Rozdział 17

471 16 2
                                    

Wbiegłam do pokoju trzaskając drzwiami, moje włosy były jeszcze wilgotne, a twarz zalana łzami. Nie potrafiłam tego pohamować, cała drżałam. Z zimna, ze złości i gniewu, który przepełniał mój umysł. Moje serce biło głośno i szybko, mogłabym przysiąc, że chciało wyskoczyć z piersi. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież, wpuszczając świeże powietrze. Wyjrzałam za parapet, ulica była cicha i spokojna, zupełnie przeciwna do stanu w jakim znajdowałam się ja. Odchyliłam głowę do tyłu, pociągając nosem. Oddychałam ciężko, nabierając do płuc więcej tlenu za każdym wdechem, ale to nie przynosiło ulgi. Moje serce cierpiało i nic nie zdołałoby teraz go uleczyć, nic oprócz osoby, która na ten ból mnie skazała. Jednak wiedziałam, że było to niemożliwe. Adam Foss nie kochał samego siebie, więc jak miał pokochać kogokolwiek? Serce tego chłopaka pokrywała ogromna warstwa kurzu, był zniszczony przez ludzi, którzy tak dawno przypięli mu łatkę. Nie obchodził go nikt, a on sam też nie obchodził nikogo. Żył pośród mieszkańców, ale zawsze był z boku. Izolował się, by nie rzucać w oczy ludziom, których spojrzeń najbardziej się bał. Adam bał się świata. Świata, który kiedyś nie pozostawił na nim suchej nitki. W tym właśnie byliśmy do siebie podobni, ja też nigdy nie potrafiłam stawiać czoła problemom, zawsze uciekałam. Ale teraz, kiedy myślałam, że zbliżyłam się do niego chociażby odrobinę bardziej, znów dotarło do mnie jak ogromna przepaść nas dzieliła.

Przebrałam się w luźną koszulkę i związałam włosy w niechlujny kucyk. Chciałam już zgasić światło i położyć się do ciepłego łóżka, ale moje zamiary przerwała Lisa.

— Możesz mi wytłumaczyć co Ty wyprawiasz, Lanie?! — wykrzyczała, wbiegając do mojego pokoju. Nie wiedziałam co się dzieje, podniosłam się na rękach i odwróciłam głowę w jej kierunku, od razu natrafiają na tą gromiącą złością twarz. Jej blada cera zupełnie poczerwieniała, a usta były wygięte w grymasie. Nigdy dotąd nie widziałam jej w takim stanie. — Ostrzegałam, że masz nie mieszać się w sprawy śledztwa! A Ty przychodzisz na komisariat i nawet powieka Ci nie drgnie, kiedy proszę żebyś wyszła!

— Chciałam tylko pomóc — westchnęłam, siadając na skraju łóżka. — Ale może faktycznie, to było niepotrzebne.. — Opuściłam głowę na parkiet i wbiłam w wzrok w podłogę. Próbowałam być silna, naprawdę się starałam, ale łzy po chwili znów zaczęły wydostawać się z moich oczu i spływać po policzkach.

— Lanie, Ty płaczesz? — mruknęła, znacznie lżejszym tonem. Przetarłam dłonią po twarzy, starając się zetrzeć słone krople, ale ona w kilka chwil znalazła się przed moim łóżkiem. — Co się dzieje? Gdzie byłaś cały wieczór, martwiłam się..

— Martwiłaś? — parsknęłam pod nosem, unosząc na nią wzrok. Jej oczy były tak cholernie puste. — Chyba się przejęzyczyłaś, czekałaś, aż wrócę, żeby przylecieć tu z pretensjami.

— Byłaś z Adamem, mam rację? — wycedziła, a jej czoło bardziej się zmarszczyło. Nie odpowiedziałam, ale ona wiedziała. Miała ten pieprzony policyjny instynkt. — Zakazałam Ci widywania się z tym chłopakiem, on nie jest towarzystwem dla Ciebie!

— Możesz czasami wyluzować?

— Czy Ty się słyszysz, Lanie? Musisz ciągle stawiać na swoim, nie potrafisz raz się ugiąć i zrobić to o co proszę?

— Nie miałaś przypadkiem przestać wtrącać się w moje życie? Wydaje mi się, że ostatnio dosadnie Ci to nakreśliłam! Kim Ty jesteś do cholery, żeby mówić mi z kim mogę się widywać, a z kim nie?

— Nie tym tonem! Jesteś pod moją opieką i masz się mnie słuchać!

— Będę mówić tym tonem! — wykrzyczałam ze złością. — Mam dość Ciebie i tego całego pieprzonego syfu, który jest w około!

SparedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz