Rozdział 13

5 0 0
                                    

Mimo że Livia była teraz narażona na jeszcze większe niebezpieczeństwo niż wcześniej, bo teraz była niemal całkowicie bezbronna, cieszyła się. Wolała być bezbronna niż bronić się przy użyciu innych ludzi. Gdy rano wychodziła do pracy, była spokojna, gdy wracała, była spokojna. Wiedziała, że jeśli będzie jej pisane umrzeć, to nie będzie się sprzeciwiać. Przez całe dwa tygodnie odkąd zamieszkała u Avy nic złego się nie wydarzyło. Żadne stworzenie krwi nie stanęło jej na drodze, nie budziła się w nocy, kaszląc krwią i nikt przez nią nie umierał. Mimo swojej wyprowadzki nie przestała widywać Williama. Chłopak codziennie po południu zjawiał się w barze, zamawiał kawę i przekąski i siedział aż do zamknięcia. Obserwował ją ze stolika pod oknem, a gdy zbliżała się pora zamknięcia i dziewczyna sprzątała bar, on zamiatał salę, po czym odprowadzał ją pod dom. Przez pierwsze kilka dni Livia była na niego zła, nie chciała, żeby ją niańczył, a tym bardziej pomagał jej w pracy, jednak gdy William nie odpuszczał, zaczęła się przyzwyczajać. Zaczęli też dużo rozmawiać, głównie ich dzieciństwie i o całym świecie magii — bo tak Livia żartobliwie nazywała tę część świata, gdzie występowały dzieci krwi i dzieci księżyca. Później tematy ich rozmów zeszły bardziej na sfery prywatne: zainteresowania, upodobania, ich dziwactwa. Okazało się, że poza niepoprawnym poczuciem humoru mieli ze sobą wiele wspólnego. Od kilku dni na widok Williama w brzuchu Livii budziły się motylki, do czego sama przed sobą nie chciała się przyznawać.

- Dwa aperole.

- Coś jeszcze? - Livia uśmiechała się do pary klientów siedzących przy stoliku naprzeciwko siebie. Bar "Banish był magicznym miejscem, gdzie stykały się dwa światy: zakochanych par i wulgarnych alkoholików.

- Dziękujemy.

Livia wróciła za bar, by zrealizować zebrane zamówienie. Zaczynał się robić duży ruch, więc musiała się sprężyć. Gdy nalała pierwsze cztery piwa i położyła je na tacy, zobaczyła, że do lokalu wchodzi zmoczony brunet. Ugryzła się we wnętrze policzka, żeby się nie uśmiechnąć.
- Proszę bardzo. - Mówiąc to, zaczęła stawiać kufle przed grupką czterech mężczyzn w średnim wieku, którzy zajęci byli oglądaniem meczu na telewizorze wiszącym pod sufitem obok baru. - W razie czego proszę wołać. - Powiedziała, wsadzając tacę pod pachę. Po wydaniu reszty zamówień przygotowała duże cappucino, na którym narysowała pianką uśmiechniętą buźkę i miskę chipsów. Wzięła tacę i skierowała się w stronę stolika pod oknem, gdzie siedział samotny brunet.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się.

- Dzień dobry. - Odpowiedział również uśmiechem.

- Jesteś mokry. - Zauważyła, stawiając kawę przed chłopakiem.

- Przed przyjściem oblałem sobie głowę wodą, no wiesz tak dla zabawy.

Livia parsknęła śmiechem.

- W razie czego proszę wołać. - Odwróciła się i z uśmiechem na ustach wróciła za bar, gdzie spojrzała na swoje odbicie w lustrze biegnącym wzdłuż półek. Jej włosy zaczęły już uciekać z kucyka, a blada twarz pokryta była czerwonymi pryszczami. Kucnęła i spróbowała poprawić włosy, jednak dużo to nie dało.

- Halo. - Usłyszała nagle pijany głos znad baru. - Halo.

- Tak? - Wyprostowała się. Za barem stało dwóch mężczyzn.

- Chce zapłacić. - Pijany mężczyzna mówił na tyle głośno, że zapewne słyszał go każdy gość.

- Oczywiście. Płacicie panowie razem czy osobno?

- Razem.

- Proszę bardzo. - Livia podeszła do komputera i wydrukowała rachunek mężczyzn. - To razem będzie czterdzieści.

- A ty ile bierzesz? - Mężczyzna oblizał wargi.

- Obecność i wysokość napiwku zależy od panów.

- Ile bierzesz za numerek na zapleczu? - Obaj mężczyźni zaczęli rechotać, ukazując przy tym niepełne zgryzy. Livia już otworzyła usta, by im odpowiedzieć, jednak ktoś ją uprzedził.

- Wyjdziecie sami, czy trzeba was wyprowadzić? - Obok mężczyzn pojawił się William z kamienną twarzą.

- Ej. - Oburzył się jeden z mężczyzn. - Gnojku ty, jeszcze nie zapłaciłem.

- Właśnie zapłaciłeś. - Brunet wyrwał z ręki mężczyzny naszykowany przez niego banknot o nominale 100 i podał go Livii. Dziewczyna przyjęła pieniądze. - Reszty nie trzeba.

- Ale... - Drugi mężczyzna zaczął protestować.

- Obsługa wam się podobała, więc zostawiliście duży napiwek, a teraz odprowadzę was do wyjścia.

Jak powiedział, tak zrobił i już po chwili stanął przy barze bez mężczyzn.

- Umiem sobie poradzić z pijanymi. - Zauważyła Livia, to była część jej pracy, do której była przyzwyczajona.

- Wiem, ale chciałem się trochę rozerwać. - William wzruszył ramionami i wrócił do swojego stolika.

***

Po zakończonym dniu pracy, Livia zamknęła drzwi baru i schowała klucze. William stał zaraz za nią z rękami w kieszeniach i zamyśloną miną.

- Chodźmy. - Powiedziała dziewczyna, ruszając wolnym krokiem przed siebie. Był środek nocy, więc na ulicach nie było nikogo.

- Nie podziękowałam ci za pomoc. - Odchrząknęła w końcu. - No wiesz, za tych pijanych typów. - William nie odpowiedział. - Więc dziękuję. - Ciągnęła. - Zawsze zdarzy się jakiś napalony kretyn.

- Nienawidzę takich ludzi. - Westchnął chłopak. - Myślą, że kobiety są tylko po to, żeby ich zadowolić, żeby mieli gdzie wsadzić te swoje napalone pały. - Skrzywił się.

- Rzygać mi się chce, gdy słyszę ich komentarze. - Stwierdziła Livia. - Czyli codziennie biorąc pod uwagę to, że pracuję w barze. - Parsknęła wymuszonym śmiechem.

- To nie powinno być normalne. - W głosie chłopaka słychać było złość.

- Wiem. - Westchnęła Livia.

- A ty jak się z tym czujesz? - William przystanął i spojrzał dziewczynie w oczy.

- Eee... Przyzwyczaiłam się. - Wzruszyła ramionami, czując, jak jej serce zaczyna galopować, gdy jej oczy zatapiają się w szmaragdowych tęczówkach Williama.

- Nie powinno tak być. - Chłopak położył rękę na jej policzku, kręcąc głową.

- Ich teksty wciąż są nieprzyjemne, ale już nie przeklinam ich na czym świat stoi... no przynajmniej nie w realu. - Uśmiechnęła się lekko.

- Och Livio... - Westchnął chłopak, pochylając się nad dziewczyną, po czym powoli złączył ich usta w ciepłym pocałunku. Livia poczuła, że miękną jej nogi, gdy usta Williama poruszały się na jej wargach. Chłopak zjechał swoją dłonią po jej ciele, aż zatrzymał się na biodrach dziewczyny, gdzie oparł obie ręce. Livia objęła jego kark i przyciągnęła do siebie. Już nie bała się pocałunków. Oderwali się od siebie, dopiero gdy obojgu zabrakło tchu.

- Czas na mnie. - Odchrząknęła dziewczyna, czując, jak jej policzki płoną.

- Dobranoc. - Uśmiechnął się William i obdarzył ją ostatnim, szybkim pocałunkiem.

- Dobranoc.

---------

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz