Rozdział 15

231 25 7
                                    

Podczas powrotu byłam zbyt zrezygnowana, aby podjąć próbę wspinaczki do okna, więc skorzystałam ze swojej kryjówki na wypadek sytuacji kryzysowych i przebrałam się w zwyczajne ubrania. Strój Cierniowej Księżniczki razem z tą nieszczęsną maską wyrzuciłam do pobliskiego kosza na śmieci i w martwej ciszy, ciemnymi ulicami powróciłam pod dom. Przez moment udało mi się zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Zapomniałam o Loidzie, Anyi, o swojej pracy, Yurim i o Zmierzchu.

O rzeczywistości, w której tkwiłam przypomniał mi dopiero cichy trzask drzwi wejściowych, kiedy zrozumiałam, że wyszłam oknem, a wróciłam drzwiami. Zatrzymałam się na moment obserwując jasną smugę światła wydobywającą się z kuchni. Nieprzekonana, co do swojego szczęścia w ostatnim czasie, zacisnęłam palce na zgubionej obrączce szpiega i ruszyłam w kierunku kuchni.

W pomieszczeniu zastałam Loida, który również zastygł w bezruchu, kiedy skierował na mnie spojrzenie błękitnych tęczówek. Na jego bladym policzku odznaczała się długa, krwawiąca szrama, a w oczach czaiła się niepewność, którą szybko zastąpiło zatroskanie. Przez moment na jego twarzy wykwitł wyraz lekkiej paniki, ale niedługo po tym westchnął ciężko i oparł się dłońmi o blat.

Spanikowana, gdy zobaczyłam jego ranę, znalazłam się przy nim w dwóch krokach łapiąc jego twarz w swoje drżące dłonie. Jasna krew jeszcze delikatnie płynęła z miejsca, w którym rozcięcie było grubsze, ale tak, poza tym rana nie wyglądała na zbyt poważną. Niemniej jednak zmartwiło mnie to, że w ogóle tam była.

- Co ci się stało?- spytałam rozkojarzona, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Loid złapał ostrożnie za moje nadgarstki i odciągnął dłonie od swojej twarzy. Nie odpowiadał mi przez dłuższą chwilę, jakby próbował sobie coś ułożyć w głowie.

A potem mnie pocałował.

Zrobił to znowu. Tym razem, jednak z własnej inicjatywy. Delikatnie musnął moje wargi, tak, że ledwie wyczułam w tym pocałunek. Lekkie muśnięcie, ponieważ bał się, iż mogłabym go odrzucić.

Na początku byłam zbyt zaskoczona, by zorientować się w obecnej sytuacji. Potem, jednak upewniłam Loida w jego działaniu i oddałam pieszczotę z większym zaangażowaniem niż podczas naszego pierwszego pocałunku. Policzki piekły mnie niemiłosiernie, a temperatura mojego ciała wzrosła wraz z szalejącymi w moim brzuchu motylkami. Chłonęłam każdą sekundę tej chwili, czując się zupełnie tak, jakby jutra miało nie być.

To, co piękne mija zawsze szybciej niż byśmy tego chcieli i tak było i tym razem. Ciężko oddychając z lekko uchylonymi wargami wpatrywałam się w Loida zupełnie zapominając o małej stróżce krwi, która wpłynęła mu już za krawędź jego białej koszuli.

- Nie było cię w pokoju- zaczął, a następnie sięgnął dłonią do pasma moich włosów- Martwiłem się, więc poszedłem cię szukać- dodał, zaczesując ciemny kosmyk za ucho. Na ten gest przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a cień uśmiechu zawitał na moich ustach.

Loid odpędzał moje wszelkie zmartwienia i bez problemu wywoływał u mnie uśmiech. Czym zasłużyłam sobie na tak cudownego mężczyznę w moim życiu?

- Byłam tylko na spacerze- szepnęłam niepewnie. - Trzeba to opatrzyć, pewnie boli- dodałam cicho.

Nie musiał nic więcej mówić. Historii powstania rozcięcia mogłam domyślić się sama. W okolicy przecież nigdy nie było spokojnie, a wariatów na ulicach nie brakowało. Szczególnie nocą, kiedy nie było widać tego, że są podejrzani.

Złapałam za kilka opatrunków leżących w szafce i odwróciłam się ponownie w kierunku blondyna, a następnie odłożyłam to co miałam w rękach na blat obok niego.

Podczas opatrywania panowała przyjemna cisza, która pozwalała mi nieco ochłonąć. Nie pomyślałam o tym, że Loid mógłby chcieć wejść do mojego pokoju, a tym samym odkryć moją nieobecność. Powinnam się bardziej zabezpieczyć. Nie mogłam przecież pozwolić na to, żeby ktokolwiek dowiedział się o mojej pracy.

Kochałam swoją pracę i kochałam też Loida i Anyę, a dla dobra obu musiałam nie dopuścić do tego, by te dwie rzeczy uległy połączeniu. Tożsamość Cierniowej Księżniczki nie mogła wyjść na światło dzienne. 

- Sądzę, że powinniśmy poważnie porozmawiać, Yor- powiedział Loid w pewnym momencie, gdy na jego policzku spoczął już czysty opatrunek i po prostu staliśmy, patrząc na siebie w milczeniu.

Spojrzałam w oczy Loida i odetchnęłam cicho, podświadomie ciesząc się, że to on zaproponował tę rozmowę. Sama nie wiedziałam, jak mam powiedzieć mu o tym, co czuję, a mimo że starałam się wszystko trzymać pod kontrolą to czułam, że ucieka mi to gdzieś i tego nie zauważam.

- Też tak myślę- odpowiedziałam cicho.

Byłam pewna swoich uczuć wobec Loida, ale nie byłam już tak pewna tego, czy jestem w stanie okazać mu je w odpowiedni sposób. Bardzo bym chciała, by czuł się przy mnie tak dobrze, jak ja czuję się przy nim i aby jego problemy traciły znaczenie.

- Może czas, by przestać udawać?- zapytał Loid, łapiąc za moją dłoń i splatając nasze palce razem.- Co czujesz Yor?- zadał kolejne pytanie, posyłając mi przy tym niewyraźny uśmiech pełen obaw.

Zdecydowanie byłam gotowa, by powiedzieć te dwa słowa. Mimo że tylko dwa, miały tak wielkie znaczenie.

***


Zlecenie na MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz