Rozdział 29

3.4K 193 16
                                    

To lato jest dla Draco i Hermiony wypełnione wieloma pierwszymi, ale i ostatnimi rzeczami.

Kiedy pierwszy raz jedzą uroczystą kolację z Lucjuszem i Narcyzą, wszystko jest jedną wielką katastrofą. Pomimo faktu że państwo Malfoy zjedli z Hermioną już kilka niezobowiązujących posiłków, nie potrafią przy stole nawet minimalnie zrezygnować ze swoich czystokrwistych formalności. Siedzą wyprostowani i sztywni w mniejszej jadalni, prowadząc bolesne pogawędki, dopóki Lucjusz nie napomknie o zajęciach z resocjalizacji prowadzonych przez Ministerstwo. Przy każdym posiłku Lucjusz dzieli się z nimi tym, czego dowiedział się o mugolach. Co – jak sądzi Hermiona – byłoby cudowne, gdyby nie fakt, że czuje on nader męczącą potrzebę przepraszania jej praktycznie co dwie minuty.

— Łyżki do butów? — prycha. — Łyżki do butów? Przeczytałem cały rozdział o konserwacji mugolskiego obuwia i dowiedziałem się, że większość z nich i tak nosi teraz trampki. Nawet szefowie przemysłu. Przepraszam, panno Granger, wiem, że ma pani słabość do wygodnego obuwia. Ale szczerze mówiąc, zakrywanie palców u stóp gumą i plastikową siateczką? To barbarzyństwo.

Narcyza ze swojej strony próbuje pokierować rozmowę ku przyjemniejszym tematom. Takim jak historia goblinów. Albo węgorze. Albo kanibalizm. Ale Lucjusz, Merlinie pobłogosław go, nie może się powstrzymać.

— I samoloty — jęczy. — Cóż to za prymitywna koncepcja. Przepraszam, panno Granger. Ale spalanie paliw kopalnych w jakiejś maleńkiej, metalowej rurce, trzynaście kilometrów nad ziemią? To szaleństwo, nie wspominając już o tak okrutnym marnotrawstwie. Myślałem, że mugole chcą oszczędzać zasoby, a nie puszczać je z dymem gdzieś na niebie.

Wreszcie Hermiona nie może już tego dłużej znieść.

— Maevy? — woła nagle, przerywając kolejną tyradę Lucjusza. Skrzat domowy pojawia się znikąd, tuż obok łokcia Hermiony.

— Czy wszystko panience smakowało? — pyta Maevy, rzucając zmartwione spojrzenie na niedojedzone resztki bażanta na talerzu Hermiony.

— Jak zawsze, Maevy. Ale czy moglibyśmy zjeść deser w... wygodniejszym miejscu?

Skrzatka mruga porozumiewawczo do Hermiony i pstryka palcami tak, że wszystkie ich nakrycia znikają. Draco marszczy brwi, ale ujmuje Hermionę i swoją matkę pod ramię. Lucjusz, który już nigdy nie będzie mógł aportować się samodzielnie, chwyta swoją żonę i cała ich czwórka przenosi się do kuchni Dworu.

Tam czekają już na nich cztery hokery, a także duże, misternie zdobione ciasto, które Draco upiekł wcześniej tego dnia. Piękny wypiek przypomina Hermionie tarty, które przywiozła do Dworu trzy miesiące temu – zazębiające się serie misternie ułożonych, jabłkowych różyczek otulonych złotą skórką.

Lucjusz wygląda na lekko zmieszanego zmianą otoczenia, ale ich deser mija znacznie przyjemniej niż kolacja. Pod koniec wieczoru Hermiona otrzymuje od Lucjusza drugi, niezręczny uścisk. Narcyza tylko posyła młodszej czarownicy chytry uśmiech, a Hermiona stwierdza, że całe spotkanie wcale nie było aż takie złe.

Ich pierwsza wspólna kolacja z Harrym i Ginny idzie nieco lepiej. Obfita ilość wina wypita przez Harry'ego i Ginny oraz luźna rozmowa o Quidditchu zapoczątkowana przez Draco zdają się łagodzić napięcie. Podobnie jak fakt, że Teo i Erik dołączają do nich w mieszkaniu Hermiony na drinki po kolacji. Po drugiej butelce Bordeaux, od którego picia wstrzymują się zarówno Hermiona, jak i Draco, rozmowa zaczyna płynąć o wiele bardziej naturalnie. Do tego stopnia, że ​​ona i Draco w końcu siadają razem na kanapie; jej głowa spoczywa na jego ramieniu, a jego dłoń na jej kolanach. Może Harry dostrzega uwielbienie wymalowane na ich twarzach, a może po prostu wypił za dużo wina, ale nawet się nie krzywi, gdy Draco całuje Hermionę w kącik ust.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz