Rozdział 19

3K 231 31
                                    

Napięcie w kręgosłupie Hermiony nieznacznie słabnie, kiedy Narcyza Malfoy wstaje, by ją powitać. To nie wina tego, co kobieta mówi lub robi, per se; to tylko uporczywe poczucie wyższości, które wydaje się promieniować z niej, jakby była to aura każdego z Malfoyów. Prawie tak, jakby przywileje i bogactwo składały się na ich DNA.

— Panno Granger — mówi ciepło Narcyza, emanując aurą szlachectwa, na którą Hermiona aż zaciska zęby. — Jak miło, że dzisiaj do mnie dołączyłaś.

Jakby twoje zaproszenie pozostawiło mi jakiś wybór.

Hermiona mówi na głos:

— To miło z pani strony, że mnie pani zaprosiła, pani Malfoy.

— Mówi mi Narcyzo, proszę. Nie ograniczajmy się do formalności.

— W porządku. Ale nalegam, żebyś nazywała mnie Hermioną. Słyszałam w swoim życiu już wystarczająco dużo „Granger" od twojego syna.

Na jednym z policzków Narcyzy odruchowo pojawia się lekki dołeczek. Kobieta wygładza niewidoczną zmarszczkę na szatach, być może starając się ukryć rozbawienie.

— Przypuszczam, że to sprawiedliwe rozwiązanie... Hermiono.

Jakby dla podkreślenia ich zgody, Narcyza wskazuje ręką w kierunku zestawu delikatnie wyglądających foteli z oparciami, które zostały obite jaskrawożółtym, brokatowym materiałem. Co ciekawe, cały pokój jest żółty: tapety, dywany, zasłony, obrazy. Nawet boazeria. Wszystko w salonie jest w odcieniach masła, żonkili lub musztardy.

Narcyza musi zauważyć reakcję Hermiony na otaczającą ich kolorystykę, ponieważ pyta:

— Co myślisz o wystroju?

Hermiona stawia pudełko z ciastem na pustym bocznym stoliku i zajmuje miejsce w jednym z foteli.

— Jest bardzo... słoneczny — mówi.

— Jest bardzo jaskrawy — mówi bez ogródek Narcyza. Siada naprzeciwko Hermiony i lewituje ku nim parujący, porcelanowy czajniczek. — Babcia Lucjusza udekorowała ten pokój wiele lat temu z przeznaczeniem na damskie obiady. Przypuszczam, że ​​kolor miał rozjaśnić rozmowę. Osobiście uważam, że może on być jedynie przyczyną migreny.

Hermiona rozluźnia się nieznacznie, przyjmując filiżankę z wyciągniętej dłoni Narcyzy.

— Wyobrażam sobie, ile eliksiru pieprzowego musieli dodawać do herbaty w tamtych czasach, żeby znieść całą tę „lekkość" — mówi Hermiona.

Narcyza uśmiecha się – naprawdę się uśmiecha – a Hermiona dostrzega w wyrazie twarzy kobiety znajome rysy Dracona.

— Och, sądzę, że spożywano tutaj coś więcej niż tylko herbatę czy eliksiry, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

— Czy można kogokolwiek za to winić? — pyta Hermiona. — Chociaż tyle biedna czarownica może zrobić, aby przeżyć całą tę kanarkowość.

— Zgadzam się. Żółty nie jest nawet w połowie tak przyjemny jak, powiedzmy, zielony.

— Albo czerwony — odpowiada Hermiona, ale zaraz potem blednie, gdy Narcyza dokonuje umyślnego przeglądu ubrań dziewczyny. Które mają dokładnie taki sam, wiosennozielony odcień, jak szaty ubrane dzisiaj przez Narcyzę – o czym Maevy wygodnie zapomniała wspomnieć. Ku uldze Hermiony, kobieta nie komentuje stroju Hermiony; zamiast tego lekceważąco macha jedną ręką w powietrzu.

— Zielony, czerwony, purpurowy... wszystko lepsze od żółtego, jeśli o mnie chodzi.

Hermiona kiwa głową. Następnie z płomieniem gryfońskiej dumy wciąż tlącym się w jej sercu, postanawia poruszyć bardziej drażliwy temat.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz