Rozdział 2 - Strach to okropne uczucie.

3.9K 131 15
                                    




Odgłos kroków. Właśnie on znów nieprzerwanie mi towarzyszył. Zaczęłam biec, ale on nadal za mną podążał, był coraz głośniejszy. Błądziłam wzrokiem po okolicy za miejscem gdzie mogłabym się skryć, aż w zasięgu mojego w wzroku pojawiła się żelazna brama z napisem ,,Park of Winter Haven"

Park.

Przecież to był strzał w dziesiątkę, tam więc się skierowałam. Przyspieszyłam, a odgłos kroków ucichł. Przynajmniej tak mi się zdawało.

Tracąc powoli siłę w nogach skręciłam w ścieżkę po prawej. Drzewa. Dużo drzew. Jedno. Drugie. Trzecie. Ostatnie z wymienionych wydało się odpowiednie. Za nim więc się skryłam.

Szumiąca mi w uszach krew i mój ciężki oddech był uciążliwy, co zdecydowanie rozpraszało, ale wyraźnie słyszałam zbliżające się kroki. Wstrzymałam oddech, przykładając dłoń do ust i nosa żeby nie dać  znać o swojej obecności.

Kroki na chwilę ucichły po czym zaczęły się oddalać, a gdy już całkowicie ucichły wychyliłam się zza drzewa żeby upewnić się że nikogo tam nie ma.

Niemal zawyłam z ulgi gdy ścieżka była pusta. Odwróciłam się z zamiarem ucieczki, ale pojawiła się przede mną zakapturzona postać. Nie byłam w stanie ujrzeć jej twarzy, ponieważ obszerny kaptur mi to uniemożliwiał.

Nie tracąc czasu przyparł mnie do pnia drzewa chwytając za szyję.

Otwierałam usta pragnąc nabrać powietrza, wbijając paznokcie i drapiąc go po ręce, ale zaciśnięta krtań mi to uniemożliwiała. Pomimo, że nie widziałam jego twarzy czułam jak bije od niego satysfakcja. Cieszył się z mojego cierpienia. Tak samo jak kiedyś oni.

Ostatnim co dane było mi zobaczyć zanim pochłonęła mnie ciemność, to promienie wschodzącego słońca.

Zerwałam się do siadu przykładając dłoń do gardła i nabrałam głęboko powietrza do płuc. Po policzkach spływały mi łzy gdy cała roztrzęsiona starałam się wygrzebać z pościeli, ale jak na złość noga mi się w niej zaplątała.

Gdy tylko udało mi się uwolnić wypadłam z pokoju wprost do łazienki czując jak zaczynają targać mną torsje. Od razu przypadłam do muszli klozetowej i zaczęłam wyrzucać wszystko co udało mi się dziś w siebie wcisnąć. Kiedy było już po wszystkim, spuściłam wodę i opadła z sił opierając się o ścianę obok.

Od zajścia w parku minął już tydzień, a wraz z nim kolejna nieprzespana noc. Spojrzałam na zegarek ustawiony na blacie obok umywalki. Trzecia trzydzieści trzy. Odchyliłam głowę do tyłu wpatrując się w biały sufit, przejeżdżając dłońmi po mokrych od łez policzkach.

Po moim ataku paniki w parku i po tym jak zielonooki brunet odszedł zlewając się z ciemnościami panującymi w parku, jego znajomi, a dokładnie brunetka, która dotrzymywała mi cały czas boku, próbowała wyciągnąć ze mnie jakieś szczegóły na temat całego zdarzenia, ale wszystko zlewało mi się w jedną wielką plamę. Jedyne co dokładnie pamiętałam to miarowy odgłos kroków.

Gdy dziewczyna zrozumiała, że nic więcej ze mnie nie wyciągnie, poprosiła tego bardzo podobnego chłopaka do siebie żeby zadzwonił do Ryana i Aarona. Jak mogłam wywnioskować z wcześniejszej kłótni między chłopakami, Ryan'em był ten wyższy z trójki, który zaczął się szarpać z zielonookim, czyli Aaronem.

Aaron.

Podczas gdy chłopak o karmelowej karnacji wykonywał telefon, brunetka i ja wstaliśmy z ławki i zaczęłyśmy się kierować w tylko jej znanym kierunku. Na początku się zdenerwowałam co właściwie zamierzają ze mną zrobić, ale ona szybko pospieszyła z wyjaśnieniami, że niedaleko zaparkowany jest samochód, którym odwiozą mnie prosto do domu. I tu wszystko komplikowało się jeszcze bardziej, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nie pamiętałam nawet numeru domu, a co dopiero ulicy mojego obecnego miejsca zamieszkania.

All our (Im) perfections - [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz