Rozdział V

909 61 17
                                    


Festiwal był już daleko za wami, a ty z żalem wzdychałaś przez fakt, że Scaramouche odmówił dalszego spaceru ulicami Liyue, gdzie zaczęło się pojawiać jeszcze więcej stoisk
z jedzeniem. (Ludzie zawsze są głodni po głównym evencie, prawda?)

Musieliście jednak wrócić do obozu.

Leniwym ruchem ręki odgoniłaś kryształowego motyla, który leciał obok twojej głowy. Trawa szeleściła cicho, za każdym razem, gdy któreś z was postawiło krok.

Między wami panowała nawet przyjemna cisza.

Nie czuć było grama uszczypliwości w atmosferze, a nawet pozwoliłaś sobie odwrócić wzrok od Scaramouche i przestać wyczekiwać ataku lub oskarżenia z jego strony. On sam szedł niewiele przed tobą, w każdej chwili mógłby łatwo przebić się przez twoją klatkę piersiową, a ty miałabyś niewielkie predyspozycje do ucieczki przed śmiercią.

Na razie Scaramouche zachowywał się przyzwoicie, jak na beznamiętnego zabójcę. Wydawał się nawet na ciebie czekać bez większego narzekania, że odlatywałaś myślami z powrotem do Liyue.

— Na pewno nie chcesz mi powiedzieć czego sobie życzyłeś? — nalegałaś, a w odpowiedzi dostałaś puste spojrzenie i westchnięcie. — Nie możesz mieć mi tego za złe! Kolekcjonowanie informacji to moja pasja.

— Właśnie dlatego nic nie powinienem ci mówić.

— Heh... — westchnęłaś, przygryzając bok policzka. — ...Jestem pewna, że i tak zażyczyłeś sobie czegoś cringe'owego. Na przykład awansu u Tsaritsy.

— Każdy inny fatui zamordowałaby cię za te słowa.

— Z kolei ty byś pogrzebał mnie żywcem.

— Nie ja — odpowiedział z nonszalancją Scaramouche. — Jeżeli nie muszę, wolałbym nie patrzeć zarówno na twoją twarz jak i na twoje zwłoki. Twoi przyjaciele z obozu na pewno zabiliby cię litościwiej niż ja.

— Smuteczek.

Przeszliście na lewą drogę na rozdrożu. Księżyc już wisiał wysoko na niebie i błyszczał do was namiętnie. Scaramouche był wyeksponowany na ten blask. Jego jasne, miękkie rysy były bardzo wyraźne, a ciemne oczy nabrały jakiegoś błękitnego połysku.

Gdyby nie był taki zgryźliwy, może powiedziałabyś mu, że wygląda w tej chwili bajkowo.

Twój honor jednak ci na to nie pozwolił, więc postanowiłaś nie odzywać się przez resztę drogi ani słowem. Scaramouche stanął i obrócił się do ciebie.

Szedł wolno, ale w przeciwieństwie do wielu poprzednich razy, nie wyglądał na gotowego do walki. Wyczuliłaś zmysły, ale zrobiłaś wszystko by nie przybrać pozycji obronnej. Tak, tak - nie bałaś się go. Przed chwilą przecież...

— Nie spinaj się tak — Scaramouche przewrócił oczami, ale nie udało mu się sarkazmem zakryć odrobinki rozbawienia. — Chcę ci tylko powiedzieć o kolejnych pracach, jakie przyjmiesz. Oczywiście, jeżeli chcesz, bo w każdej chwili możesz oddać mi dokumenty i zmyć się, a ja dopilnuję, by przez pierwszy miesiąc nikt nie dowiedział się o twojej tożsamości.

— A później zaczniecie mnie szukać, huh?

— Ucieczka i zaszycie się w jakieś wiosce przez miesiąc jest dla ciebie za trudne? Byłem pewny, że to robisz na życie.

— W przeciwieństwie do ciebie, mam świadomość moich obowiązków i jestem lojalna.

— Niczym pies.

Spojrzałaś na niego bezwyrazowym wzrokiem, ale nie powiedziałaś już ani słowa.

Ten gość cię po prostu odmóżdżał.

【Scaramouche x Reader】 Czerwone róże【Willow&Akoe】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz