Rozdział 27

3.2K 209 9
                                    

Po raz drugi w tym miesiącu Hermiona budzi się w Dworze Malfoyów. Oczywiście tym razem jest całkowicie naga.

Tak jak ostatnio Draco śpi spokojnie obok niej, a jego oddech jest głęboki i równy przy jej uchu. Hermiona poświęca chwilę, by podziwiać blade światło świtu na jego bladej skórze – sposób, w jaki sprawia ono, że ​​Draco wygląda niczym z porcelany, jednocześnie tak bardzo gładki i łamliwy.

Jest piękny, myśli. Piękny, dziwny i jej.

Hermiona przez chwilę zastanawia się, czy nie obudzić go na kolejną rundę – szóstą? Siódmą?

Zamiast tego ostrożnie wysuwa się z jego ramion i chwyta za jedno z otaczających ich luźnych prześcieradeł. Znajduje różdżkę gdzieś w zagłębieniu sofy, celuje nią w prześcieradło... a potem cicho jęczy, gdy prześcieradło powraca do swojej pierwotnej formy. Poszarpana przy zapięciach koszula Dracona nie jest tym, na co liczyła Hermiona, ale będzie musiała jej wystarczyć.

Rzuca ciche Reparo na kilka rozdarć, wsuwa ją przez ramiona, a następnie używa Zaklęcia Przylepca, aby zamknąć przód koszuli. Hermiona tęsknie przygląda się pozostałym prześcieradłom, jednak są one zbyt ciasno owinięte wokół ciała Dracona, by można było je transmutować bez obudzenia go. Naciąga na siebie majtki – które zeszłej nocy wylądowały tuż przy kracie kominka – i o bosych stopach wychodzi na palcach z biblioteki.

Z jakiegoś powodu korytarze Dworu już jej nie dezorientują i w ciągu pięciu minut udaje jej się trafić do kuchni. Spodziewa się zastać puste pomieszczenie, w którym będzie mogła na spokojnie coś ugotować tak jak ostatnim razem, kiedy się tu obudziła. Ale chociaż dziś słońce nie wzeszło jeszcze w pełni, kuchnia jest po brzegi wypełniona skrzatami domowymi. Niektóre rozmawiają przy filiżankach pełnych kawy, podczas gdy inne przygotowują poranne posiłki dla rodziny Malfoyów.

— Maevy!

Hermiona macha do małej skrzatki stojącej przy piecu. Maevy, która wygląda jak królewna w swoim leśnozielonym garniturze, odwraca się do Hermiony i wzdycha z wyrazem czegoś, co można opisać jedynie jako ulgę.

— Och, panienko! Maevy tak się cieszy, że nadal tu jesteś. Tak bardzo się cieszy, że panicz Draco i panienka się pogodzili.

Potem Maevy długo i uważnie przygląda się ubraniu czarownicy. Albo ich braku. Hermiona ma wystarczająco rozsądku, by zdać sobie sprawę, że jest prawie naga w obliczu tych wszystkich wykwintnie odzianych skrzatów. Krzywiąc się z zakłopotaniem, próbuje ściągnąć rąbek koszuli Draco w dół swoich ud. To dość spóźniona próba skromności, ale cóż... to jedyne, co jej zostało.

Maevy wymienia znaczące spojrzenia ze skrzatką stojącą obok niej.

— Czy panienka... nabrała apetytu? — pyta niewinnie Maevy, a drugi skrzat tłumi chichot.

— Właściwie — mówi Hermiona, ignorując wysyp skrzacich chichotów, które teraz rozbrzmiewają w całej kuchni — miałam nadzieję, że pozwolicie mi samej ugotować śniadanie? Dla siebie i Draco?

Maevy otwiera usta, by odpowiedzieć, ale inny, głębszy głos nagle jej przerywa.

— Czy w takim razie robimy pełne angielskie śniadanie, Granger?

Hermiona odwraca się z nieskrępowanym uśmiechem.

Draco stoi tam, opierając się o szafkę z rękami skrzyżowanymi na swojej pokrytej bliznami piersi. Ma na sobie jedynie przetransmutowane z prześcieradła czarne spodnie. Hermiona przypuszcza, że ​​ma to sporo sensu, ponieważ jego podarta koszula jest obecnie zajęta.

— Witam — mówi, zakładając ręce na piersi i opierając ciężar ciała na jednym ze swoich bioder. — Gotowy na śniadanie?

Draco chłonie spojrzeniem jej sugestywną postawę, aż nie może się dłużej powstrzymać. Wydaje z siebie lekki pomruk i dociera do niej dwoma szybkimi krokami. Zanim Hermiona zdąży zareagować, on obejmuje ją swoimi nagimi ramionami.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz