Remus obudził się w porze lunchu. Słońce raziło go w oczy, a zapach eliksirów i maści w Skrzydle Szpitalnym był bardzo mocny i ostry dla jego wyczulonych zmysłów.
Poprzedni wieczór wrócił do niego, zanim jeszcze otworzył oczy. Prawie pokłócił się z Syriuszem, kiedy w ostatniej chwili chciał zakazać im pojawienia się w Wrzeszczącej Chacie. Czuł podskórnie, że to za duże ryzyko. Nie mógł poświęcać życia lub zdrowia przyjaciół dla swojej samolubnej zachcianki, by nie być w czasie pełni samotny. Bał się, że ich zaatakuje, nie będzie umiał uspokoić wilkołaka i zapanować nad rządzą krwi, która opęta jego umysł. Ale w końcu uległ.
Ustalili, że Peter w postaci szczura pójdzie z Remusem i Panią Pomfrey do Wrzeszczącej Chaty. Poczeka, aż kobieta wyjdzie i Lupin się przemieni, by dopiero wtedy pójść po Jamesa i Syriusza. Pettigrew miał większą szansę na to żeby uciec przed przemienionym przyjacielem, a szczura nikt nie będzie podejrzewał.
Remus wygonił wcześniej Petera. W ostatniej chwili powiedział mu, że ma iść, ponieważ nie chciał przemienić się przy nim. Wiedział, że następnego dnia zobaczyłby tylko w jego oczach litość. Nie chciał tego.
Nie pamiętał jak przebiegła pełnia. Modlił się żeby jego przyjaciele nie leżeli w łóżkach koło niego, z opatrunkami na całym ciele i odrazą na twarzy, która pojawi się jak tylko go zobaczą. Ale kiedy Remus otworzył oczy, nie zobaczył Jamesa, Petera czy Syriusza. Pani Pomfrey również nie było w zasięgu wzroku. Zobaczył za to małą szczurzą twarz i poczuł delikatny nacisk łapek na brodzie. Otworzył szerzej oczy.
– Pete? – wydyszał. Szczur zapiszczał cicho, a jego wąsy zadygotały. Remus bał się ruszyć, by nie zrobić czegoś Peterowi w jego animagicznej postaci.
Zanim się zorientował Pettigrew był już na podłodze i ku zniesmaczeniu pani Pomfrey, która go wypatrzyła, ruszył biegiem w stronę drzwi. Remus z trudem podparł się na łokciach i wyciągnął szyję, by zobaczyć jak Peter z trudem mieści się w szparze pod drzwiami i znika pola widzenia.
– Panie Lupin! – zganiła go pielęgniarka, kiedy tylko zobaczyła co zrobił Remus. – Natychmiast się połóż! To, że ostatnia noc była dobra, to nie oznacza, że pozwalam na takie ruchy.
Ale zanim Remus zdążył zapytać, co według Pomfrey znaczy dobra pełnia, to drzwi od Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie trójka chłopców.
– Wiemy, że się obudził! – krzyknął na dzień dobry Syriusz.
– A obiecała pani, że jak się obudzi to możemy przyjść!
– Dzień dobry, pani Pomfrey – przywitał się grzecznie Peter, który miał małą zadyszkę, gdy w końcu wszyscy stanęli przy łóżku Remusa. Nikt nie miał pojęcia czemu zawsze Lupin leżał tak daleko od drzwi.
Pani Pomfrey założyła tylko ręce na biodrach i popatrzyła na nich z naganą w oczach.
– Nie zdążyłam go nawet zbadać i podać lekarstw, a wy już jesteście przy nim.
– Och, no wie pani... Taki nasz urok huncwota – odpowiedział od razu Syriusz i uśmiechnął się w swój typowy sposób. Szare oczy błyszczały w słońcu, które wpadało przez witraże w oknach Skrzydła Szpitalnego.
Potem Remus został otoczony przyjaciółmi. Wypytał się o ich zdrowie i z przejęciem czekał na informacje, że coś im zrobił. Wiedział w końcu, że to był fatalny pomysł , by pozwalać im być z nim w czasie pełni. Potem okazało się, że stało się to błogosławieństwem dla Remusa.
– Oprócz tego, że Peter odkrył, że strach przez zdeptaniem, to jest poważna sprawa, to nic takiego się nie stało – odpowiedział Syriusz. Siedział na brzegu łóżka Lupina i wpatrywał się w niego uważnie.
– Syri, po prostu nie chce się przyznać, że popłakał się z bólu jak dziewczynka, kiedy rzucałem na jego plecy zaklęcie leczące – James poprawił okulary i uśmiechnął się nieszczerze do Syriusza, który był oburzony, że Potter to powiedział.
– Co z twoimi plecami?
– Nic, Remi – odpowiedział Syriusz uspokajająco. – Nic się nie stało.
Remus dopiero kiedy wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, mógł zmusić Syriusza, by pokazał mu swoje plecy. Black na początku był bardzo chętny, by zdjąć koszulkę, ale jego zapał osłabł, gdy dowiedział się, że ma pokazać rany. Trzy ślady pazurów wilkołaka toczyły się przez plecy Syriusza. Nie były to głębokie rany, ale mimo wszystko tam były. Od prawego barku po lewe biodro, szły przez całe plecy. Remus zaczął go wtedy przepraszać, że go skrzywdził. Nie mógł sobie tego wybaczyć. I zakazał mu uczestnictwa w pełni. Syriusz się nie zgodził. Nie mógł pozwolić, by James i Peter zostali sami, a Remus, naprawdę chyba polubił czarnego psa, w którego zmieniał się Black.
W następnych latach Syriusz nauczył się ukrywać swoje rany i przychodził zawsze do Jamesa, by ten go uleczył. Nie chciał nigdy więcej widzieć łez w oczach Remusa i słyszeć jego , że był potworem. Czasami niewiedza była dużo lepsza, niż gorzka prawda.
Ale tamtego poranka w Skrzydle Szpitalnym, po ich pierwszej wspólnej pełni, siedzieli przez całą przerwę na lunch, razem, opowiadając sobie wszystko co się działo ostatniej nocy. Remus nie wiedział nawet jakie to może być dobre. Posiadanie swojego stada w czasie pełni.
CZYTASZ
Wszystkie te noce i poranki || Wolfstar
FanfictionRemus Lupin nienawidził poranków po pełni. A jeszcze bardziej nocy poprzedzającą ją, bo świadomość, że jutro o tej porze stanie się potworem, nie pozwalała mu zasnąć. Jego lekiem na bezsenność w takich momentach okazywał się Syriusz. A później poran...