Rozdział 1

79 8 15
                                    

- Dwa duże piwa i dwie cole z lodem, proszę bardzo. - Livia zdjęła z tacy trzymanej w prawej ręce wszystkie napoje i postawiła je na stole, przy którym siedziało czterech, żywo o czymś dyskutujących chłopaków.

Jeden z nich, brunet siedzący najbliżej kelnerki rzucił szybkie "dzięki" i powrócił do rozmowy, którą przerwali, gdy dziewczyna zjawiła się z tacą. Livia uśmiechnęła się w odpowiedzi, czego chłopak już nie mógł zauważyć i odeszła w stronę baru, gdzie już czekali na nią kolejni - bardzo niecierpliwi - klienci.

- Ile mamy jeszcze czekać? - Krzyknął jeden z nich na widok dziewczyny. Był to mężczyzna w średnim wieku, stał on przy barze, ze słaniającym się na nogach kolegą. Oboje ledwo stali, musieli opierać się o blat, by utrzymać równowagę.

- Tyle ile będzie trzeba. - Mruknęła dziewczyna, wchodząc za bar, by stanąć naprzeciwko mężczyzn.

- Ty patrz ja-ka pyskata. - Bardziej pijany z dwójki spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.

- Panowie widzieli napis? - Zapytała, nie odwracając się, wskazała dłonią na ścianę za swoimi plecami, gdzie wisiała tabliczka głosząca: - Osobom nietrzeźwym oraz młodzieży do lat osiemnastu alkoholu nie sprzedajemy. - Wyrecytowała, dając mężczyznom do zrozumienia, że albo będą się zachowywać grzeczniej w stosunku do niej, albo wyprosi ich z lokalu.

Livię zawsze bawiła irracjonalność tabliczki. "Młodzieży do lat osiemnastu alkoholu nie sprzedajemy", było to o tyle zabawne, że to właśnie młodzież do lat osiemnastu alkohol ten sprzedawała. - Co podać?

- Dwa pi-wa. - W słowa wypowiadane przez mężczyznę, który wcześniej krzyknął, wdarła się czkawka.

Livia wysunęła spod blatu dwa kufle i ustawiła jeden z nich pod kątem i zaczęła napełniać go piwem. Czekając, aż naczynie napełni się alkoholem, dziewczyna odwróciła się, by spojrzeć na zegar wiszący na ścianie za jej plecami.

Dochodziła godzina 23, co oznaczało koniec jej dzisiejszej zmiany, była w pracy od 9, więc już nie mogła się doczekać powrotu do domu. Gdy jeden kufel był prawie pełny, zaczęła napełniać drugi, a później w obu równo dobiła piany.

- Proszę. - Mówiąc to, dziewczyna postawiła oba piwa na barze.

Była bardziej niż pewna, że mężczyźni nie dadzą rady dopić swoich napoi, zanim zasną tutaj albo gdzieś na ulicy, ewentualnie sen zmorzy ich w autobusie w drodze do domu. Bardziej trzeźwy mężczyzna, ten, który pierwszy do niej krzyknął, był niskim, wyłysiałym posiadaczem piwnego brzucha, ledwo zakrytego materiałem za małej koszulki. Na głowie mężczyzny ostało się kilka pojedynczych blond włosów, świadczących o tym, że kiedykolwiek je posiadał. Jego kolega również był niewysokim mężczyzną w średnim wieku, którego na wpół przymknięte oczy znajdowały się za podłużnymi okularami. Bez głębszej analizy można było stwierdzić, że mężczyźni nie są stąd, drugą oczywistą sprawą, było to, że przed przyjściem do baru, byli już dobrze napici.

Bar "Banish", w którym Livia pracowała po szkole i w weekendy był niewielkim lokalem w centrum miasta, ale w tym gorszym centrum, gdzie ludzie zawsze zamykali drzwi na cztery spusty, kobiety i dzieci nie wychodziły z domu po zmroku, a alkohol lał się strumieniami. Gdyby ktoś w następnym spisie ludności zamieści pytanie o ilość wypijanych płynów, w tej części miasta bezapelacyjnie wygrałyby napoje wyskokowe, a woda plasowałaby się na szarym końcu listy. Infamia - tak nazywano tę część miasta.

- Jestem. - Livia uniosła wzrok znad lady, którą właśnie przecierała gąbką i spojrzała na blond włosą koleżankę, która właśnie zjawiła się w barze, by ją zmienić.

- Cześć Ava.

- Co masz dla mnie? - Zapytała blondynka, zdejmując kurtkę.

W czasie, gdy Ava przemieszczała się między zapleczem a barem, przygotowując się do pracy, Livia zdała jej relację z tego, co działo się tego wieczora, kto co zamówił, kto wypił już dosyć alkoholu i musi przystopować, a kto dopiero zaczynał pić. Gdy blondynka zakładała zapaskę i przygotowywała notes, Livia zrobiła sobie kawę i wyjęła z lodówki dwa krokiety, które zabrała na zaplecze, gdzie była mikrofalówka.

Tam podgrzała i zjadła posiłek, popijając go kawą i siedząc na przewróconej skrzynce po piwie, zaczęła przeglądać zawartość telefonu, jednak oczy bolały ją na tyle, że nie mogła długo wpatrywać się w jasny ekran. W końcu wstała i rozwiązała czarną zapaskę, którą od rana obwiązana była w pasie i wrzuciła ją do kosza na pranie. Następnie założyła granatową bluzę z kapturem, wisząca na wieszaku na ścianie i zaczęła pakować plecak. Wrzuciła tam wszystkie rzeczy, które pochowane miała w kieszeniach spodni i w zapasce, po czym zawiesiła sobie plecak na ramieniu i wróciła za bar.

Po zabraniu swoich napiwków ze słoika, stojącego na ladzie, pożegnała się z Avą i wyszła z baru. Twarz dziewczyny momentalnie owiał przyjemny chłód, a nos wypełnił zimny zapach nadchodzącej burzy. Livia uwielbiała deszcz i burzę, zawsze czuła się wtedy silniejsza, zawsze miała lepszy humor, kochała to, jak później pachniało powietrze, po deszczu zawsze wszystko było takie... czyste.

Dzisiaj jednak dziewczyna nie miała ochoty moknąć, jedynym czego nie lubiła w deszczu, były przyklejające się do ciała, mokre ubrania. Gdy tylko usłyszała pierwszy grzmot, zarzuciła na głowę kaptur i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Mieszkała 10 minut drogi piechotą od baru, tak więc już po chwili znalazła się przed szarą, wiekową kamienicą, której kształt delikatnie oświetlany był przez osamotnioną latarnię stojącą na rogu ulicy, tworząc długie cienie pod oknami budynku.

Wyciągnąwszy z plecaka klucze, dziewczyna otworzyła drzwi kamienicy i weszła do środka. Pierwszym co można było zauważyć po wejściu do budynku, były stare, kamienne schody z drewnianą poręczą, którymi Livia wspięła się na ostatnie, piąte piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie jej dziadka.

Dziewczyna mieszkała tam z dziadkiem od czasu śmierci swojej matki, czyli od urodzenia. Oboje jej rodzice nie żyli, ojciec zginął kilka tygodni przed jej narodzinami w wypadku samochodowym, a matka zmarła podczas porodu, osieracając nowo narodzoną Livię i jej 5-letniego wtedy brata - Jonathana. Teraz jednak dziewczyna mieszkała tylko z dziadkiem, który cały ten tydzień spędzał na weselu wnuczki swojego kolegi kilkaset kilometrów na południe, wrócić miał dopiero za dwa dni.

Przed drzwiami mieszkania leżała czarna wycieraczka z czerwonym napisem "Daemones sal'de", którą dziadek trzymał, odkąd pamiętała. Nigdy nie pozwolił ruszyć wycieraczki spod drzwi, nawet żeby ją wyprać. Livia otworzyła drzwi mieszkania i weszła do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Nagle z krzykiem podleciała w jej stronę czarno biała kulka futra. Kot imieniem Custos, jak zawsze, gdy wracała do domu, miał jej wiele do powiedzenia. Dziewczyna była pewna, że kot po prostu krzyczał na nią z pretensjami, że zostawiła go samego na tak długo, nieważne czy nie było jej 10 minut, cały dzień, czy tydzień.

- No dzień dobly. - Zagruchotała, biorąc kocura na ręce, Custos automatycznie zaczął mruczeć i uderzać ją pyskiem w brodę. - Siam byłem, taki siamotny. - Głaskała kota, zdejmując po kolei buty, a później bluzę, po czym odwiesiła ubranie na drewnianym wieszaku obok drzwi.

Mieszkanie było niewielkie, dwa pokoje z łazienką i kuchnią, jednak taki metraż w zupełności wystarczał dwóm osobom, jedynym niezadowolonym z tego domownikiem był Custos, który z reguły często był niezadowolony.

Livia przeszłą z kotem na ręku do kuchni, gdzie nalała wody do małego rondelka i postawiła go na gazie. Zmyła naczynia z poprzedniego wieczora i wilgotną ściereczką przetarła wszystkie blaty, na których pozostały okruszki z poprzedniego dnia. Ścierkę wytrzepała do pełnego kosza stojącego pod zlewem i zawiązawszy worek, wyjęła go z kubła, po czym wystawiła na klatkę schodową obok wycieraczki, by rano nie zapomnieć o wyniesieniu śmieci. Następnie dziewczyna wróciła do mieszkania, pozwalając drzwiom zamknąć się za jej plecami, gdy szła do łazienki.

Łazienka znajdowała się zaraz obok drzwi wejściowych, po lewej stronie, było to nie duże pomieszczenie, w którym mieściła się tylko pralka, a na niej suszarka na ubrania, toaleta, szafka z umywalką i lustrem oraz mała wanna.

Livia stanęła przed umywalką i przejrzała się w lustrze, jej brązowe włosy, które w pracy miała upięte w kucyk, kilka godzin temu musiały zacząć z niego uciekać, ponieważ teraz już spora część z nich odstawała na wszystkie strony. Niebieskie oczy były zaczerwienione po intensywnym dniu, a w uszach piszczało jej ze zmęczenia. Zanim zaczęła uwalniać spięte włosy z kucyka, najpierw umyła dokładnie dłonie, którymi nie chciała wcześniej dotykać włosów czy twarzy, by nie pogorszyć stanu swojego trądziku i przetłuszczających się włosów. Gdy jej dłonie były już suche i pachnące wanilią, złapała za czarną gumkę trzymającą jej włosy i zsunęła ją z nich. Natychmiast jej twarz i ramiona omiotły brązowe fale z odciśniętym śladem po gumce. Livia chwyciła za szczotkę leżącą na umywalce i zaczęła od dołu rozczesywać włosy, zamieniając je tym samym w sypiący się puch.

Nagle w połowie długości włosów, dłoń dziewczyny trzymająca szczotkę zatrzymała się, a Livia sama również zamarła w całkowitym bezruchu. Zdawało jej się, że chwilę wcześniej widziała w lustrze odbicie przebiegającego korytarzem za jej plecami cienia. Szybko obejrzała się za siebie, jednak nic nie zauważyła. Brunetka powoli wyszła z łazienki, wciąż kurczowo ściskając szczotkę w dłoni i rozglądnęła się po korytarzu. Nic tam nie było... i to właśnie spowodowało, że w głowie dziewczyny zaświeciła się czerwona lampka. Nie było nigdzie Custos'a. Kot zawsze siedział pod drzwiami łazienki, gdy Livia była w środku, a gdy wychodziła, krążył pod jej nogami, dopóki nie wzięła go, chociaż na chwilę na ręce. W poszukiwaniu kota dziewczyna sprawdziła swój pokój, pod łóżkiem, za łóżkiem, na szafie. Sprawdziła również kuchnię, ale kota nie było, nie było tam też nikogo innego, więc zaczęła już powoli myśleć, że coś jej się wcześniej przewidziało ze zmęczenia.

Było już przecież późno, a Livia od rana nie miała nawet chwili na odpoczynek. Jednak, gdy zobaczyła uchylone drzwi do pokoju jej dziadka, poczuła, jak pisk w uszach nagle stał się bardziej nieprzyjemny, a serce zaczęło mimowolnie bić jej szybciej. Dobrze pamiętała, że drzwi były wcześniej zamknięte, zawsze, gdy nie było dziadka w pokoju, Livia pilnowała, by drzwi pozostawały zamknięte z racji tego, że kot bardzo lubił oznaczać wszystko swoim zapachem. Ze względu na to w całym mieszkaniu były jedne drzwi, których kot nie miał siły otworzyć, skacząc na klamkę. Były to właśnie drzwi do pokoju dziadka. Z duszą na ramieniu dziewczyna pchnęła drzwi do pokoju, nie paliła się tam żadna lampa, jednak światło z korytarza wystarczało, by oświetlić pokój na tyle, że Livia zdołała coś zobaczyć. Tym czymś była sterta poście- Nie, to nie była pościel, gdy oczy dziewczyny przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyła wpatrujące się w nią oczy. Na łóżku jej dziadka kucała ciemna postać.

- Co robisz w... - Zaczęła, wycofując się z pokoju, jednak zanim zdążyła dokończyć pytanie, człowiek rzucił się na nią niczym hiena, przewracając dziewczynę na ziemię z siłą, która na ułamek sekundy odebrała jej dech.

Z piersi Livii wydał się stłumiony krzyk, gdy postać zawisła nad nią bez ruchu. Spod dużego kaptura dziewczyna ledwo widziała twarz mężczyzny. Zaczęła kopać przygniatającego ją napastnika, jednak jej nogi zaraz zostały przez niego unieruchomione. Brunetka przypomniała sobie o wciąż trzymanej w ręce szczotce, mocniej zacisnęła na niej dłoń i zamachnąwszy się z całej siły, uderzyła końcem szczotki w tył głowy napastnika. Przedmiot roztrzaskał się na pół, jednak postać zdawała się nie odczuć uderzenia nawet w najmniejszym stopniu. Przy uderzeniu dziewczyna zahaczyła ręką o tył jego kaptura, zsuwając przy tym materiał z głowy napastnika.

Jej oczom ukazał się potworny widok, nieznajoma, blada jak kreda twarz, na której kości policzkowe rysowały się tak wyraźnie, jakby nie jadł od kilku tygodni. Ciemnofioletowe cienie pod oczami i wyblakłe tęczówki oczu zdawały się pożądać narkotyku. Ciemne włosy mężczyzna miał brudne i posklejane, pojedyncze kosmyki opadały mu na czoło. Gdy postać otworzyła usta, dziewczyna poczuła smród rozkładającego się mięsa i zobaczyła wystające spomiędzy pożółkłych zębów dwa, górne kły o nienaturalnie jak na człowieka zaostrzonych końcach. Wciąż przyciskając brunetkę do podłogi, napastnik złapał prawą dłoń dziewczyny, w której jeszcze spoczywała część szczotki i mocno ściskając za jej nadgarstek, przygwoździł ją po podłogi ponad głową dziewczyny.

Jego dotyk był lodowaty.

Drugą ręką intruz złapał za jej podbródek i odwrócił jej twarz w lewą stronę. Livia usłyszała przeciągły syk zaraz przy swoim prawym uchu, po czym poczuła na szyi mokry, lodowaty dotyk, który wywołał u niej gęsią skórkę. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła w ścianę z liściastą tapetą, w której stronę skierowana była jej głowa. Nagle pisk w jej uszach stał się nie do wytrzymania, myślała, że zaraz rozsadzi jej głowę. Livia wzięła szybki wdech i odwróciła głowę w stronę napastnika, po czym z całej siły zamachnęła się głową i najsilniej jak tylko potrafiła, uderzyła swoim czołem w czoło mężczyzny. Siła uderzenia sprawiła, że Livia poczuła w czaszce rozrywający ból, który sprawił, że zachciało jej się wymiotować, a do oczu mimowolnie napłynęły łzy bólu. Uderzenie jednak odniosło zamierzony skutek, intruz odsunął głowę od szyi dziewczyny z wściekłym wyrazem twarzy i syknął przez zęby.

