Rozdział VI

917 64 50
                                    

Krótką i szybką przysługą okazało się morderstwo. Łatwe prawda? Szczególnie kiedy masz
u swojego boku agresywnego psychopatę, który od dziesięciu minut torturował łkającego mężczyznę.

— Tsk... Ten gość jest bezużyteczny — Scaramouche kopnął go, przebijając na wylot swoją kataną. Zrobiłaś zdjęcie nieboszczykowi i natychmiast odwróciłaś wzrok od zmasakrowanego ciała. Martwy mężczyzna zdecydowanie nie należał do osób, których byłoby ci szkoda. Miał na swym koncie wykorzystywanie pracowników, gwałty oraz szantaż. To ostatnie było powodem dla, którego Pani Gretia chciała się go pozbyć oraz zwinąć z jego domu, grożące jej dokumenty.

— Możemy już wracać? — westchnęłaś wywracając oczami.

— Spieszy ci się gdzieś? — uniósł brew. — Mogłabyś popodziwiać scenerię — wskazał na nieboszczyka.

— Słaby masz gust, jeżeli chcesz podziwiać tak nieestetyczne miejsce zbrodni — rzuciłaś od niechcenia, odwracając się na pięcie.

— Ja przynajmniej mam gust, w porównaniu do ciebie — opuściliście budynek, niezauważeni.

— Nie powiedziałabym, twój fryzjer albo cię nienawidzi, albo ty masz słabe upodobania.

***

W dobrym humorze weszłaś do wynajętego wcześniej pokoju. Oczywiście przez Scaramouche. Skoro już jest twoim "szefem", to niech się też na coś przyda!

— Co się szczerzysz jak głupi do sera, huh? — słysząc głos mężczyzny, twój wzrok spochmurniał. Oczywiście, że nie mogłaś już nawet ekscytować się myślą o pójściu na bal maskowy!
Od miesięcy nie byłaś na żadnym wystawnym przyjęciu, co bardzo cię dołowało- oznaczało to, że ostatnio nie ubiegali się o ciebie bogaci klienci. Kiedy w końcu miałaś okazję na jakiś zawitać, to jakiś kurdupel z Fatui musiał się przypałętać! Może i zdobyłaś bilety tylko dzięki niemu... Jednak to nie miało znaczenia!

— Hmph, nie twój interes — rzuciłaś bilety na stół od razu kierując się do łazienki. Scaramouche uniósł brwi, na dźwięk trzaśnięcia drzwiami.

— Okres ma, czy co? — mruknął do siebie. Zrozumienie ludzi było ciężkim zadaniem, ale zrozumienie ciebie było jeszcze trudniejsze. W jednej chwili próbowałaś go zabić, w drugiej całowałaś go. Raz łapiesz go za każde słowo, aby potem obdarzyć go najszczerszym uśmiechem. Jednak po chwili zdał sobie sprawę... Czy on nie robił... Tego samego? Dlaczego mimo, że tak bardzo chciał twojej śmierci, mimo, że tak bardzo go denerwowałaś... Dlaczego ciężko było mu na myśl, że... Wzdrygnął się. Nie potrzebował tego. Uczucia są ludzkie, a on był bytem ponad ludzkim. Uczucia... Są dla słabych. A on nie był słaby.

W tym momencie wyszłaś z łazienki. Twoja twarz zdawała się bardziej zrelaksowana.
Ciepła kąpiel była zdecydowanie czymś czego potrzebowałaś. Spojrzałaś na Scaramouche łagodniejszym wzrokiem.

— Wiem, że masz pewnie dla mnie jakąś robotę, ale chciałabym w miarę możliwości cieszyć się wydarzeniem — odparłaś spokojnie. "I zgarnąć wzmacniacz wizji dla siebie, o ile będzie to możliwe" — dodałaś w myślach.

Harbinger milczał, przez chwilę, myśląc o czymś.

— Potrzebuję cię tylko jako przykrywki. Nie chcę, abyś mi przeszkadzała podczas głównego wydarzenia.

— ... Wspaniale — odparłaś. — Czyli nasze cele się pokrywają — rzekłaś z lekkością, mimo, że z jakiegoś powodu poczułaś się urażona.

***

Spokojna muzyka, rozmowy z lamką szampana, eleganckie suknie i wytworne garnitury,
a wszystko to dopełniały wymyślne maski. Brakowało ci tego. To czego ci nie brakowało jednak to taniec otwierający przyjęcie. Szczególnie, że ubrałaś wysokie, obcierające szpilki, tylko po to, aby być parę centymetrów wyższa niż twój partner, którego buty i tak miały wysoką podeszwę. Po raz kolejny prawie się potknęłaś, a Scaramouche musiał ratować sytuację.

【Scaramouche x Reader】 Czerwone róże【Willow&Akoe】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz