Przez cały wieczór w barze działałam na autopilocie, odbierałam zamówienia, rozdysponowywałam zadania i dziękowałam klientom. Wyłączyłam myśli i przełączyłam się na tryb szefowej bez emocji. Moje kąciki ust są dzisiaj wyjątkowo ciężkie i nawet przy słuchaniu zachwytu klientów o wieczorze z planszówkami, nie potrafię choćby się skrzywić na wzór uśmiechu. Na zmianę zaciskam szczęki przygryzam policzki od środka, zadając sobie kolejny ból. Czy mam ochotę walnąć tacą w ścianę i rozwalić kilka stolików z krzesłami, a niesione kufle z piwem cisnąć w osobę, z którą jeszcze dzisiaj rano jadłam śniadanie i nazywałam kochaniem? Bynajmniej, jest to najdelikatniejsza wersja zdarzeń jaka siedzi mi w głowie. Rozbiłam się na kawałki, widząc zdjęcia, ale nie mogłam sobie pozwolić na rozsypanie się w tamtym momencie. A chcę się rozsypać, krzyczeć i bić pięściami w ścianę. Ale zostawienie pracowników z takim tłumem byłoby nieprofesjonalne i mimo, że każda minuta przeciąga się w nieskończoność powodując mi wewnętrzne katusze, wiem, że muszę wytrzymać i dotrwać do zamknięcia baru.
I po kolejnej godzinie z baru wychodzą ostatni klienci i Agata z Fabianem. Osuwam się ciężko po ścianie na podłogę i próbuję wydobyć z siebie zduszone emocję przez ostatnie godziny. Gardło mam ściśnięte tak mocno, że próba wydobycia jakiegokolwiek dźwięku jest wręcz niemożliwa. Jakby ktoś zabrał mi głos. Przepełniona frustracją rzucam tacą w głąb baru, a hałas odbijającego się plastiku o stolik i podłogę roznosi się echem po sali. Uderzam pięścią w podłogę i czuję promieniujący ból do łokcia. Idiotka. Zaczynam płakać i głośno szlochać, czując się jak w alternatywnej rzeczywistości. Łzy płyną mi po policzkach, a ja przyciągam kolana do klatki piersiowej, kuląc się w sobie podwójnie. DLACZEGO? Zadaję sobie to pytanie, ale odpowiedź nie chcę nadejść. Po kilku minutach płaczu, wzbiera się na nowo we mnie złość i raptownie wstaję z podłogi, czując jak szumi mi w uszach ruszam do najbliższego stolika i popycham go tak mocno, że wywraca się, a założone krzesła spadają tworząc wyzwalający dla mnie hałas. Podchodzę do kolejnego stolika i ponawiam czynność, prychając pod nosem z pogardą w stronę wywróconych mebli. Grzbietem dłoni ocieram policzki i zaciągam się mocno powietrzem. Mój wewnętrzny masochista nie ma ochoty się zatrzymać i teraz podpowiada mi, aby znów spojrzeć na zdjęcia. Biegnę do pokoju socjalnego otwierając drzwi z impetem, nie zważam na nic. Drzwi się odbiją od ściany i przymykają się z powrotem, gdy ja już w dłoni trzymam zdjęcia. Oglądam je jeszcze raz, tym razem z większą uważnością, naiwnie myśląc, że coś przeoczyłam lub sobie wymyśliłam. Ale są takie same jak kilka godzin temu. Zgniatam je i ciskam nimi w ścianę, po raz pierwszy uwalniając głos i krzycząc tak długo, aż zaczyna mnie piec gardło. Odgarniam włosy przyklejone do mokrych policzków, ktoś łapie mnie za ręce i obraca twarzą do siebie. Kiedy przed moimi oczami pojawia się twarz Alka zastygam na chwilę, by po chwili wyrwać się i popchnąć go z całych sił na ścianę.- Nie dotykaj mnie! – wrzeszczę głosem, którego nie znam.
- Nadia..
- Zamknij się! – Mam burzę w głowię, chcę mu wygarnąć wszystko, jednocześnie nie wiem od czego mogę zacząć, moje myśli przelatują mi przez głowę z prędkością światła, a ja czuję się otumaniona. – Kochałam Cię, wierzyłam w każde słowo, a Ty...
- Co ja? Co się stało? - Wygląda na zdezorientowanego, ale ja nie potrafię mu wierzyć. Sięgam po zgniecioną kulkę zdjęć i rzucam w niego nie szczędząc siły, ale zapomniałam, że brunet ma wybitny refleks i chwyt, więc łapie kulkę bez większego wysiłku. Wkurwia mnie tym.
- Zdradziłeś mnie – cedzę przez zęby. Alek odrywa wzrok od kawałku papieru i patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Nigdy – mówi to z stoickim spokojem. Doskakuję do niego w dwóch krokach i wyrywam zgniecione zdjęcia.
- Kurwa, nie kłam! – Pokazuję mu zdjęcie z czarnulą jak się całują i widzę jak przygląda się fotografii, analizując obrazek. Jakby kurwa miał co. – Masz godzinę na spakowanie się. Wynoś się z mojego życia! – krzyczę i chcę wyjść z pokoju, bo nie wytrzymam dłużej w jego obecności. Brunet jednak mnie łapię za ramię i zatrzymuję. Wyrywam się.
- Nadia to nie ja jestem na tym zdjęciu.
- Żartujesz sobie ze mnie? – Czuję jak do oczu napływają mi łzy, a szczęka zaczyna drżeć. Za dużo...wszystkiego. I ten cholerny stoicki spokój emanujący z każdej części ciała Alka. Pieprzony stoik się znalazł.
- Na trzech fotografiach zgadza się, jestem ja z Hanią.
- Dziwką.
- Nadia! – Po raz pierwszy Alek podnosi głos i zaciska pięści.
- Nie podoba Ci się jak nazywam Twoją...
- Siostrę – wtrąca Alek, a ja zaczynam się śmiać.
- Siostrę? Gdzie była przez tyle lat?! Zresztą mówiłeś, że nie masz rodziny. Mógłbyś mieć odrobinę..
- Godności? – Znów mi przerywa, a ja mrużę oczy i zakładam ręce na piersi. – Właśnie próbuję obronić moją godność. – Przewracam oczami na jego słowa. Obroniłbyś swoją godność, gdybyś się przyznał. Albo i nie. Dodaję sobie w myślach.
- Masz godzinę – powtarzam.
- Zgoda. Ale tylko pod jednym warunkiem.
- Ty śmiesz jeszcze dyktować mi warunki?! Bezczelny!
- Tak, bo jestem niewinny! – krzyczy, jakby chciał się przebić tonem głosu przez mój mur, który zbudowałam przez ostatnie godziny. – Daj mi godzinę, a po tym pojadę się spakować.
- Dziesięć minut.
- Dobra.
Hejka! ❤️
Będę szczera. Cykam się kompletnie odbioru tego rozdziału, więc będę wdzięczna za wszystkie odpowiedzi zwrotne. 🙈
Dziękuję wszystkim nowym czytelnikom za przybycie! Mam nadzieję, że historia Alka i Nadii umila Wam chłodne wieczory. ❤️Trzymajcie się!
Loretta-Mirel
CZYTASZ
Bar pod zegarem ✔️
Kort verhaal"Bar pod zegarem skradł nie jedno serce. A dziadek szybko pozyskał stałych klientów jak i wciąż nowych. W czym tkwił sekret?" Przekonaj się o tym sam. Opowiadanie zakończone.