- Puszczaj! - Krzyknęła, zdając sobie w tym momencie sprawę z tego, że jej lewa dłoń nie jest w żaden sposób trzymana.

Dziewczyna szybko uniosła rękę i chwyciła za włosy napastnika, odchylając jego głowę do tyłu. Zdezorientowany mężczyzna nie wyrwał się. Livia błyskawicznie wykorzystała chwilę jego nieuwagi, podczas której intruz puścił jej drugą rękę, udało jej się zrzucić napastnika z siebie i prędko wstać. Zdołała jednak dobiec jedynie do blatu w kuchni, gdy poczuła, jak napastnik łapie za jej ramię i szybko odwraca ją w swoją stronę. Livia byłą zaskoczona tempem, w jakim poruszała się postać.

Mężczyzna naparł na nią swoim ciałem, przyciskając dziewczynę do blatu i uśmiechnął się, ponownie, teraz z większą siłą, złapał za podbródek dziewczyny i odwrócił jej głowę w lewą stronę. Livia nie próbowała się wyrwać, zamiast tego wyciągnęła rękę w stronę suszarki stojącej na blacie obok zlewu, gdzie dostrzegła długi, kuchenny nóż. Ukradkiem chwyciła za rączkę. Gdy poczuła na skórze szyi mokry dotyk ust mężczyzny, zamachnęła się nożem i wbiła ostrze prosto w podbródek napastnika, przebijając się przez język, po czym równie szybko wyszarpnęła broń.

Spodziewała się widoku tryskającej na wszystkie strony krwi, jednak jedynym co wypłynęło z rany, jaką zadała mężczyźnie, była biała, półprzeźroczysta maź, spływająca po ostrzu i rękojeści noża na dłoń dziewczyny, powodując delikatne pieczenie. Zanim Livia zdążyła zrobić krok, by uciec, wściekła postać ponownie się na nią rzuciła. Dziewczyna poczuła, jak jej lewa dłoń zostaje zmiażdżona przez napastnika, słyszała dźwięk zgniatanych kości. Nóż wypadł jej z ręki, gdy z jej ust wydarł się krzyk bólu. Intruz odciągnął dziewczynę za ramiona, kilka kroków od blatu, po czym z powrotem rzucił nią o szafki kuchenne. Uderzenie sprawiło, że nogi się pod nią ugięły i osunęła się na podłogę.

Łzy przysłoniły jej cały obraz, jednak zdążyła wymacać nóż, leżący nieopodal niej na podłodze, jednak mężczyzna błyskawicznie znalazł się przy niej, by stanąć na jej dłoni. Livia krzyknęła z bólu, czując, jak pozostałości jej kości pękają jak kreda. Napastnik kucnął przed nią, jednak Livia przez łzy byłą w stanie dostrzec jedynie jego kształt. Nie widziała, jak podnosił nóż, nie widziała, jak przykładał go do jej szyi, poczuła, jednak gdy złapał za jej głowę, by nie mogła nią poruszyć i przeciągnął zimnym ostrzem po jej skórze. Zimny metal wyrysował na niej ścieżkę bólu od prawego ucha aż po obojczyk. Livia skrzywiła się pod wpływem bólu. Nie chciała już jednak płakać, jej oczy zdawały się wyschnąć.

- Piękna. - Usłyszała przy uchu szept, gdy postać pochyliła się z uśmiechem nad jej szyją. Jego głos przyprawił ją o dreszcz.

Livia poczuła, jak mężczyzna dotyka świeżo powstałej rany, po czym odsunął się od niej i z zamkniętymi oczami, przyłożył czerwone od krwi palce do nosa. Uśmiechnął się, po czym w całości włożył palce do ust. Gdy ponownie otworzył oczy, były one barwy ciemnoczerwonej, niemal czarnej, niczym nie przypominały jego poprzednich, wyblakłych źrenic. Oblizując wargi, napastnik ponownie zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny tak, że poczuła ona na skórze jego mokry język.

Mężczyzna przełożył swoją dłoń z twarzy dziewczyny, na jej szyję, ściskając ją coraz mocniej, gdy dziewczyna zaczęła nią kręcić i wiercić się na wszystkie strony, by mu się wyślizgnąć. Livia poczuła, jak napastnik przejechał językiem wzdłuż jej rany. Zebrawszy w sobie resztki sił, Livia wbiła palce prawej ręki w brzuch wiszącego nad nią mężczyzny, gdy ten zdezorientowany puścił jej szyję, wstała. Napastnik błyskawicznie się opanował i dosięgnął jej ponownie, mocniej łapiąc za szyję. Dziewczyna widziała, jak jego twarz ponownie zbliża się do jej szyi, a ona nie mogła go odepchnąć...

Nagle wzrok dziewczyny padł na znajdującą się obok niej kuchenkę, gdzie przez ten cały czas stał niewielki rondelek z gotującą się wodą. Dziewczyna chwyciła naczynie, dziękując w duchu wszechświatowi, za to, że mogła go dosięgnąć i wylała jego wrzącą zawartość na głowę napastnika, przy okazji odrobinę oblewając swoją twarz i dekolt, jednak była zbyt oszołomiona, by to poczuć. Wściekły napastnik odsunął się od niej z sykiem.

- Ty! - Warknął i zamachnął się pięścią, uderzając ją w twarz. Gdy głowa Livii odchyliła się w bok pod wpływem uderzenia, mężczyzna złapał za jej podbródek i ustawił w swoją stronę, zmuszając ją do spojrzenia na niego. - Jak śmiesz! - Drugą ręką objął szyję dziewczyny z przodu, co wystarczyło, by przydusić ją z każdą chwilą coraz bardziej.

Livia próbowała się wyrwać, drapała rękami rękę napastnika, próbowała rozluźnić jego uścisk, ale to wszystko było na marne. Próbowała złapać oddech...

Gdy w głowie zaczęło jej wirować, a świat dookoła zaczął blednąć, zdała sobie sprawę z tego, że to był jej koniec. Gdy wyszła dzisiaj z pracy, gdy wchodziła do domu, jak zawsze spoglądając na wycieraczkę, jak zawsze zdejmując buty, nie wiedziała, że już nigdy nie będzie jej dane zrobić tego ponownie... Nagle jednak napastnik cofnął się z krzykiem, jak oparzony, puszczając ją. Livia osunęła się ponownie na podłogę, łapczywie próbując złapać powietrze, co uniemożliwiał jej kaszel.

Po krótkiej chwili udało jej się jednak go opanować i zaczęła oddychać prawie normalnie. Uniosła wtedy wzrok, by spojrzeć na mężczyznę. Stał on o krok przed nią. Na jego twarzy malowało się przerażenie, gdy spoglądał na swoją prawą rękę, którą drugą dłonią trzymał za nadgarstek. Livia podążyła za jego wzrokiem i wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Lewa dłoń mężczyzny, ta, którą przed chwilą zaciskał na jej gardle, była czarna. Znad jego skóry unosił się dym, gdy czarna plama o nieregularnym kształcie zaczęła się powiększać, pochłaniając coraz to większy kawałek skóry, pozostawiając po sobie zwęglone resztki. Livia uniosła się na nogach.

- Co zrobiłaś? - Krzyknął napastnik, doskakując do niej ponownie i łapiąc ja za szyję, teraz jednak drugą ręką.

Nie minęła sekunda, gdy z wrzaskiem ją puścił. Jego druga dłoń zaczęła zmieniać się ponownie jak poprzednia. Czarna plama, w miejscu, gdzie dotykał skóry Livii. Mężczyzna z niedowierzaniem wyprostował obie ręce, by spojrzeć na nie z daleka. Następnie zaczął przerzucać wzrok ze swoich rąk na Livię i z powrotem. Z okrzykiem pełnym furii, mężczyzna ponownie chciał rzucić się na dziewczynę, jednak zanim zdążył jej dotknąć, Livia wysunęła do przodu dłonie, które w zetknięciu z jego twarzą, pozostawiły na skórze mężczyzny czarne plamy. Intruz krzyknął przeciągle i padł na kolana, zakrywając dłońmi twarz, z której zaczął unosić się czarny dym. Choroba na rękach dosięgała już jego ramion.

- Odejdź! - Krzyknął, gdy Livia zrobiła krok w jego kierunku.

Dziewczyna jednak się nie zatrzymała. Zamiast tego, kucnęła obok niego, i ponownie dotknęła jego twarzy. Była ciekawa, co się stanie. W miejscu, gdzie dotknęła policzka mężczyzny, pojawiły się dwie czarne kropki, jakby spalonej skóry, na co intruz z wydobywającym się z gardła skowytem, skulił się w kłębek. Jeszcze chwilę wcześniej chciał ją zabić, dusił ją, a teraz błagał, by go zostawiła...

Livia ze zdumieniem spojrzała na swoje własne dłonie, które nie wyglądały inaczej niż zwykle. Przeniosła wzrok na postać leżącą przed nią.

Jej dotyk palił mężczyznę bez ognia.

Ciałem intruza zaczęły nagle targać wstrząsy, a z ust wydobył się kolejny, przeraźliwy skowyt. Jakby płonął on żywcem.

Bo płonął.

Livia z mocno bijącym sercem rzuciła się w stronę wyjścia z mieszkania, wybiegła na klatkę schodową, zostawiając za sobą otwarte drzwi i zbiegła po schodach, przeskakując po kilka stopni naraz.

W samych skarpetkach wybiegła na ulice i zaczęła biec przed siebie, najszybciej jak tylko mogła, ani razu nie spoglądając za siebie. Po chwili dziewczyna dobiegła na parking przed barem, gdzie zwolniła i szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi lokalu. Nie wiedziała, gdzie indziej mogłaby się udać, a w barze wśród ludzi, wydawało jej się być bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej w samotności.

- Wszystko w porządku? - Dziewczyna przystanęła, słysząc za sobą męski głos, gdy się odwróciła, zobaczyła stojącego przed nią wysokiego bruneta. Kilka sekund zajęło jej rozpoznanie w nim jednego z gości, których obsługiwała tego wieczoru. Brunet z delikatnie kręconymi włosami patrzył na nią uważnie. Livia poczuła się nieswojo pod jego dociekliwym spojrzeniem.

- Tak. - Mruknęła i odwróciła się w stronę baru.

- Stój. - Chłopak złapał ją za bolącą dłoń i odwrócił w swoją stronę, na co Livia zacisnęła zęby z bólu. - Krwawisz. - Zauważył chłopak, wskazując głową na jej szyję. Dziewczyna dotknęła dłonią rany na swojej szyi i gdy zobaczyła na palcach krew, uśmiechnęła się. Przez chwilę zdążyła zapomnieć o tej konkretnej ranie.

- Nie dotykaj mnie. - Powiedziała zaraz twardym tonem, wyrywając obolałą rękę z dłoni chłopaka. Coś nie pasowało jej w jego wyglądzie, głosie lub postawie, nie była pewna.

- Wybacz. - Zreflektował się. - Ale to naprawdę nie wygląda dobrze. - Mówiąc to, przypatrywał się jej ranie ze zmrużonymi brwiami.

- Spostrzegawczy jesteś. - Wymamrotała dziewczyna, gdy świat przed jej oczami zaczął wirować. Chłopak w ostatniej chwili złapał Livię, gdy nogi się pod nią ugięły i wziął dziewczynę na ręce.

Brunetka odpłynęła.

---------

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz