Rozdział 2

684 19 5
                                    

Gotowa do wyjścia pokierowałam się w stronę frontowych drzwi. Chwyciłam za klamkę wychodząc już na dwór.

Zatrzymałam się na chwile zaciągając się rześkim powietrzem. Pełna energii  byłam gotowa pokierować się do mojego przyjaciela.

- Charlotte poczekaj!! - krzyknęła moja mama.
- Nawet w tej chwili nie dadzą mi spokoju. - szepnęłam pod nosem.

Odwróciłam się do mamy i zapytałam:
- Tak mamo?.

- Znów idziesz do niego, dobrze wiesz, że może zrobić ci krzywdę.- odpowiedziała moja matka zdenerwowanym głosem.

- Mamo panuje nad nim, obiecuje, że nic mi się nie stanie - uśmiechając się odpowiedziałam mamie.
Spojrzała się na mnie przymróżeniem oka. Z westchnięciem powiedziała.

- Dobrze, mam nadzieje, że wzięłaś ze sobą różdżkę wrazie czego.

- Tak oczywiście, dobrze wiesz, że nie rozstaje się z nią ani na minutę - uśmiechnęłam się do niej przekonująco.

- Okej idź już bo jeszcze się rozmyślę.
Skinęłam mamie na pożegnanie i pokierowałam się w dobrze mi znanym kierunku.

Po 10 minutach zauważyłam stajennego, który ewidentnie nie dawał sobie rady z przygotowaniem mojego wierzchowca.
Podeszłam do mężczyzny.

- Nawet z taką rzeczą sobie nie dajesz rady?- uśmiechnęłam się z kpiną. Widziałam jak faceta zdenerwowały te słowa.

- Przepraszam, panienko. - stajenny ukłonił się. Spoglądałam na niego z wyższością. Nie przedłużając tej bezsensownej konwersacji powiedziałam:

- Idź mi już stąd.

Mężczyzna z głową z puszczoną w dół skierował się do stajni.
Podeszłam do mojego fryza.

- Hej kochanie tęskniłeś za mną.

Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie zaczęłam go głaskać. Koń w odpowiedzi zaczął rżeć.
Zaśmiałam się wzięłam wodzę i w skoczyłam na mojego wierzchowca. Siedząc już w siodle popędziłam konia i pogalopowałam w stronę plaży.

Po dwóch godzinach jazdy na horyzoncie zauważyłam pomost.

Zadowolona pokierowałam swojego wierzchowca w jego stronę, jakie było moje zdziwienie gdy na pomoście stała jakaś postać.
Z postury mogłam stwierdzić, że to był mężczyzna, lecz nie byłam pewna na 100%.

Tajemnicza osoba miała na sobie szatę z dużym kapturem zakrywającą jego twarz. Niepewnie zatrzymałam konia przed pomostem. Zaskoczyłam z niego i szepnęłam:

- Zostań tu zafiro.

Ruszyłam po pomoście w stronę tajemniczej postaci.Gdy byłam już bardzo blisko mogłam stwierdzić, że to mężczyzna. Postanowiłam się odezwać.

- Kim jesteś? I co tu robisz? - zapytałam się opanowanym głosem, nie wyrażając żadnych uczuć.

Facet usłyszawszy mnie powoli odwrócił się w moją stronę.
Gdy ujrzałam jego twarz wstrzymałam oddech. Był cholernie przystojny. Jego brązowe loczki opadały mu delikatnie na czoło. Uwydatnione kości policzkowe dodawały mu męskości i te czarujące ciemne oczy, które uważnie mnie obserwowały.

Nawet nie zauważyłam gdy tajemniczy chłopak przybliżył się do mnie tak blisko, że poczułam jego oddech na twarzy a nasze usta dzieliły milimetry. Spojrzałam się w te hipnotyzujące oczy.
Delikatnie oblizałam swoje spierzchnięte usta, zwracając przy tym jego uwagę. Spojrzał się najpierw na nie, a później w moje oczy szepcząc w moje usta.

- Charlotte....bądź grzeczną dziewczynką i nie oblizuj tych cholernie ponętnych ust. Wstrzymałam oddech i się spytałam:

- Czemu?

- Bo kurwa zaraz się na ciebie rzucę jak zwierzę, a nie chce ci zrobić krzywdy.

Jego słowa tak mną wstrząsnęły, że na początku nie wiedziałam jak się oddycha, po całym ciele przeszły mnie ciarki. Nie mogąc wytrzymać odsunęłam się powoli od niego.

Wzięłam pare wdechów aby odzyskać racjonalne myślenie, przymknęłam na chwile oczy, a gdy je otworzyłam stałam się na nowo zimna, nie wyrażająca uczuć.

- Kim jesteś? I skąd znasz moje imię? - zapytałam trochę zdenerwowanym głosem.

Gdy brunet usłyszał moje pytania, zawiesił głowę przy tym delikatnie się uśmiechając.

- Haha jesteś nawet słodka kiedy się denerwujesz. - powiedział a ja myślałam, że zaraz rzucę na niego Avade albo najpierw cruciatus, a później Avade.

- Odpowiadając na twoje pytanie księżniczko jestem Matheo Riddle.
Spojrzałam się na niego wytrzeszczając oczy.
Powoli zaczęłam się cofać do tyłu.
Boże kogo ja spotkałam samego syna Czarnego Pana.
Z rozmyśleń wyrwał mnie Matheo.

- Boisz się mnie księżniczko? - zapytał, powoli przysuwając się w moją stronę.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć czy się go bałam, szczerze nie wiem....

- Nie musisz się mnie bać....- uśmiechnął się przy tym. - No, że chyba będziesz niegrzeczną dziewczynką to w tedy powinnaś.

Spojrzałam się na niego zaskoczona. Poczułam rozlewające się ciepło po całym ciele, a w brzuchu stado motyli.

Riddle przybliżył się do mnie, nachylając się do mojego ucha, gdy poczułam jego oddech na mojej czyi myślałam, że oszaleje, przymknęłam oczy, i usłyszałam szept:

- Muszę iść już księżniczko, obiecuje, że jeszcze się spotkamy.

Gdy skończył mówić, poczułam lekki jak piórko pocałunek na szyi. Zaskoczona otworzyłam oczy, ale jego już nie było.

Spojrzałam się w dal, słońce już powoli zachodziło. Westchnęłam i pokierowałam się do Zafiro. Fryz widząc mnie podniósł łeb i skierował się w moją stronę.

- Chodź kochanie już do domu, jesteś pewnie zmęczony.

Wskakując na wierzchowca pogalopowałam w stronę domu.

Przywiązani || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz