11. Przysięgam Harper

1.7K 45 62
                                    

Nie żyje. Ona naprawdę nie żyje. Jak to możliwe, że akurat teraz? Jak to jest kurwa możliwe, że jej serce postanowiło akurat teraz przestać bić. Akurat, gdy mnie przy niej nie było.

— Córeczko jesteś tam? — usłyszałam ściszony głos mamy.

— Harper odezwij się. — poprosiła, płaczliwym tonem.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam, odjęło mi mowę. Patrzyłam cały czas w jeden punkt, a po moich policzkach spływały strumienie łez. Nagle usłyszałam dźwięk zakończenia połączenia. Nie wywarło to na mnie żadnego wrażenia, ponieważ cały czas nie mogłam w to wszystko uwierzyć.

Moje ręce się trzęsły a łzy, nieustannie spływały po policzkach. Chciałam zaczerpnąć powietrza, ale nie mogłam. Nie mogłam po prostu oddychać. Moje serce łomotało jak szalone. A ja zaczęłam pazernie łapać powietrze, a przynajmniej próbować. Nie mogłam nic zrobić, to było silniejsze ode mnie.

Co czułam? Nic nie czułam, jedyne co mogłam poczuć to, to jak świat się momentalnie zatrzymał. Nigdy już się do niej nie przytulę, nie upiekę ciasta. Ani nie pokłócę się z nią o różne błahostki.

Ból w klatce piersiowej nadal nie ustępował, nadal łapczywie łapałam powietrze. Czułam, że z moich łez można by było zrobić pół litra wody pitnej. Nogi zaczęły mi się niezmiernie trząść. Nie mogłam się ruszyć.

Nagle ktoś otworzył z hukiem drzwi, po chwili podbiegając do mnie. Zobaczyłam przez załzawione oczy twarz Oliviera. Zamknął mnie w mocnym uścisku i głaskał po głowie, uspokajając mnie.

Płakałam, prosząc świat by to było jedno wielkie nieporozumienie a moja babcia by nadal żyła.

— Jade tam. — szepnęłam, chcąc wyrwać się z uścisku Williamsa.

— Nigdzie nie pojedziesz. — rzucił stanowczo. — Nie beze mnie. — dodał.

Słysząc to, wybuchłam jeszcze większym płaczem. Jak mogłam pozwolić na to, by babcia umierała w samotności? To moja wina. To wszystko była moja wina. Uświadamiając to sobie stwierdziłam, że nie mogę ryczeć jak głupia idiotka.

Muszę być twarda. Nie mogę zawieść teraz mamy i rodzeństwa. Nie mogę pokazać, jak bardzo mnie to boli. Muszę zdusić to w sobie, jak zawsze to robiłam. A po czasie będzie lepiej. Przynajmniej mam taką nadzieję.

— Chce jechać. — odsunęłam się od chłopaka.

— Pójdę pogadać z panią Miles a ty się spakuj. — polecił, spoglądając na mnie. 

Skinęłam głową, po chwili chłopak wyszedł z pokoju. Skierowałam się pędem do łazienki, by zgarnąć swoje kosmetyki. Byliśmy tu dopiero dwa dni, a ja już zdążyłam prawie wszystko wypakować. Wychodząc z łazienki, wzięłam jeszcze swoje ręczniki. Wepchnęłam wszystko do walizki, po czym usiadłam na łóżku.

Chciałam zacząć płakać, naprawdę coraz bardziej nie mam siły na to wszystko. Nadal do mnie nie dociera, że moja babcia nie żyje. Cały czas mam jeszcze nadzieję, że to zwykła pomyłka.

— Możemy jechać. — rzucił Williams, wchodząc do pokoju.

— Czym pojedziemy na lotnisko? — zapytałam, byliśmy na wycieczce więc nie mieliśmy samochodu.

— Wypożyczyłem na szybko jakiegoś grata. — wytłumaczył, chwytając moją walizkę.

***

— Chcesz o tym pogadać? — zapytał Olivier, spoglądając na mnie.

Byliśmy blisko ale wciąż daleko od siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz