Rozdział II

966 60 40
                                    

Nie minął cały dzień pod rządami Scaramouche, a nieznośny zawrót głowy i ból nerwów chwycił go po raz kolejny tego południa.

— Co, co? Dlaczego te wasze żeńskie stroje są takie kuse? — wymamrotałaś, poprawiając krawędzie bluzki ze skośnym wcięciem, które odkrywało ci znaczną część brzucha. Rozważałaś narzucenie na siebie jakiegoś płaszcza, ale wtedy na pewno przyciągnęłabyś uwagę i fatui, i normalnych ludzi. Spojrzałaś na Scaramouche z drwiną w oczach, tak jakby to on projektował te stroje. — Ach, wybacz. To twój fetysz, prawda? A raczej fetysz zbiorowy, skoro wszystkie kobiety w Fatui noszą takie ciuszki.

— Ach — głos Scaramouche przybierał na wadze z każdym słowem. — Gryzie cię to, bo ten strój nie ma za bardzo czego pokazać, hm? Nie dziwię się - nawet najlepsze stroje nie naprawią niektórych... ubytków — zmierzył cię wzrokiem, który krytycznie osądzał twoją figurę, a ty wykrzywiłaś usta w kwaśnym uśmiechu.

— Tak, tak, zauważyłam — odpowiedziałaś z westchnieniem, a Scaramouche zmarszczył brwi na twoją odpowiedź. Nie pasowała mu. — Musi cię to strasznie boleć, nie? Nawet w twoim stroju nie uwzględnili butów z podwyższeniem, bo nie są mobline, hm? Ale cóż... nawet najlepsze buty nie naprawiają niektórych... ubytków.

Bezczelny uśmiech rozciągnął twoje wargi, gdy Scaramouche rzucił się na ciebie z błyskawicą. Ręka buzująca elektrycznością zastawiała ci drogę przed tobą, a kopnięcie, które skierowałaś w bok Scaramouche, zostało zablokowane jego kolanem.

— Mówiłaś coś o moim wzroście?

— Ja? Nie. Może myślisz o tym tak często, że masz na tym punkcie halucynacje, hm?

Przygryzłaś wargę, gdy iskry elektryczności padły na twój policzek. Jeżeli miałaś piszczeć z bólu, to nie z powodu Scaramouche, ale już bardziej przez krople oleju na rozgrzanej patelni.

Patelnia była bardziej godna twoich krzyków niż ten niski Fatui.

— Nie waż się — szepnął, a niebo wydawało się spochmurnieć. — Nie waż się nigdy wypowiadać słowa o moim wyglądzie.

Spojrzałaś na niego w oskarżycielskim milczeniu.

— ...A komplementy, hm? Masz naprawdę śliczne oczy, ale z takim nastawieniem na pewno nie zdobędziesz jakiejkolwiek dziewczyny.

— ...

— Cóż, masz teraz mnie, w najgorszym słowa znaczeniu. Jeżeli z kimś się zwiążesz, będę wiedziała komu złożyć kondolencje.

— Twoje zadanie — Scaramouche zaczął neutralnym głosem, odsuwając się od ciebie. Musiał przekreślić cię z listy ludzi, z którymi warto było dyskutować, bo jego głos był zdecydowany i nieugięty, że nie było miejsca na jakikolwiek opór. — ...Twoje pierwsze zadanie polega na zamknięciu się i zauważenia sposobu, w jaki zostają rozdzieleniu Fatui. Użyj swojej głowy lub czyjejś, kradnąc schematy wart lub perswadując kogokolwiek chcesz. Dopóki tego nie wiesz, nie mam o czym z tobą mówić.

— Nie możesz mi sam powiedzieć? — powiedziałaś, ale w głowie odtwarzały ci się podstawy całej organizacji Fatui. Od Tsaritsy udało ci się ukraść dokumenty dzięki szczęściu i niezawodnym umiejętnościom, które byłyby bezużyteczne, gdybyś weszła do budynku pół minuty później.

— Pomieszało ci się coś w głowie od ostatniego wieczoru — Scaramouche założył ręce na siebie
i spojrzał na ciebie ostrym wzrokiem. — Wartość informacji jest równa temu, jak dużo oddałeś, by ją zdobyć. Czy ty na pewno jesteś złodziejką? Nie wykazujesz podstawowych umiejętności umysłowych potrzebnych do tego zawodu.

【Scaramouche x Reader】 Czerwone róże【Willow&Akoe】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz