Remus obudził się z poczuciem, że jest naprawdę źle. Czuł jak jego ciało było zmęczone, spięte do granic możliwości i pokryte czymś co drażniło jego wrażliwą skórę. Bolała go głowa jakby uderzył się w nią, co najmniej kilka razy. Nie miał iły otworzyć oczu i zmierzyć się z porankiem po pełni. Chciał znowu zasnąć, tylko po to żeby nie czuć bólu. Świadomość, że niedługo przyjdą rodzice ze znajomym lekarzem, który składał jego połamane kości od kiedy tylko pamiętał, też nie zachęcało do tego, by zmierzyć się z tym co go czekało po nocnej przemianie.
– Lunatyku? – czyiś głos przebił się do jego umysłu. Zaatakował uszy. – Lunatyku, wiem, że już nie śpisz.
Remus z trudem otworzył oczy tylko po to, by zobaczyć pochylającego się nad nim Jamesa Pottera z błyszczącymi brązowymi oczami ukrytymi za szkłami okularów i uśmiechem na ustach, który chyba miał być pocieszający. Lupin drgnął i wtedy dotarło do niego, że to coś co drażniło jego gołą skórę klatki piersiowej, było psim futrem. Szorstka sierść, w której Remus miał zatopione palce i przyciskał mocno do siebie.
– Hej, Remus – przywitał się z nim cicho James.
– H-hej – wyszeptał cicho Remus. Było to prawie bezgłośne, bo gardło bolało go naprawdę mocno. Nie za bardzo wiedział co się właśnie działo. Czy miał halucynacje? Czy jego wczorajsze pragnienia, wróciły do niego następnego dnia w formie snu na jawie?
– Glizdogon jest na czatach i ma nam powiedzieć, kiedy twoi rodzice będą tu iść. A Łapa... – James ze swoim typowym uśmiechem spojrzał na kupę futra które Remus przytulał mocno. – Uparł się, że będzie z tobą spał.
Do Remusa dotarło dużo później, że jego przyjaciele przybyli kawał drogi, by móc się pojawić u niego i spędzić razem noc. Nie miał pojęcia jak to zorganizowali. Ale robiło mu się ciepło na sercu i wręcz czuł ucisk w klatce piersiowej na myśl, że zrobili to wszystko, by Remus nie spędzał pełni sam. Chcieli być z nim w tą okropną noc i doceniał to jak nic innego na świecie.
To było coś naprawdę wielkiego, móc się obudzić i zobaczyć pogodną twarz Jamesa, poczuć futro Łapy pod palcami i usłyszeć popiskiwania Glizdogona, kiedy jego rodzice kierowali się do szopy. Był otoczony ich obecnością, wsparciem i miłością – nie tylko w czasie roku szkolnego, ale i podczas wakacji.
– Nie mogliśmy cię zostawić samego, Remusie – powiedział James. – Jesteśmy w tym razem. Jesteśmy przecież Huncwotami.
***
Później – kiedy jego rodziną stał się Syriusz i Harry – poranki po pełni również były pełne futra Łapy. Brakowało mu natomiast brązowych oczu Jamesa i troskliwych pytań Petera czy na pewno dobrze się czuje. Zyskał za to możliwość wycia do księżyca razem z Łapą, świadomość, że rano będzie w ich wspólnej sypialni, a po południu Harry wróci do domu i ze śmiechem zacznie opowiadać co robił na nocowaniu u cioci Dromedy.
To nie były poranki we Wrzeszczącej Chacie, piwnicy czy szopie – samotne, pełne bólu i cierpienia. Nie mógł również porównywać ich do tych spędzonych w Skrzydle Szpitalnym. To był czas kiedy budził się w domu.
Nie oznaczało to, że ból zniknął. Odrętwienie, napięcie i zmęczenie nadal były nieodłącznym elementem pełni. Tak samo jak poczucie łamania kości, wydłużania twarzy czy naciągania skóry.
Ale Remus dowiedział się, że czasami posiadanie stada wokół siebie, nieco zmniejszało to wszystko.
CZYTASZ
Wszystkie te noce i poranki || Wolfstar
FanfictionRemus Lupin nienawidził poranków po pełni. A jeszcze bardziej nocy poprzedzającą ją, bo świadomość, że jutro o tej porze stanie się potworem, nie pozwalała mu zasnąć. Jego lekiem na bezsenność w takich momentach okazywał się Syriusz. A później poran...