Rozdział 33

369 62 13
                                    


Powinienem być spokojny. Policja jest w domu, wujek Al jest całkowicie spokojny, Pol pewnie poszedł tylko do łazienki. Ale ja spanikowałem. Musiałem go zobaczyć, by zrozumieć, że wszystko jest w porządku.

Oni są bezpieczni.

Chyba zauważyli mój niepokój, bo mama zaproponowała mi coś do picia, a Tomek popchnął, bym wszedł głębiej. Przejął kontrolę nad rozmową, przedstawiając się pięknie Alowi. Znali się, w końcu już kiedyś rozmawiali, to Tomek zadzwonił do wujka i naskarżył na mnie, by mnie zabrali z powrotem do domu.

Jednak po raz pierwszy się zobaczyli, więc Tomek chciał zrobić dobre wrażenie. Nawet jeśli był w przepoconym dresie.

I tak wyglądał lepiej niż ja. Ja pewnie wyglądam jak wrak człowieka.

Kiedy ostatnio piłem wodę? Nie byłem pewny. Już nawet o jedzeniu nie wspomnę.

Ale ja nie byłem głodny ani spragniony. Jedyne co chciałem zobaczyć, to siwiejącego wujka, który był cały i zdrowy. Chciałem usłyszeć jego głupi tekst i parsknięcie Ala za plecami.

Dopiero to by mnie uspokoiło. Nie policjanci, którzy beztrosko piją herbatę i zdecydowanie nie rozumieją powagi sytuacji.

Miałem wrażenie, że nikt nie rozumie powagi sytuacji. Jak mogą być tak spokojni?!

Zagryzłem mocno wargę i zamknąlem oczy, licząc powoli do trzech. Czułem znów to nieprzyjemne uczucie rozsadzające mi klatkę piersiową.

O nie, pomyślałem, nie mam czasu na atak. Nie teraz.

Spojrzałem na plecy mamy, która skierowała się do kuchni. Następnie skupiłem się na Tomku rozmawiającym kulturalnie z Alem. A następnie rzuciłem zaniepokojone spojrzenie na koniec korytarza, gdzie znajdowały się drzwi do łazienki, z której zawsze wujkowie korzystali.

Wujek powinien zaraz do nas dołączyć, prawda?

– Pomogę ci, mamo – mruknąłem głośno, by wszyscy mnie usłyszeli i wiedzieli gdzie jestem, gdy zniknę im z oczu.

Podejrzewałem, że martwią się o mnie bardziej niż o sytuację z Arielem. Wiedziałem też, że zaraz czeka mnie rozmowa na temat tego, co się stało w nocy i dokładnie mnie wypytają o to, co się dzieje.

Wszedłem do kuchni i przyjrzałem się mamie. Była zmartwiona, widziałem to po jej zgarbionej sylwetce i worach pod oczami.

I wiedziałem, że to moja wina. Wszystko było moją winą.

Dlatego właśnie pokonałem szybko dzielący nas dystans i się do niej przytuliłem. Oboje potrzebowaliśmy bliskości.

– Przepraszam, mamo – szepnąłem.

– W porządku – powiedziała, odwzajemniając uścisk. – Ważne, że jesteś cały i zdrowy.

Mruknąłem niewyraźnie na potwierdzenie, wciągając jej znajomy, matczyny zapach.

W końcu się od siebie odsunęliśmy i od razu poczułem, że mi trochę lepiej. Wszystko będzie dobrze, w końcu jest tu policja, wszyscy jesteśmy w bezpiecznym domu.

– Zapytaj, czy chcą szarlotkę – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Zrobiłam ją z twojego przepisu, który mi podesłałeś.

Pokiwałem ulegle głową i wyszedłem z kuchni w stronę salonu, gdzie znajdowali się wszyscy, ale wtedy coś mnie tknęło. By być spokojniejszym chciałem przynajmniej usłyszeć głos Pola, że jest okej. Dlatego gwałtownie zawróciłem i skierowałem się na koniec korytarza, gdzie znajdowała się łazienka.

Jestem paranoikiem, zdecydowanie, ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy zagrożeni cieniem ataku mojego chłopaka.

Prawdopodobnie byłego chłopaka.

Nie wyobrażam sobie stworzyć zdrowy i szczęśliwy związek z chłopakiem z taką przeszłością i takimi chorymi powiązaniami z moją rodziną.

Nie ma szans.

Zaraz pójdę do salonu i zapytam o szarlotkę, ale najpierw zapukam i zapytam, czy wszystko w porządku. Chcę go tylko usłyszeć.

Podszedłem do drzwi i z dziwnym ciężkim sercem i stresem rozsadzającym głowę zapukałem delikatnie w drzwi.

Niech ma zatwardzenie przez stres, pomyślałem idiotycznie desperacko, niech tam siedzi bezpiecznie, tylko niech da słowo.

Nie dał jednak.

Znów zaczęło mnie dusić.

Zapukałem znów, ale nadal odpowiedziała mi cisza.

Sięgnąłem po klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz.

Jest, a przynajmniej był w środku. Ale jakby był tam nadal, to by odpowiedział. Spojrzałem w stronę kuchni i salonu, skąd dochodziły odgłosy rozmowy.

Nie chciałem siać mojej paranoicznej paniki.

Może ma te swoje boomerskie słuchawki na uszach? Albo zemdlał? Albo, co gorsza, Ariel go dorwał w łazience.

Zawołam go lub machnę mu przez okno. Przesadzam. Powinienem go zostawić w spokoju, to nawet niegrzeczne, że mu tak włażę do łazienki, czy nawet podglądam, ale...

Ale nie mogłem go zostawić samego. Ariel na pewno gdzieś jest w okolicy, nie wierzę że nie. Czai się gdzieś na zewnątrz między drzewami.

Przeszedłem do sypialni wujków i otwierając okno, wychyliłem się gwałtownie, by zobaczyć, czy to od łazienki jest uchylone i czy mnie usłyszy, gdy go zawołam.

Jedno zauważyłem – okno było całkowicie otwarte, razem z siatką na owady, która nigdy nie była zdejmowana czy nawet uchylana.

Panika od razu mi się włączyła.

Wyskoczyłem przez okno i podbiegłem do okna obok. Podskoczyłem i tak jak oczekiwałem i najbardziej się bałem: Pola w środku nie było. 


Doberman 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz