Rozdział 11

8 1 0
                                    

Gdy Livia wyszła z łazienki z mokrą głową, zastała w swoim pokoju stojącego przy łóżku Williama.

- Co tu robisz? - Zapytała niepewnie. Nie spodziewała się, zobaczyć chłopaka, a nie lubiła niespodzianek, więc jej serce momentalnie zabiło szybciej. Chociaż może to nie była kwestia tego, że się przestraszyła...

- Czekam na ciebie. - Odparł chłodno.

- Mogłam przyjść w ręczniku. - Uświadomiła to sobie. Gdyby nie miała zwyczaju ubierania i przebierania się tylko w łazience, mogłaby przywitać chłopaka praktycznie naga.

- Ale przyszłaś w ubraniu. - Odpowiedział niewzruszony.

- Co chcesz? - Zapytała, krzyżując ręce na piersi. Opanowanie się zawsze przychodziło jej z łatwością.

- Żebyś pojechała ze mną do Kwatery Głównej i dała się przebadać. - Chłopak wbijał w nią swoje ciemno szmaragdowe oczy.

- Nie ma takiej opcji. - Ostatnim razem, gdy ktoś ją badał, wyszła ze szpitala bez brata, z którym przyszła. Nie zamierzała mieć już nic wspólnego z medycyną. Sam fakt, że dała sobie opatrzyć wszystkie rany, był dla niej całkiem nowy.

- To będzie tylko kilka podstawowych badań.  - Westchnął chłopak. - Pobieranie krwi, EKG, prześwietlenie płuc... może jeszcze głowy.

- Nie. - Livia pozostawała stanowcza.

- To są całkowicie bezbolesne badania... - Zaczął tłumaczyć. - ...Może pobieranie krwi nie do końca, ale to będzie tylko chwilowe ukłucie...

- Nie. - Warknęła bardziej stanowczo, niżby chciała.

- Nie chodzi o ból? - Chłopak zmarszczył brwi wyraźnie niepewny. Livia nie odpowiedziała. - To o co chodzi?

- O nic. - Odburknęła, mijając chłopaka, gdy podchodziła do szafki nocnej, by odpiąć telefon od ładowania.

- O coś musi chodzić. - Nalegał chłopak. - Boisz się szpitali? - Złapał za jej ramię, gdy znów go mijała. Livia przystanęła.

- Nie boję się. - Westchnęła. To nie o strach chodziło. Nie bała się szpitali, nie bała się bólu, nie bała się lekarzy. Czuła do nich jedynie odrazę.

- Więc dlaczego nie chcesz dać się zbadać? - Ściszył głos. Livia czuła jakby chłopak chciał przewiercić się przez jej twarz na wylot i spojrzeć na podłogę za nią.

- A dlaczego ty tak bardzo chcesz, żebym dała się zbadać? - Warknęła.

- Twoje serce stanęło, a gdy zaczęło znowu bić, zachowywałaś się, jakby nic się nie stało.

- Bo nic się nie stało.

- Byłaś martwa. - Warknął przez zaciśnięte zęby. - Ale teraz nic ci nie jest... - Powiedział już bardziej spokojnie. Cały czas mocno zaciskał palce na ręce dziewczyny, zaraz nad łokciem. Livię uderzyły jego słowa. Podejrzewała co prawda, że to nie było normalne, ale gdy słyszała to z innych ust, brzmiało to groźniej.

- Muszę wiedzieć, jak to się stało. - Westchnął łagodnie.

- Brzydzę się szpitali, brzydzę się lekarzy. - Powiedziała cicho przez zęby, uważała, że chłopakowi należy się ta wiedza. - Brzydzę się tej bandy kłamców, którzy jedyne co robią to popełnianie błędów.

Brunet zmarszczył brwi, a Livia niepewnie zagryzła wargę. Nie potrafiła niczego odczytać z jego twarzy.

- Tylko o to chodzi? - Zapytał w końcu.

Livia skinęła głową.

- A jeśli ja to zrobię?

Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie.

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz