Rozdział 31

450 59 9
                                    


Najgorsze było to, że nie potrafiłem logicznie i trzeźwo myśleć. Nie potrafiłem się skupić, wymyślić cokolwiek w tej sytuacji. Wiedziałem, że to średnie zrzucać wszystko na barki Tomka, ale sam bym sobie nie poradził. Prędzej skupiłbym się w kącie w kłębek i nad sobą użalał.

Czułem, że jestem beznadziejny, ale gdyby to był ktokolwiek inny, każdy inny człowiek na ziemi, a nie Ariel, to inaczej by sytuacja wyglądała.

Ale to był Ariel. Jak mam się zachować i co zrobić w aktualnej sytuacji?

Tomek wiedział, co robić lepiej niż ja. A w każdym razie nie był tak przerażony sytuacją jak ja.

Rodziców chłopaka nie było. Jak się dowiedziałem, byli na jakieś delegacji, dlatego nie było problemu z pożyczeniem auta. Mimo to brunet i tak napisał wiadomość do ojca, że pożycza auto.

Nic nie spakowaliśmy, natychmiast wpakowaliśmy się do auta stojącego przed przedwojennym domem kamiennym.

– Długo nie jeździłem – mruknął pod nosem, wyjeżdżając z alei.

Siedziałem sztywno, obserwując mijany krajobraz rozbieganym wzrokiem. Czy ja wysiedzę tyle godzin w samochodzie? Jak daleko jest Ariel? Czy mogę cokolwiek teraz zrobić?

– Leon – zwrócił na siebie moją uwagę bardzo łagodnym głosem. – To dobry czas by pozbierać myśli i w miarę klarownie wprowadzić mnie w sytuację. Jeszcze raz, co się stało po tym, jak pojawił się w twoim domu w nocy?

Musiałem naprawdę wysilić swój przytłumiony umysł do pracy, by pozbierać myśli. Pewnie mówiłem i wyglądałem jak obłąkany. Tomkowi naprawdę musi na mnie zależeć, że tak po prostu robi to, co ja mu narzucam.

Jeszcze wczoraj byłem na niego śmiertelnie obrażony, widzieć go na oczy nie chciałem. Uważałem, że to on zrobił mi krzywdę. Jednak teraz powoli do mnie docierało, że tak nie jest. Wszystko było na odwrót.

– Wywiózł mnie specjalnie do Warszawy – zacząłem, wiedząc że i tak mówię chaotycznie, bez większego sensu – bym był daleko, by mógł zranić moją rodzinę i żebym ja tego nie widział. Na pewno by wcisnął mi jakiś kit. Wybieliłby się, a ja żyłbym z mordercą mojej rodziny... Pewnie bym mu uwierzył. Mój Boże, jestem takim idiotą.

– Nie jesteś, Leon – powiedział jak zawsze miękko.

– Masz rację – pokiwałem głową, czując się jeszcze gorzej. – Jestem jeszcze gorszy. Nie wiem, w którym momencie straciłem mózg. Jestem pieprzonym zombiakiem!

Mimo że zabrzmiało śmiesznie, Tomek się nie zaśmiał. Rozumiał porównanie aż nadto.

Byłem chodzącym żywym trupem, który gdzieś po drodze stracił rozum w związku z Arielem.

To była tak słodko-toksyczna relacja, że aż mnie mdliło.

– Dlaczego uważasz, że zabije twoją rodzinę? Co ci powiedział?

To było dobre pytanie i każda normalna osoba by o to zapytała. A ja nie sądziłem, że mnie o to zapyta i będę musiał mu wytłumaczyć tragiczną sytuację.

– Nic mi nie powiedział, przez przypadek to zobaczyłem – powiedziałem powoli.

Ariel sam z siebie w życiu by mi nie powiedział, co się dzieje.

Zerknął na mnie, ale nie odezwał się, nie naciskał. Wiedział, że sam w sobie muszę się wziąć w garść i dopiero wtedy będę mógł mu o wszystkim powiedzieć.

– Zostawił mnie samego w swoim apartamencie. Kiedy już się obudziłem po uśpieniu, znalazłem jego laptop. – Mimo wszystko ominąłem historię tego, gdzie go znalazłem i z jakimi przedmiotami wokół. – A tam znalazłem stare nagranie... – Znów szloch chciał mi się wyrwać z gardła. Weź się w garść! – Ariel już kiedyś mi mówił, że żyje dla zemsty.

– Zemsty? – zainteresował się.

– Szukał mordercy swojego ojca.

– Och.

– I nim okazał się mój wujek.

Spojrzał na mnie ogromnym, zszokowanym spojrzeniem, ale zaraz skupił się na drodze.

– Jesteś pewny?

– Chciałbym się mylić – powiedziałem i zagryzłem mocno wargę, by się znów nie rozpłakać.

Na moment zaległa cisza w samochodzie. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że Tomek nie włączył radia. Siedzieliśmy w całkowitej, ciszy przerywanej tylko pomrukiem silnika i ogólnym hałasem warszawskich ulic. Zaraz musieliśmy wyjechać na autostradę.

– Wiesz, co musisz zrobić? – przerwał milczenie po paru długich minutach, poważnym głosem. Chyba zrozumiał, jak poważna jest sytuacja.

Spojrzałem na niego idiotycznej. Co muszę zrobić w samochodzie na środku autostrady?

– Zadzwoń teraz do wujka – wyjaśnił cierpliwie. – Powiedz mu, co się dzieje, niech będą gotowi. Następnie albo ty, albo on zadzwońcie na policję.

– Ale... – zacząłem spanikowany.

To może mieć konsekwencje dla wujka. Jego chciałem ochronić. Mimo tego, że z punktu moralnego mógł na to zasługiwać.

Jestem okropnym człowiekiem. I ja chciałem skończyć prawo?

– Chcesz, żeby byli bezpieczni? – nacisnął na mnie.

– Tak.

– W takim razie to chyba logiczne, prawda? – kontynuował.

A co, jeśli zamkną wujka? W końcu jakiś dowód jest, że popełnił morderstwo prawie dwadzieścia pięć lat temu.

A może wujek wcale nie jest przestępcą? Może to jakieś wielkie nieporozumienie, pomyślałem, chwytając za komórkę Tomka.

Dlaczego na mnie to wszystko spadło?

– Halo?

Sparaliżowało mnie, kiedy tu usłyszałem. Nie mogłem wydusić z siebie słowa.

Dlaczego to wszystko się działo? Dlaczego musiało się dziać? Nie mogłem żyć spokojnie w nieświadomości?

Najwyraźniej nie.

Prawda zawsze wyjdzie na jaw. Nieważne, jak bardzo chcesz ukryć gówno, zawsze będzie śmierdzieć i ktoś w końcu to odkryje.

Tak było i tym razem. 

Doberman 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz