🕯️Three🕯️

128 7 6
                                    

Will
Obudziłem się mniej więcej o 8:30. Była dziś sobota, a my zanim mieliśmy mieć kino, to chcieliśmy się jeszcze spotkać przed seansem. Poszliśmy do parku przy kinie. Byłem 20 minut przed czasem. Usiadłem sobie na ławce, spojrzałem na drzewo które było przede mną, po drugiej stronie ścieżki. Drzewo było brązowe, ale z każdą chwilą wydawało się bledsze. Nie było jakoś bardzo bledsze, ale tak delikatnie drzewo bladło z każdą minutą, aż w końcu brązowe drzewo wydawało się delikatnie kremowate. Z każdą chwilą oczy zamykały mi się bardziej i bardziej. Zapamiętałem jedynie że zdawało mi się jakbym słyszał Lucasa...

Mike
W momencie gdzie dotarłem do parku, zauważyłem Lucasa. Uśmiechnąłem się i pomachałem, on jednak skinął głową żebym przyszedł. Kiedy podchodziłem, coś zauważyłem Zobaczyłem że Will w dziwnej pozycji leży na ławce.
-Co jest Will'owi?
-Nie wiem, sam przyszedłem chwilę temu. Kiedy zobaczyłem go, wyglądał właśnie tak.-Powiedział zmartwiony Lucas.
-Poczekajmy tu lepiej na resztę osób. - powiedziałem pewny siebie.
-Nie lepiej iść gdzieś przy wejściu? Jak przyjdą to od razu nas zobaczą. - rzucił w zdenerwowaniu ciemnoskóry.
-W sumie to okej, mogę go przenieść... - powiedziałem nerwowo. Podniosę go... Tylko dlaczego czułem niepohamowaną radość z tego że właśnie niosę mojego przyjaciela? Przecież to normalne rzeczy. Przypomniało mi się jedno wspomnienie.
Miałem z jakieś 6 lub 7 lat.

Pobiegłem za Will'em. Mieliśmy iść na plac zabaw, ale nie zauważyłem że coś leżało na chodniku. Wywróciłem się, zdarłem sobie kolano. Will odwrócił się, i kucnął przy mnie.
-Oj... Bardzo cię boli? - spytał malutki chłopiec.
-Możesz mi pomóć wstać? - Will pokiwał głową. Podał mi rękę.
-Mam cię nieść..? - Spytał nieśmiało.
-Nie dasz rady, jestem za duży. - Powiedziałem dumnie tak, jakbym chciał podkreślić że w jestem już "dużym chłopcem".
Will zawsze chciał pomóc, zawsze się o mnie troszczył, nawet jeśli to miałoby zaniedbać jego własne zdrowie. Spojrzałem na niego, chłopak powoli otwierał oczy.

***
Will
Po chwili zauważyłem, że jestem na innej ławce, przed chwilą patrzyłem w drzewo. Zauważyłem że jestem w pozycji leżącej, więc podniosłem się do siadu.
-Co się stało?
-Zemdlałeś. - powiedział Lucas.
-A, okej. - Przyjąłem to jako najnormalniejszą rzecz.

Kilka minut później wszyscy się zebraliśmy. Nagle okazało się że Max przechodzi chodnikiem i Lucas obrał sobie za cel żeby ją zaprosić z nami do kina. Jakimś cudem mu się to udało. Oczywiście byliśmy spłukani, i poprosiliśmy Steve'a żeby dał nam bezpłatne wejście. Kiedy tylko się znalazłem w sali ogarnął mnie niepokój. Rozglądnąłem się po sali: było kilka dzieci ubrane niczym Jedenastka w swoim ubranku z laboratorium, też miały taki charakterystyczny fryz. Nagle w sali zgasły swiatła by rozpocząć seans, jednak poczułem coś dziwnego. Sala, wraz ze światłem, zmieniła się w porośnietą, praktycznie zgniłą salę. Spojrzałem na dzieci: wszystkie uśmiechnięte "od ucha do ucha", lecz nie miały oczu. One miały totalnie puste oczodoły. Przeraził mnie ten widok. Nagle wszystkie dzieci zostały przebite oślizgłymi mackami, prosto w serce.
-Will? Blado wyglądasz, martwię się o Ciebie... - Powiedział Mike. Można było wyczuć troskę w jego tonie głosu.
-No jest okej, po prostu... No, nie najlepiej się czuję.
-W razie czego możemy wyjść- potrząsnąłem głową na zgodę- To tylko mi powiedz.
Jacyś ludzie walczyli przeciwko Zombie, spojrzałem a w filmie jeden klip wyglądał tak, jakby ktoś nagrał moje wizyty na Drugiej Stronie. Spojrzałem na dzieci niczym z laboratorium. Każde z nich w tym samym czasie się uśmiechnęło psychicznie. Poczułem paraliż, nie mogłem się ruszyć, chciałem krzyknąć po Mike'a, ale nie było go. Nagle coś dotknęło mojej twarzy. Następnie ramion. Ocknąłem się, i ujrzałem twarz kolegi.
-Chodź idziemy. Starczy horrorów na dziś. - powiedział stanowczo Mike. Mike zabrał mnie do toalety. Spojrzał na mnie.
-Czy coś się dzieje? Bo wiesz, że mi możesz powiedzieć...
Wytłumaczyłem jak to wyglądało.
-No to jak widzisz za dużo dzieci to ci nie pomogę, Steve może się z kimś zaprzyjaźnił.
-Ja tu mam dręczące wizje, a ty żartujesz, dzięki. - powiedziałem wzdychając. Wcale nie było mi do śmiechu.
-Sorry, to taki mechanizm obronny, nie lubię kiedy ktoś aię smuci. - Wytłaczył. Nagle zobaczyliśmy dziewczynę. To Jane. Uśmiechmąłem się do niej, lecz szybko uśmiech zszedł z mojej twarzy.
-Yy... Co robisz w męskiej toalecie?! - spytałem nerwowo. Jane zamrugała kilka razy.
-Will. Ja też ich widzę. - powiedziała tajemniczo.
-kogo?-spytał Mike
-Dzieci bez oczu. Nie wiem kto to... Mają ciuchy jak ja wcześniej.
-a może byli inni, wiesz od 1 do 10..?
-Nie. Chyba tylko ja.
-Kurcze...
-Tylko jedna osoba zna odpowiedź...
-Nie, Nastka, nie on.
-Papa. Tylko on zna odpowiedź.
-Ale to źli ludzie. Sama wcześniej mówiłaś, że zrobią nam coś złego. - drążył Mike.
-Musimy to przedstawić Panu Hopper'owi. - powiedziałem po chwili ciszy.

//Słowa: 754
z notatką: 778

Mam nadzieję że nie zanudziło was to, bo się starałam. Btw mam dziś urodzinki

🕯️Miłego dnia/nocy!🕯️

Dziękuję - Byler Fanfiction StrangerThingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz