Rozdział 15

8 0 0
                                    

Livia wróciła do pokoju z jabłkiem w ręce. Zabrała owoc z jadalni, która pełna była Dzieci księżyca nieświadomych tego, co ma się jutro wydarzyć. Poczucie winy nie pozwalało jej patrzeć im w oczy, więc, zamiast zjeść obiad, który był teraz wydawany, wzięła tylko jabłko. Straciła apetyt nawet na owoc, który położyła na biurku i ubrała żółtą bluzę, w której przyjechała tutaj rano. Wzięła do ręki torbę płócienną ze swoimi rzeczami i wyszła z pokoju. Powoli zeszła po schodach, żeby nie wzbudzać podejrzeń, po czym jak gdyby nigdy nic, wyszła z budynku. Na zewnątrz zapięła bluzę i schowała ręce do jej kieszeni. Spuściła głowę, patrząc na swoje buty i podeszła do bramy. Musiała się pośpieszyć, za półtorej godziny zacznie się ściemniać, co oznaczało, że na dotarcie do parku powstańców miała godzinę. Piechotą na pewno tak szybko tam nie dojdzie. Wiedziała, że park znajduje się niedaleko domu, w którym poznała Dzieci księżyca. Na oko było to osiem kilometrów stąd, znała drogę, bo obserwowała trasę, którą jechała kiedyś z Williamem. W głowie miała już utworzoną mapę całej okolicy. Wzrok dziewczyny padł na rządek rowerów opartych o ogrodzenie, może nikt się nie obrazi, jeśli zabierze jeden z nich. Tak też zrobiła, wzięła pierwszy z brzegu rower i już po chwili jechała z prawej strony drogi. Trasa była kręta, co chwilę Livia musiała się podnosić, by znów wjechać pod górę, z której zaraz zjeżdżała. Szybko się zmęczyła, jednak nie zwolniła. 

Po czterdziestu minutach wjechała do parku powstańców, w którym musiała znaleźć Krwawy Pałac. Nie było to trudne. Park był duży, brakowało tam wydeptanych ścieżek, które zaprowadziłyby Livię do celu, jednak poradziła sobie bez nich. Po kilku minutach jazdy w głąb parku, zza drzew zaczął wyłaniać się szeroki budynek z białą fasadą i czerwonym dachem. Do niewielkich, drewnianych drzwi prowadziła szara kostka brukowa. Livia zagryzła wnętrze policzka i powoli zeszła z roweru, który oparła o najbliższe drzewo. Zarzuciła sobie na ramię torbę i powoli zaczęła iść w stronę wejścia. Poza kilkoma wybitymi oknami, z zewnątrz Krwawy Pałac wyglądał zupełnie zwyczajnie. Livia ostrożnie stawiała kroki, czując, jak w jej głowie rozbrzmiewa ostry pisk. Szła z uniesioną głową, jednak rozglądała się na boki. Gdy weszła po kilku kamiennych stopniach i znalazła się już przy drzwiach, zapukała w nie lekko. Czekając czuła, jak w jej gardle formuje się gula stresu. Gdy nikt jej nie otworzył, Livia nacisnęła klamkę i drzwi ustąpiły. W środku było ciemno, nie paliły się tam żadne światła, a okna były zasłonięte, by nie wpuszczały do środka światła słonecznego. Livia zacisnęła dłonie na torbie, czekając, aż jej oczy przyzwyczają się do ciemności, po chwili zaczęła rozróżniać kształty dookoła.

- Halo? - Krzyknęła. - Jest tu kto?

Nagle dziewczyna poczuła, jak pisk w jej głowie gwałtownie stał się głośniejszy. Zanim zdążyła zareagować, została przyciśnięta do ściany obok drzwi. Przed oczami ukazał jej się zarys męskiej twarzy, białka w oczach świeciły w ciemności. Gdy postać otworzyła usta, zabłysły w nich kły.
- Mmmłoda krew... - Zasyczał upiór. - ...najsmaczniejsza.

- Nie radzę. - Livia wymusiła uśmiech.

Stworzenie krwi parsknęło śmiechem.

- Rzadko śniadanie samo do nas przychodzi. - Wysyczał, oblizując wargi.

- Zaprowadź mnie do Richarda Beard'a, czeka na mnie. - Livia przełknęła gulę w gardle, wpatrując się prosto w wygłodniałe oczy upiora.

- Myślisz, że Pan będzie chciał się z tobą zobaczyć? - Zakpiła postać. - Myślisz, że Pan czeka na ciebie, zwykłego śmiertelnika, głupią dziewuchę?

- Nazywam się Livia Walker. Jestem Córką krwawego księżyca. - Livia obserwowała, jak z twarzy upiora znika uśmiech, a w jego miejscu pojawia się przerażenie. - Twój pan na mnie czeka. - Postać puściła ją.

Złota krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz