Rozdział 2

45 9 0
                                    

Livia najpierw poczuła silny, promieniujący ból głowy, później nadszedł ból lewej dłoni, gdy spróbowała poruszyć palcami. Gdy wzięła głęboki wdech, czuła jakby jej klatka piersiowa się rozrywała. W końcu dziewczyna otworzyła oczy. Momentalnie musiała je zmrużyć przed słońcem, które padało wprost na jej twarz. Dziewczyna spojrzała na biały sufit nad swoją głową i zamarła, to nie był sufit jej pokoju, z pęknięciem w kształcie żyrafy.. 

Gwałtownie podniosła się do siadu, momentalnie tego żałując. Poczuła ból w każdej, najmniejszej części ciała, przypominał on zakwasy, jednak nie był tak przyjemny. Nie, ten ból nie miał nic wspólnego z przyjemnością, sięgał każdego mięśnia, każdej najmniejszej kostki w jej ciele, dotykał miejsc, o których istnieniu Livia wcześniej nie miała pojęcia. 

Dziewczyna uniosła rękę, by dotknąć bolącego czoła, jednak zatrzymała ją w połowie, widząc, że jej dłoń jest sztywno obwinięta białym opatrunkiem, uniemożliwiającym jej poruszanie nadgarstkiem. Nie, żeby planowała nim poruszać. Samo trzymanie ręki w powietrzu wywoływało ból. Livia spróbowała poruszyć głową, by rozejrzeć się po nieznanym pomieszczeniu, jednak obróciwszy głowę w lewo, poczuła, jak skóra jej szyi napina się. Gdy zdrową ręką dotknęła tego miejsca, poczuła pod palcami chropowaty materiał opatrunku, przyklejonego do jej skóry czymś w rodzaju taśmy. To klej krępował jej ruchy. Momentalnie do głowy dziewczyny zaczęły napływać wspomnienia. 

Przypominała sobie, co działo się z nią, zanim się tutaj obudziła. Blady szaleniec zaatakował ją w jej domu, to on zranił jej dłoń i jej szyję. Dziewczyna pamiętała, że się broniła i... wtedy coś dziwnego stało się ze skórą napastnika. Wtedy wybiegła z mieszkania i pobiegła do baru... Co było dalej, uleciało jej z pamięci. Nie wiedziała, czy doszła do baru, czy nie, nie wiedziała, skąd się tutaj znalazła, nie wiedziała, gdzie była. Nie wiedziała, kto opatrzył jej rany i kto ją przebrał, bo koszulka, którą miała na sobie, zdecydowanie nie należała do niej. Byłą za duża i przede wszystkim męska. 

Livia rozejrzała się po pokoju. Siedziała na łóżku znajdującym się na środku pokoju, którego wnętrze oświetlały promienie słońca wpadające przez okno z lewej strony, za jej plecami. Rama okna była jedyną względnie nową rzeczą w całym pokoju. Ściany pomieszczenia pomalowane były na kolor beżowy, wpadający w żółć, co kontrastowało z ciemnym parkietem ułożonym w klasyczną jodłę oraz ciemniejszymi meblami. Obok łóżka w kolorze jasnego orzechu stałą mała szafka nocna do kompletu, na której stał nieduży, czarny zegar, którego wskazówki układały się w godzinę 11:09. W ścianie naprzeciwko łóżka znajdowały się ciemno orzechowe drzwi, po których lewej stronie stała wiśniowa komoda z trzema długimi szufladami. Każda z nich ozdobiona byłą staromodnymi dekoracjami wyrytymi w drewnie. Obok komody znajdował się wiśniowy fotel. Z kolei po drugiej stronie drzwi stała trzydrzwiowa szafa sięgająca samego sufitu, również wykonana z ciemnego drewna, zapewne w komplecie do komody. 

Dziewczyna zsunęła nogi z łóżka i powoli podniosła się, ignorując zawroty głowy, które na kilka sekund sprawiły, że przed oczami miała ciemność. Gdy to ustało, Livia spuściła wzrok na swoje nogi, miała na sobie swoje czarne legginsy, jednak czarne skarpetki zakrywające jej stopy nie należały do niej. Brunetka była wdzięczna losowi, za to, że ktokolwiek opatrzył jej rany i zmienił koszulkę, nie dotykał jej spodni. 

Na palcach podeszła do ciemnych drzwi i ostrożnie chwyciła za klamkę. Drzwi były zamknięte. Livia szarpnęła za klamkę, tym razem mocniej, jednak drzwi nie ustąpiły. 

Ogarnęła ją panika. Ktoś ją tu zamknął. Ktoś ją musiał porwać i zamknąć. Myślała, że takie rzeczy dzieją się jedynie w tanich filmach grozy i bajkach dla dzieci, a jednak to ona, w prawdziwym życiu została zamknięta w obcym domu. Wiedziała, że to nie była sprawka baby-jagi.

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz