Epilog

596 65 65
                                    


7 lat później

Pov. Tomek

– ... Trzeba opłacić ZUS i wycieczkę w góry. Dzwonili do mnie wczoraj, mówiłem ci?

– Nie – mruknął, zamawiając niemalże tonę truskawek. Był na nie sezon, więc wszystkie jego wypieki opierały się teraz na nich.

– To trzeba opłacić naszą wycieczkę – powiedziałem dobitnie, ale widząc jego brak zaangażowania, usiadłem obok niego na kanapie i chwyciłem go za dłoń, zmuszając, by na mnie spojrzał.

Spojrzał mi zmęczony w oczy, a mi choć krajało się serce i tylko bym go opatulił do łóżka, nie odpuściłem. To dla jego zdrowia psychicznego.

– Wiem, że nie chcesz jechać, że wolisz zostać w domu i pracować, zajmować się swoją piekarnią – mówiłem łagodnie, bo tylko tak do niego docierałem. – Wiem, że ci jeszcze ciężej po śmierci tak bliskiej osoby, ale zmiana otoczenia dobrze ci zrobi. Ufasz mi, prawda?

– Ufam.

Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że w końcu mówi to szczerze i zdecydowanie.

– Wrócimy idealnie na rocznicę śmierci twojej mamy – pocieszyłem mężczyznę. – Podbudujesz się w górach i razem pójdziemy ją odwiedzić, dobrze?

Westchnął ciężko i pokiwał głową.

Wiedziałem, że śmierć mamy go dobiła, w końcu opiekował się nią do końca. Nieważne, że wszyscy byliśmy pogodzeni z jej śmiercią, w końcu nawet nie walczyła z rakiem, sama pogodziła się ze śmiercią.

Leon i tak to bardzo przeżył.

W pewnym momencie nawet przestraszyłem się, że wróci to co było siedem lat temu. A wtedy był prawdziwym wrakiem człowieka, niemalże w ogóle normalnie nie funkcjonował, a jego psychika była w dramatycznym stanie.

Ja i masa innych psychologów, jak i psychiatrów, próbowaliśmy go wyciągnąć z tego okropnego stanu.

Jednak zrozumiałem na przykładzie Leona, że nikt ci nie pomoże tak dobrze, jak ty sam sobie.

Myślałem, że rozpłaczę się ze szczęścia i widzę prawdziwy cud, gdy pewnego dnia wszedłem do kuchni w jego rodzinnym domu, a on piekł ciastka.

Podjął walkę, a ja mu tylko pomagałem jak mogłem.

Od tego czasu z każdym dniem, powolutku było coraz lepiej.

Półtora roku wyrwane z życia. Ale pozbierał się.

Rzucił wprawdzie studia, ale to nawet lepiej. Z czasem znalazł prawdziwą pasję w życiu i zaczął na niej zarabiać, co przynosiło mu korzyści jak i radość.

Zaczął piec, dzięki czemu otworzył kawiarnię.

Nie opuściłem go w żadnym momencie.

Wiedziałem, że tylko ja mogę mu pomóc....

Właściwie nie, to kłamstwo. Sam sobie narzuciłem, że musze mu pomóc, choć dobitnie dawał mi znać, że mnie nie chce w swoim życiu. Zmieniło się to, ale byłem typem człowieka, że gdy do kogoś się przywiąże, nie odpuści.

Siostry nie uratowałem, ale ukochanego dałem radę.

To dało mi tylko mocniejsze fundamenty na to, by pomagać ludziom jako psycholog.

Nagle Leon przechylił głowę i oparł ją o moje ramię. Musiał być zmęczony, zresztą było to po nim widać.

Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza.

Doberman 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz