Następnego dnia Hermiona budzi się z ostrym pulsowaniem w skroniach. I ze źrenicami, które nie chcą pracować prawidłowo, gdy spotykają się z jasnym światłem poranka. Oraz z posmakiem co najmniej tygodniowych odpadków na języku.
— Och, do diabła — jęczy w poduszkę. — Co ja narobiłam?
Na początku nie pamięta, jak to się stało. A potem wydarzenia poprzedniej nocy wracają do niej z jaskrawą, wręcz bolesną wyrazistością.
***
Wszystko zaczęło się tak niewinnie. Rozstała się z Harrym i Ginny tak szybko, jak było to możliwe, nie chcąc być świadkiem ich nieuniknionych pocałunków i zdecydowanie zbyt intensywnej wylewności. Gdy patrzyła, jak jej przyjaciele znikają w mroku nocy, poczuła ulgę, że tak dobrze przyjęli jej wiadomości.
Ale nagle ulga przerodziła się w całkowite przerażenie. Ponieważ ona rzeczywiście lubiła Dracona Malfoya. Naprawdę go lubiła.
Co mogło potoczyć się źle. I to nawet bardzo.
Panika bulgotała w piersi Hermiony i jedyne, o czym dziewczyna mogła pomyśleć, to by aportować się z zaułka obok mugolskiej restauracji prosto na chodnik przed Ulicą Pokątną 1. Majaczący przed nią Dziurawy Kocioł był jasny i przyjazny, a zza otwartych drzwi dobiegał gwar miłych rozmów piątkowej nocy. Ostrożnie zajrzała w brudne okna, ale nie zobaczyła w środku nikogo, kogo by znała.
Zaciskając usta w ponurą linię, weszła do środka, pomaszerowała do długiego baru i zamówiła największą szklankę Ognistej Whisky, jaką mieli, proszęidziękuję. Pierwszy łyk parzył jej gardło, a ona zaczęła się zastanawiać, jak u diabła Draco był w stanie pić taki trunek butelkę po butelce. Oczywiście oznaczało to tylko, że musiała spróbować więcej.
Przy drugiej szklance wszystkie rzeczy, które powiedziała Harry'emu i Ginny, powróciły do jej umysłu jak bumerang. Sposób, w jaki Draco rozśmieszał ją wbrew sobie. Albo sposób, w jaki mówił o wojnie, jakby nie miał urazy do ich rozmów na ten temat. Albo sposób, w jaki próbował zrzucić z siebie swoją brzydką przeszłość niczym starą skórę. No dobra, niech będzie, pomyślała też o tym, że bardzo chciała dowiedzieć się, jak smakują jego usta.
Przy czwartej szklance podzieliła się z barmanką tą informacją. A przynajmniej jakąś jej wersją.
— To palant — zaczęła Hermiona, rozlewając alkohol ze swojej szklanki, kiedy machnęła dłonią.
Barmanka, starsza czarownica o szerokiej i przyjaznej twarzy, kiwnęła głową ze współczuciem i podała innemu klientowi dolewkę.
— Oni wszyscy nimi są, kochana.
— Ach, ale ten to szczególny palant. Były nawet artykuły o jego głupkowatości. Opublikowane.
Barmanka bez komentarza zaczęła wieszać czyste szklanki nad barem. Niestety, Hermiona zinterpretowała ten brak odpowiedzi jako sygnał do dalszego bełkotania.
— To znaczy, jest arogancki — ciągnęła. — Wciąż. Po tylu latach. Nawet jeśli teraz ma wyrzuty sumienia, jest zmartwiony, smutny i... i cholernie podobny do Batmana, nadal uważa się za kogoś świetnego.
— A ty się z tym nie zgadzasz? — zapytała barmanka.
Hermiona upiła kolejny łyk whisky i jęknęła.
— Na tym polega problem: jest świetny. Po prostu nie w taki sposób, w jaki o sobie myśli. To znaczy tak, jest wysportowany, przystojny i bogaty. Stąd porównanie do Batmana. Ale jest też zabawny. I sprytny. I spostrzegawczy. I szczery, choć niegdyś taki nie był. I... i te jego oczy. Merlinie, jego oczy.
CZYTASZ
[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | Dramione
ФанфикDopiero po podarowaniu Neville'owi Longbottomowi i jego nowej dziewczynie Hannie Abbott bazyliowo-truskawkowego biszkoptu, wręczeniu Lunie i Ksenofiliusowi Lovegoodom tuzina rabarbarowych ciastek oraz kolejnym koszu babeczek pokrytych ganaszem, któr...