Ron Weasley jest porywczy. Pansy Parkinson jest bezwzględna. I oboje potrzebują oczyścić swoje podniebienia.
Miniaturka z uniwersum Szarlotek i innych form rekompensaty.
_____
Środa, 3 maja 2000, 1:18
Kiedy Ron Weasley po raz pierwszy całuje Pansy Parkinson, smakuje ona jak ogień.
Ron nigdy nie przyznał się do tego na głos – ani nawet w myślach – ale wiele razy wyobrażał sobie, jak mogłaby smakować Pansy. Wiele razy.
Mijając ją na korytarzach Hogwartu. Wycelowując ku niej gniewne spojrzenia poza Wielką Salą. Wpatrując się w tył jej głowy w klasie eliksirów. I bardzo starał się zachowywać ciszę pod prysznicem, żeby rodzeństwo lub współlokatorzy nie mogli usłyszeć jego jęków.
W każdej wyimaginowanej sytuacji – w każdej fantazji – Ron wyobrażał sobie, że Pansy smakuje jak chłód. Że jej okrutny różowy język będzie przypominał śliską kostkę lodu na jego własnym. Ale tam, w pobliżu łazienek Dziurawego Kotła, w środku całej tej imprezy „Smucimy się z powodu wojny" urządzonej przez Hermionę, Pansy Parkinson smakuje wręcz parząco.
Ron domyśla się, że ma to coś wspólnego z tymi wszystkimi szklankami rumu, które wcześniej wypili. A może to z powodu długiej kolejki szotów Ognistej Whisky, które Pansy zamówiła dla nich na początku wieczoru. W jakiejś niejasnej części swojego mózgu – która najwyraźniej wciąż pracuje, podczas gdy inne części jego ciała próbują się w niej, do cholery, utopić – Ron sądzi, że smakuje ona głównie jak whisky.
Ale jest tam też coś jeszcze. Coś czającego się na krawędzi jej języka lub w oddechu, który on wciąga do swoich ust, za każdym razem, gdy ona jęczy.
Język ognia, szepcze jego mózg, a Ron prawie się śmieje. Pansy musi wyczuć jego tęsknotę, ponieważ jej usta układają się w uśmiech. Przerywa ich pocałunek na tyle długo, by móc zaśmiać się gardłowo.
— Weasley?
— Parkinson — odpowiada. Tyle że jego głos jest tak surowy, że praktycznie szepcze. Na ten dźwięk Pansy wydaje z siebie dziki pomruk, owija palce wokół jego szyi i przyciąga jego głowę z powrotem ku sobie.
Potem Ron stara się już więcej nie myśleć.
Nie chce zastanawiać się nad tym, kogo całuje. Albo dlaczego jedna z jego rąk wije się wokół jej talii, podczas gdy druga wplątuje się w jej czarne włosy. Albo o tym, jak przód jej głupio fantazyjnej sukienki dociska się do jego ciała, a górna część jej ud muska – o Merlinie – jego krocze.
Już ma zaciągnąć ją do męskiej toalety i naprawdę przestać myśleć, kiedy dźwięk odchrząknięcia sprawia, że zamiera.
Ron rozchyla powieki i widzi niepokojącą ilość błękitu – jej tęczówki, jak po chwili zdaje sobie sprawę. Podobnie jak jego własne oczy Pansy są jasnoniebieskie. Ale jej tęczówki są otoczone żywym odcieniem indygo, co sprawia, że Ron zaciąga się jednym, ostrym oddechem.
Pansy nie przerywa kontaktu wzrokowego. Nawet nie mruga. To jednocześnie zagmatwane, niesamowite i przerażające, więc Ron odwraca głowę, by stawić czoła intruzowi.
To ten gość, który spotyka się z Teodorem Nottem – Erik, prawda? – stoi obok nich, z uniesionymi brwiami i ustami zaciśniętymi w wąską linię. Jakby z pewnym trudem starał się nie uśmiechać.
— Przepraszam — mówi grzecznie Erik.
— Spieprzaj, Erik — mruczy Pansy, a Ron czuje na swojej szyi cień jej oddechu.

CZYTASZ
[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | Dramione
FanficDopiero po podarowaniu Neville'owi Longbottomowi i jego nowej dziewczynie Hannie Abbott bazyliowo-truskawkowego biszkoptu, wręczeniu Lunie i Ksenofiliusowi Lovegoodom tuzina rabarbarowych ciastek oraz kolejnym koszu babeczek pokrytych ganaszem, któr...