Rozdział 7

557 79 13
                                    



Początkowo miałem problem z zaśnięciem, ale obecność Tomka była kojąca. No i trzymała mnie w ryzach. Nie mogłem się nad sobą użalać, płakać niszczyć czegoś. A to dlatego, że Tomek cały czas absorbował mnie swoją obecnością. Zagadywał, zaczepiła, nawet rozśmieszał.

Razem z Dianą przygotowaliśmy mu posłanie na podłodze obok mojego łóżka. Mój pokój był naprawdę mały. Więc, kiedy rozłożyłem łóżko i zrobiłem posłanie Tomkowi, nie było już wolnego miejsca na ziemi.

Obejrzeliśmy film, zjedliśmy pizzę, leżeliśmy już w ciszy i w ciemności. Byłem pewny, że Tomek już śpi, bo słyszałem jego regularny oddech. Poruszyłem się nerwowo i wtedy usłyszałem:

– Leon.

– Hm? – mruknąłem z zamkniętymi oczami.

– Chciałbym spotkać się i porozmawiać z Arielem.

Otworzyłem oczy i spojrzałem w ciemność. Milczałem chwilę, trawiąc jego słowa.

– Chcesz go ocenić? – zapytałem w końcu.

Poczułem jak się porusza, chyba odwrócił się w moją stronę.

– Martwię się o ciebie – wyznał.

– Przepraszam.

Poczułem ugięcie na materacu, to dłoń chłopaka szukała mojej. Również przesunąłem swoją rękę tak, byśmy mogli się znaleźć. Delikatnie mnie złapał i ścisnął lekko.

– Leon, błagam, przestań mnie przepraszać. Nie masz za co – wyszeptał.

– Nie chce nikogo martwić – wyznałem. – Rodziny ani ciebie.

– Twoja próba nie martwienia nas, martwi nas bardziej.

Jego dłoń była duża, sfatygowana, z odciskami od trenowania boksu. Bardzo podobna, a zarazem całkiem inna od tej Ariela.

– Nie chce cię martwić – szepnąłem, skupiając się na doznawaniu jego dotyku.

Dotyk Tomka był dla mnie nowy, taki delikatny, ostrożny.

– Często się o ciebie martwię – wyznał, a ja słyszałem jak się podnosi i opiera o mój materac, nie puszczając mojej dłoni. – Trochę jak o młodszego brata. Ile się znamy Leon? Prawie cztery lata, to dużo.

Uśmiechnąłem się mimowolnie.

– Jesteś tylko rok starszy – rzuciłem rozbawiony.

– To wystarczy – powiedział, a ja słyszałem jego oddech z bliska. Użył mojej pasty do zębów, nowej szczoteczki jaką załatwiła mu Diana i był w moich ciuchach. Diana nie pozwoliła mu wrócić do siebie, by zabrał rzeczy. O nie, nie puściła go, niemal go napastując.

Zamknąłem oczy. Czułem się komfortowo przy jego bliskości.

– Chcesz spać? – szepnął łagodnie.

Pokręciłem głową od razu, co było idiotyczne bo mnie nie widział.

– Nie – powiedziałem szybko. – Porozmawiajmy jeszcze.

– Hmmm ... – mruknął jakby zastanawiał się nad tym nocnym tematem rozmowy, jaki mój ze mną poruszyć. – pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?

– Och – westchnąłem głęboko. – Zrobiłem okropne wrażenie.

– Wcale nie – zachichotał. – Byłeś uroczym, zagubionym studencikiem z małego miasta.

– Piła nie jest mała! – zbulwersowałem się. – Pieprzony pan warszawiak.

Zachichotał rozbawiony moim uniesieniem się.

W końcu zasnąłem w trakcie rozmowy. Zaskakująco dla mnie szybko, płynnie i jako pierwszy.

Tomek wyszedł po śniadaniu, tłumacząc że musi pomóc tacie w klubie. Zjadł naleśniki i się z nami pożegnał, wcześniej umawiając się ze mną na godzinę treningu.

Wyszedł, a ja wróciłem do pokoju się ubrać, ale wtedy, na swoim biurku, zauważyłem skórzany portfel, na pewno do mnie nie należący. Chwyciłem go, szybko wyskoczyłem z pokoju jeszcze w piżamie i zacząłem ubierać buty.

– Co się stało? – zapytała ciekawska Diana, wychylając się z kuchni.

– Tomek zostawił portfel. – Podniosłem go wyżej, by mogła go zobaczyć. – Z dokumentami – dodałem.

– Ma na pewno wszystko w komórce – powiedziała, wzruszając ramionami. Nie przejęła się specjalnie.

– Dogonię go – zapewniłem, zakładając bluzę na spraną koszulkę.

– Na pewno po niego wróci, poza tym będziecie się widzieć. – Chyba próbowała mnie powstrzymać.

Jednak ja chętnie bym się przebiegł. Chciałem się ruszyć z domu, a oddanie portfela było dobrym pretekstem.

– To nic. Dopiero wyszedł, złapie go jeszcze. – I wyskoczyłem na korytarz. – Kupię od razu kawę, bo się skończyła.

– Jak chcesz, mi by się nie chciało.

Byłem jeszcze w idiotycznych spodniach od piżamy, ale nie przejmowałem się tym specjalnie. To miała być tylko chwila. Wybiegłem z klatki i skręciłem w lewo. To tam Tomek zostawił auto. Zaparkował trochę dalej, przez to że w pobliżu nie było miejsca.

Widziałem jego odpalone auto. Wiedziałem że zdążę, nawet nie zaczął wycofywać samochodu z miejsca parkingowego.

Zrobiłem jeszcze dwa zamaszyste kroki, kiedy poczułem jak coś wyskakuje za moim plecami zza ciemnej uliczki, którą właśnie minąłem. Nie zdążyłem się odwrócić, zobaczyć co się dzieje, kiedy zostałem porządnie uderzony czymś twardym w głowę.

Nie straciłem od razu przytomności, tak jak to jest na filmach. Straciłem tylko równowagę i orientację. Byłem w tym momencie bezbronny przez nagły atak od tyłu.

To wystarczyło napastnikowi. Zaciągnął mnie w głąb nieuczęszczanej uliczki miedzy blokami. Tam drugi gość pomógł mnie związać i wrzucić do bagażnika.

To wszystko działo się błyskawicznie, a ja nadal byłem zdezorientowany przez uderzenie. Niedobrze mi w ogóle było, czułem krew spływającą mi po karku.

Dostałem kijem bejsbolowym? Jak nic mogę mieć wstrząs mózgu.

Nie zobaczyłem twarzy swoich napastników. Wiem na pewno, że było ich dwóch. Bo jeden mnie uderzy i zaciągnął do samochodu, drugi pomógł mnie związać i wrzucić do bagażnika.

Co się stało? Dlaczego mi to robią?

Leżałem przerażony w ciemnym bagażniku, nogi i ręce były związane. Tak samo jak usta i oczy.

I wtedy sobie przypomniałem przysięgę Ariela. Że mam nie wychodzić, że do mnie dzisiaj przyjdzie i wszystko mi wyjaśni.

Czy wpadł w kłopoty, które odbijają się na mnie? To ten jego gang?

Oni musieli na mnie czekać pod domem cały ten czas.

Byłem w niesamowitym niebezpieczeństwie, czułem to. 


Doberman 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz