nadzieję, że krem bb, choć minimalnie zatuszuję moją czerwień na twarzy. Szybko i nieco nieporadnie wyjmuję dowód osobisty z portfela i podaję go pracownicy sklepy.

 
- Przepraszam – bąkam pod nosem.

 
- Nic się nie stało, widzę, że Pani jest myślami w innej galaktyce. A wiadomo, co potrafi tak odciągnąć uwagę kobiety. – Uspokaja mnie, klika kilka razy w ekran i zerka na mnie z znanym mi błyskiem w oku. Błyskiem w oku cioci podczas zadawania pytania „A masz tam jakiegoś kawalera?". Uśmiecham się blado i dukam jak kilkuletnia dziewczynka.

 
- Jasne, dziękuję. 

 Dokonuję płatności i pakuję zakupy do materiałowej torby, po czym zakładam ją na ramie i wychodzę ze sklepu. Odpinam zabezpieczenie przy moim czarnym rowerze miejskim z koszyczkiem, wrzucam je do koszyka wraz z zakupami i ruszam przed siebie. Sprawdzam godzinę na zegarku – siedemnasta czterdzieści trzy. Droga do baru spokojnym tempem powinna mi zając około dziesięciu minut. Wzdycham, bo wiem, że muszę poczekać jeszcze chwilę. Ten Ktoś miał przyjść przed osiemnastą, więc jak pojawię się przed nim lub zanim zostanie zapoznany z zadaniami to niczego nie uzyskam. A może właśnie los daję mi szansę, na poprawienie się i szczerą, bezpośrednią konfrontację z Alkiem?

Ale wtedy musiałabym przyznać się, że słyszałam jego rozmowę. Jęczę w duchu, bo każdy ze scenariuszy w mojej głowie jest niezbyt pocieszający. Skręcam w lewo i zdaję sobie sprawę, że wybrałam dłuższą trasę, co powinno mi dodać kilka minut jazdy.

 
- Samba! Samba! – woła jakiś męski głos. Jadę przez osiedle domów rodzinnych, więc nie zwracam uwagi zbytnio, na odgłosy dochodzące z prywatnych działek. Po drugie, ludzie obsadzili się krzewami, drzewami i ogrodzili się gęstymi płotami, aby mieć cień prywatności i ciągu zabudowań.

 
- Tato, tam! – słyszę piskliwy głosik. Gdybym miała obstawiać do kogo należy głos, to do maksymalnie kilkuletniej dziewczynki. A wyobraźnia podsuwa mi widok pyzatej dziewczynki z warkoczykiem w kolorowych ubrankach. Ciekawość bierze górę i pochylam się do przodu, by zajrzeć na posesję, z której dochodzą głosy, ale jestem za daleko by cokolwiek zauważyć. Kiedy jestem już na wysokości bramy wjazdowej i odwracam głowę by bezczelnie zajrzeć co się dzieję na posesji metr przed moim rowerem przebiega czarno biały pies, a ja hamuję i gwałtownie skręcam kierownicą. Pies wbiega na posesje jakby nigdy nic, a moje usta mimowolnie opuszcza krzyk. Po chwili gdy już stoję nogami na asfalcie, przeklinam pod nosem.

Bar pod zegarem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz