Rozdział III

910 58 33
                                    

Obudziłaś się wczesnym rankiem. Jęknęłaś czując, prześwitujące przez nieszczelny namiot, światło na swojej twarzy. Obróciłaś się na drugi bok, spotykając się z ciepłym, równym oddechem. Poduszka, która miała oddzielać ciebie oraz Scaramouche najwidoczniej spadła, gdyż zdarzyła się dla ciebie, wręcz nierealna, szansa na obserwowanie śpiącego Harbingera. Pomyśleć, że wyglądał tak niewinnie podczas snu. Jedak nie to było dla ciebie najdziwniejsze.
W namiocie panowała idealna cisza, tak wielka, że mogłaś usłyszeć swoje bicie serca. Jednak tylko swoje. Zmarszczyłaś brwi. Dlaczego mogłaś czuć jego oddech, ale nie bicie serca? Nie dawało ci to spokoju. Delikatnie wyciągnęłaś przed siebie dłoń, umieszczając ją spokojnie na jego klatce piersiowej. Nie czułaś nic.

— Co ty robisz...? — usłyszałaś zirytowany, nieco zaspany i zachrypnięty głos. Przeniosłaś wzrok na jego twarz. Powstrzymałaś się od zachichotania, widząc zmrużone, rozmyte oczy oraz jego rozczochrane włosy, które kontrastowały do jego zwyczajnego, perfekcyjnego wyglądu.

— Sprawdzam czy żyjesz — wykrzywiłaś usta w niewinnym uśmiechu, wycofując swoją rękę. — Masz niepokojąco lekki sen.

Nie odpowiedział na twój komentarz przewracając się na drugi bok. Wywróciłaś oczami, wstając z łóżka. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczęłaś się rozciągać.

Scaramouche natomiast został zalany falą niechcianych wspomnień. Wspomnień z okresu kiedy jeszcze nie był skazany na wieczny sen i zapomnienie. Kiedy ona, gładziła jego włosy z podobną delikatnością. Wspomnienia z czasów kiedy jeszcze posiadał serce.

***

Dzień przebiegał niezwykle spokojnie. Wyruszyłaś z Scaramouche załatwić parę interesów, podczas których głównie spisywałaś każde słowo wypowiedziane przez niego oraz rozmówcę. Nie podobała ci się taka robota, ale cóż innego miałaś robić, gdy zostałaś przedstawiona jako jego asystentka...?

Westchnęłaś podążając dwa kroki za nim. Zbliżał się już zachód słońca, lecz Scaramouche zamiast do obozu, postanowił odbić w innym kierunku. Tym sposobem znaleźliście się na niedalekim klifie. Na twoją twarz wkradł się mały uśmiech. Znałaś dobre to miejsce i jego scenerię. W końcu nie raz tu przychodziłaś, kiedy byłaś młodsza. Scaramouche bez słowa usiadł na krańcu urwiska, wpatrując się w wielkim zamyśleniu w rozpościerającą się scenerię, zdawało się, że od rana coś go trapiło. Rozejrzałaś się, a nie widząc żadnych niepożądanych osób usiadłaś koło niego.

— Nie jesteś człowiekiem, prawda? — zapytałaś spontanicznie. Niespodziewane pytanie wybiło go z nastroju.

— Przepraszam, co? — powoli odwrócił się w twoją stronę. Wpatrzona w pomarańczowe niebo kontynuowałaś;

— Trzeba przyznać, że nie widać tego na pierwszy rzut oka. Wyglądasz i zachowujesz się jak normalny, no może nie do końca normalny, zważywszy na twój poziom agresji, człowiek.
Ale paru szczegółów nie da się przeoczyć — odwróciłaś się, krzyżując z nim spojrzenie. — Wyrażasz się o ludziach z wyższością, jakbyś do nich nie należał. Jakby tego było mało, nie słychać twojego bicia serca. Nie jest ciężko domyślić się, że nie jesteś człowiekiem, kiedy już zwrócisz na to uwagę — swój wzrok znów skierowałaś na słońce chowające się za horyzontem, przywołujące falę nostalgii.

Scaramouche zdziwiony nagłym spokojem w twoim głosie jeszcze przez chwilę wpatrywał się
w twoją sylwetkę. Westchnął mamrocząc coś pod nosem. Komfortowa cisza panowała między wami, jednak przerwało ją kolejne z twoich zaskakujących pytań.

— Kochałeś kiedyś kogoś?

— Jeżeli myślisz, że działają na mnie twoje sztuczki, to grubo się mylisz — warknął z irytacją.

【Scaramouche x Reader】 Czerwone róże【Willow&Akoe】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz