Rozdział 29

387 64 14
                                    



Zawsze uważałem, że to całe usypianie ofiar porwania jest przereklamowane. Naprawdę. Z siostrą zdarzało nam się narzekać na te detale w filmach. Nawet sam uczyłem ją, jak szybko wyswobodzić się z takiego chwytu i nie nawdychać się tego paskudztwa.

Nigdy nie podejrzewałem, że to ja mogę stać się ofiarą takiej sytuacji.

Jeszcze do tego wszystkiego uśpiony przez własnego chłopaka.

Wiedziałem, że w tym momencie tracę nie tylko jego, ale naszą wcześniejszą, tą początkową i słodką relację. Straciłem to, co pokochałem i najbardziej się w przeszłości bałem.

I słusznie zresztą.

Straciłem przytomność głęboko, ale na krótko, bo tylko na parę godzin drogi samochodem. Powoli zaczynałem odzyskiwać świadomość, kiedy szarpnął mną i poczułem jego znajome ciepło. Nadal się nie obudziłem, ale świadomość powoli wracała. Czułem się, jakbym był za barierą. Wszystko do mnie docierało wolno, jakby spod wody.

Nadal nie byłem częścią zewnętrznego świata, ale byłem go świadomy.

Nadal spałem, ale wiedziałem, że jestem podnoszony i wynoszony z samochodu. Wiedziałem, że to on mnie dotyka i zdecydowanie przenosi do swojego mieszkania. Byłem świadomy, domyślny, ale nic poza tym.

Obezwładnił mnie do tego okropny ból głowy i paraliż kończyn.

Naprawdę, paskudne skutki uboczne tego świństwa.

Gdybym tylko mógł się poruszyć, na pewno uderzyłbym Ariela i uciekł, wierzę, że by mi się udało. Jednak nie miałem ku temu sposobności.

Wiedziałem, że trzyma mnie delikatnie, jak zawsze to robił. Czułem, że kładzie mnie do swojego łóżka, przesiąknięty nim. Poczułem nawet jego usta na swoim czole. Powiedział również coś wprost w moje włosy, ale kompletnie tego nie zrozumiałem.

W końcu straciłem go. Wyszedł, a ja zostałem całkiem sam w swojej ciemności i osamotnieniu.

Minęło, jak dla mnie, naprawdę dużo czasu, nim zacząłem wracać do rzeczywistości w pełni. Odzyskałem władzę nad swoim ciałem, mimo że było sztywne i ciężkie.

A jeszcze więcej czasu minęło, nim zdołałem podnieść powieki i przekręcić się na bok.

Byłem jak kukiełka.

Jęknąłem i w końcu usiadłem, przecierając oczy.

Tak jak mi się wydawało, byłem w sypialni Ariela. Tak znajome miejsce, a zarazem już obce i zimne.

Spróbowałem wstać, wyjść z tego pokoju, ale natychmiast upadłem na zimną podłogę. Byłem jeszcze zbyt słaby, by przejść co najmniej dwa kroki. Nie byłem jeszcze zbyt silny.

Miałem ochotę się rozpłakać. Nie do końca widziałem, co się dzieje. Dlaczego to się działo?

Jęknąłem płaczliwie, nie trudząc się nawet, by z powrotem podnieść się i usiąść na łóżku. Więc leżałem nadal tak żałośnie na zimnych panelach, rozumiejąc, że sam sobie to zrobiłem.

To jego i moja niezdrowa miłość nas do tego doprowadziła. Zawsze wiedziałem, że pokocham kogoś zbyt mocno, zbyt naiwnie, że może tak to się skończyć. Że oddam serce i zostanie ono zmiażdżone.

Mimo to nadal odważyłem się pokochać Ariela. A co najgorsze, brnąć w to dalej, mimo że widziałem znaki ostrzegawcze do wycofania się.

Weź się w garść, pomyślałem stanowczo, weź się w garść. Nie możesz tak leżeć, musisz się ruszyć i doprowadzić do konfrontacji. Może wyjaśnić? Może odejść na zawsze?

Odwróciłem głowę w bok, gotów zebrać w sobie siłę i się podnieść z żałosnej pozycji.

I wtedy właśnie coś rzuciło mi się w oczy. Odstająca deska pod łóżkiem. Delikatnie, niemal niezauważalnie, ale jednak odznaczała się i natychmiast wywołało to we mnie dziwne uczucia. Niepokój, przymus sprawdzenia tego.

Doczołgałem się do panelu i podważając go paznokciem, z zaskakującą łatwością odsunąłem go na bok. I ujrzałem to. Aż mi się niedobrze zrobiło, widząc worek białych tabletek i wystający pistolet z lnianego woreczka.

Wpatrywałem się w to wszystko tępo, rozumiejąc, jak głęboko Ariel był zepsuty. Nawet nie broń mnie najbardziej dobija, ale najprawdopodobniej narkotyki.

Leżałem chwilę, aż w końcu wziąłem się w sobie i sięgnąłem do tego mrocznego zakątka. Ale nie wyjąłem tych okropieństw.

W kryjówce była jeszcze jedna rzecz która mogła mi pomóc.

Laptop.

Czarny, ciężki, dość stary jak na bogactwo Ariela i jego lubość w luksusy. Nie pasował mi, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że mógł mi pomóc skontaktować się z rodziną, Tomkiem, kimkolwiek, kto mógłby mi pomóc.

Komórka została w domu w Pile, Ariel mógł być za ścianą, co by zniwelowało jakikolwiek kontakt z zewnątrz. To była moja jedyna szansa.

Z trudem wyciągnąłem urządzenie, nadal nie dość silny. Ale kiedy w końcu mi się to udało, natychmiast go otworzyłem i włączyłem.

Był stary i niesamowicie irytująco wolny. Niemalże wyszedłem z siebie, widząc niebieskiego Windowsa i kółko, które kręciło się w nieskończoność.

Ostatecznie się włączył i jedynym szczęściem, jakie dziś miałem, było to, że laptop nie miał hasła. Tyle dobrego.

Jednak ten chwilowy przebłysk szybko minął. Po pierwsze, laptop nie miał w ogóle połączenia z Internetem, a na niebieskim pulpicie znajdowała się tylko jedna ikona.

Ikona o nazwie „ZEMSTA".

Nie tego chciałem, nie na to miałem czas. Mimo wszystkiego, kliknąłem w ikonkę „ZEMSTA".

A był to filmik, krótki, ale najbardziej tragiczny w całym moim życiu.

Nie sądziłem że moje życie może się skończyć i być jeszcze bardziej na beznadziejnej sytuacji.

To był koniec. 


Doberman 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz