Rozdział 21

2 0 0
                                    

Gdy wrócili do domu, Livia poprosiła Jonathana, aby poszedł za nią do pokoju, gdzie usiadła na swoim łóżku. Chłopak stał na środku dywanu, wpatrując się w nią.

- Siadaj. - Bardziej poleciła, niż poprosiła. - Mam do ciebie parę pytań.

Jonathan usiadł sztywno w fotelu pod ścianą, nie odrywając wzroku od siostry.

- O czym rozmawialiście z Vincentem?

- Ja mam parę pytań, nie ty. - Powiedziała stanowczo, akcentując pierwsze słowo.

- Livio, naprawdę... - Zaczął chłopak błagalnym tonem, wyraz jego twarzy sprawiał wrażenie, jakby był on męczennikiem.

- Właśnie, skoro o prawdzie mowa. - Przerwała mu. - Dlaczego przez te cztery lata nie dałeś znaku życia?

- Już mówiłem, bałem się, że sprowadzę tym na ciebie niebezpieczeństwo.

Brunetka sięgnęła do guzików swojej koszuli i rozpięła pierwsze dwa, po czym zsunęła materiał koszuli oraz ramiączko stanika, ukazując nagą skórę szyi i obojczyka.

- Tak dowiedziałam się, kim jestem, tak dowiedziałam się o dzieciach krwi, a później dzieciach księżyca. - Zobaczyła, jak chłopak wyprostował się jeszcze bardziej, gdy jego wzrok spoczął na jej bliźnie ciągnącej się od ucha aż po obojczyk. Jego spojrzenie objęło również czerwona ślady na jej szyi, ślady dłoni Richarda.

- Nie miałem pojęcia, że w Krwawym Pałacu dzieje ci się krzywda, nigdy bym na to nie pozwolił.

- Blizna nie jest z Krwawego Pałacu. - Livia założyła ramiączko z powrotem i naciągnęła materiał koszuli.

- Nie?

- Wróciłam w nocy z pracy do domu, gdzie zaatakował mnie upiór, chciał się mną pożywić albo zabić, wszystko jedno. Uciekłam tylko i wyłącznie dlatego, że jak się okazało mam jakąś tajemniczą moc, której pragnie Richard, dlatego zmusił mnie do małżeństwa. Spaliłam tamto stworzenie krwi.

- Słyszałem o tym. - Oczy Jonathana zrobiły się większe.

- Rzecz w tym, że gdybym wiedziała o istnieniu stworzeń krwi, może wiedziałabym jak się bronić, czego użyć, okłamywanie mnie nie ochroniło mnie przed niebezpieczeństwem.

- Livio...

- Oczywiście nie winię tylko ciebie, dziadek też miał w tym swój udział, nawet większy. On okłamywał nas oboje.

- Owszem, może nie mówił nam o wszystkim, ale to też po to, by nas chronić.

- Nie mówię tylko o tym. Wiedziałeś, że nie jesteśmy rodzeństwem?

- Co masz na myśli? - Zdumiał się chłopak.

- Dziadek był cichym synem, czyli dzieckiem księżyca, ja według legendy jestem dzieckiem księżyca po części, ale ty nie możesz nim być w żadnym stopniu. Dzieci księżyca nie mogą przeżyć transformacji.

- Ale to nie ma sensu, wiedzielibyśmy o tym. - Jonathan zaczął kręcić głową. - Mamy tę samą grupę krwi, takie same oczy...

- A jednak nie jesteśmy rodzeństwem, przynajmniej nie biologicznym.

- To musi być jakaś pomyłka.

- Też miałam taką nadzieję, ale dzieci księżyca naprawdę nie mogą się przemienić, widziałam to na własne oczy... - Mruknęła, po czym wyprostowała się momentalnie. Widziała to na własne oczy. Lucas powinien umrzeć, ale nie umarł. Nie umarł, bo w pokoju rozpętał się pożar, który nie miał źródła. Livia spaliła upiora, czyli umiała wzniecić dziwny rodzaj ognia. Wszystko zaczęło się kleić. - William! - Krzyknęła, nagle wstając z łóżka. - Wrócimy jeszcze do tego. - Powiedziała już trochę ciszej do brata, po czym wybiegła z pokoju. - William! - Zawołała ponownie, zbiegając po schodach.

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz