Rozdział 17

2.8K 201 27
                                    

— A więc — mamrocze Hermiona nad brzegiem kieliszka — możliwe, że spotykam się z Draconem Malfoyem.

Harry wzdryga się na jej wyznanie, ale za to Ginny piszczy triumfalnie.

— Wiedziałam! — praktycznie krzyczy, sprawiając, że pozostali goście wymyślnej, mugolskiej restauracji rzucają nagłe spojrzenia w stronę ich stolika. — Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam!

Hermiona wzdycha i odstawia swoje wino – Chateaux Margaux z 1989 roku, bo lubi się rozpieszczać, gdy nie przebywa w obecności Dracona. Jest piątek. Wieczór. Dzień przed jej następną... no cóż, randką z Draco, skoro w końcu zdecydowała się wyznać ten fakt Harry'emu i Ginny. Przy dobrym jedzeniu. I dużej ilości Bordeaux.

— Nie myliłeś się ze swoimi podejrzeniami, Harry — przyznaje. — Ale przysięgam, to po prostu samo się stało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to rzeczywiście się dzieje, dopóki tamtego wieczora nie zasiałeś tego pomysłu w mojej głowie.

— Jestem w tym całkiem dobry — mówi Harry, mądrze kiwając głową.

Ginny tylko przewraca na niego oczami i nachyla się ku Hermionie.

— Opowiedz mi. Opowiedz mi wszystko.

— Nie jestem nawet pewna, od czego zacząć.

— Zacznij od pocałunków — sugeruje Ginny. — Zawsze dobrze jest zacząć od pocałunków.

Harry dławi się dramatycznie, a kilku bardziej zirytowanych klientów restauracji ponownie wpatruje się w ich stół. Harry wygląda, jakby miał zamiar kontynuować ten głośny pokaz wstrętu, więc Hermiona gwałtownie macha dłonią, chcąc odeprzeć pomysł Ginny.

— Nie, nie, nie! To nie tak. Nie sądzę, żebyśmy celowo ze sobą randkowali; bardziej jakbyśmy... „de facto randkowali", tak bym to nazwała. To znaczy, jeszcze się nie całowaliśmy. Cóż, z wyjątkiem tego razu, kiedy w zeszłym tygodniu pocałowałam go w policzek. I dwa tygodnie temu. Ale wtedy zrobiłam to tylko po to, żeby go sprowokować, bo nie poprosił mnie wcześniej o pozwolenie na połączenie naszych kominków siecią Fiuu...

— Co takiego? — Harry wzdycha dramatycznie.

— Och, to było tylko małe nieporozumienie. Widzicie, Draco zauważył, że potajemnie tak naprawdę nienawidzę teleportacji...

— Nienawidzisz się teleportować? — pyta Ginny, zaskoczona, a Harry kiwa głową ze zrozumieniem. Jej przyjaciel niewątpliwie pamięta dzień, w którym Hermiona perfekcyjnie zdała swój egzamin i otrzymała oficjalne uprawnienia do teleportacji. Tak samo, jak pamięta dzień, w którym ten paskudny Śmierciożerca, Yaxley, zmusił ją do walki z nim podczas wojny i tym samym zrujnował dla niej całą ideę magicznego przenoszenia się między miejscami.

— Nienawidzę tego. Prawie tak samo jak latania. Więc technicznie Draco próbował zrobić dla mnie coś naprawdę przemyślanego. Choć w irytująco nachalny sposób.

— Uch, tak — mówi Harry.

— Ale było to też całkiem urocze — argumentuje Hermiona. — Myślę, że on po prostu nie wie, jak powstrzymać się przed swoją ekstrawagancją. Podobnie jak w przypadku wina, które zaserwował na naszej pierwszej kolacji. To znaczy, Merlinie, jednak butelka Cheval Blanc z 1947 roku prawdopodobnie kosztuje więcej niż całe moje mieszkanie...

— Ale to Malfoy, prawda? — prycha Harry. — To wszystko jedno wielkie przedstawienie. Jak te jego głupie pawie.

Hermiona krzywi się na ten przerywnik z jego strony.

— Draco nawet nie lubi pawi. Najwyraźniej są strasznie podłe dla Plejadesa...

— Ple-co?

— Plejadesa. To puchacz Dracona. Którego swoją drogą uwielbiam i który jest dla mnie cudowny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak zmusiliśmy go do przenoszenia listów między nami podczas obiadu w zeszłym tygodniu. I to przez prawie cztery godziny, aż w końcu miał już tego serdecznie dość i...

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz