Rozdział 8 - On znów tu jest.

1.3K 59 9
                                    

Koniecznie puście sobie podlinkowaną piosenkę, gdy zaczniecie czytać. Daje mega klimat!



Sala balowa bije bogactwem i przepychem. Tańczące walca pary znajdują się na środku sali, a nad parkietem wisi majestatyczny, diamentowy żyrandol. 

Tego wieczoru kobiety przyodziały piękne suknie balowe, a mężczyźni drogie i szyte na miarę garnitury.

Każdy centymetr powierzchni pomieszczenia wytwarza aurę wytworności, ale to jedynie pozorne złudzenie zawiści, kłamstw i okropnych rzeczy, które nigdy mają nie ujrzeć dnia dziennego.

Przechadzając się pomiędzy okrągłymi stolikami i prowadzącymi rozmowy osobami, można zaobserwować wymuszone uśmiechy i grzeczności, które na pierwszy rzut oka nie są dostrzegalne.

Będąc już przy wyjściu z sali oglądam się za siebie czując, że ktoś na mnie obserwuje i natrafiam prosto na jego wzrok. Po plecach przechodzi mi nieprzyjemny dreszcz i od razu przyspieszam kroku wręcz wybiegając na średnio oświetlony korytarz.

Oddalam się coraz bardziej od sali balowej, a każdym postawionym krokiem muzyka razem z rozmowami cichną. Stopniowo panującą ciszę wypełnia jedynie odgłos moich obcasów uderzających o marmurową posadzkę. Zapuszczam się coraz bardziej w ciemność korytarza, którym podążam oglądając się za siebie co jakiś czas.

Dochodzę do jego końca, które okazuje się rozwidleniem. Po lewej stronie ciągnie się następny korytarz, zaś po prawej przez otworzone na oścież drzwi balkonowe wpada do budynku świeże powietrze wraz z światłem księżyca.

Obracam się za siebie, aby sprawdzić czy nikogo za mną nie ma, po czym oddycham z ulgą będąc daleko od sali i ludzi znajdujących się w niej. Daleko od niego.

Wychodzę zza rogu i podchodzę powoli do otwartych drzwi obejmując się. Fioletowa sukienka sięgająca mi połowy łydki powiewa na wietrze, kiedy stoję przy ich progu. Pocieram ramiona, czując chłód na gołych ramionach. Spoglądam w niebo, które jest całkowicie bezchmurne, a setki gwiazd na nim się mieni. Uśmiecham się lekko sama do siebie i chwytam futrynę prawą dłonią, następnie opierając na niej głowę.

Napawając się chwilą wytchnienia dopiero po chwili wyczuwam za plecami obecność kogoś i ciepło bijące od drugiego ciała. Momentalnie sztywnieje i gwałtownie się obracam, stawiając krok do tyłu i rejestrując jak blisko mnie ktoś stoi, co staje się moim dużym błędem. Obcas buta wchodzi w framugę co skutkuje straceniem równowagi. Kiedy już myślę, że upadnę, mój przegub chwyta silna dłoń, a następnie zostaje mocno przyciągnięta do twardego torsu.

- Uważaj jak stawiasz kroki, bo możesz sobie coś zrobić, Aniołku.

Na jego głos i przezwisko, jakie uwidział sobie już  kilka lat temu, robi mi się niedobrze, a oczy zachodzą łzami. Z każdą sekundą jego obecności zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę znajdujemy się tu z daleka od ludzi. Sami.

Uparcie wpatruje się w jego klatkę piersiową, odzianą w białą koszulę i ciemny garnitur, nie podnosząc wzroku.

- Nie podziękujesz mi?

Uścisk jego dłoni, której w dalszym ciągu nie opuścił wymógł na sile, co okropnie boli. Spuszczam głowę chcąc ukryć grymas i łzy, które zdołały wydostać mi się z oczu. On jednak mi na to nie pozwala i chwyta dłonią moją szczękę w dłoń i unosi ją gwałtownie.    - Cóż za brak kultury. Wybawiłem cię z opresji, Aniołku. -  Uścisk jego dłoni zacieśnia się coraz bardziej. - Powinnaś mi podziękować.

    Jego głos znacznie się obniżył, a w bursztynowych oczach zatańczyło coś niebezpiecznego. Coś co zawsze w nich było, kiedy w nie patrzyłam.

All our (Im) perfections - [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz