Rozdział 11

495 8 2
                                    

-Po prostu Potter zdaje się, że nie umie chodzić. - wycedziłam, przy tym podnosząc się i strzepując swoje ciuchy z niewidzialnego kurzu.

Matheo przeszył mnie wzrokiem, po czym przeniósł swoje spojrzenie na Pottera, który wyjątkowo wydawał się milczący.

Ruszył powoli w stronę Pottera, po czym stanął na przeciwko niego.

Teraz jak spoglądałam na jednego i drugiego śmiało mogłam stwierdzić, że to Matheo stwarzał wokół siebie tak silną aurę.

- Wydaje mi się, że powinieneś przeprosić Charlotte. - wycedził ślizgon.

Potter na to nic nie odpowiedział jedynie co zrobił to ruszył w moją stronę obserwowany pod czujnym okiem Riddla.

- Wybacz, naprawdę nie chciałem w ciebie w
paść, a tym bardziej nie chciałem zrobić ci jakiekolwiek krzywdy ja.... naprawdę przepraszam. - spuścił głowę, po czym ruszył w stronę wielkiej sali.

Odwróciłam się w stronę Matheo, gdy w pewnym momencie wstrzymałam powietrze.
Jego osoba stała kilka centymetrów ode mnie. Widziałam jak obserwował moją twarz. Przy tym podniósł swoją dłoń i zawinął wokół palca mój niesforny kosmyk włosów.

- Jak ty masz zostać moją żoną, jeżeli nawet nie potrafisz się obronić. - szepnął, po czym szarpnął mój kosmyk włosów tak, że znalazłam się jeszcze bliżej niego.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy zrozumiałam co on do mnie przed chwilą powiedział.

- O czym ty pieprzysz Matheo? - zapytałam doszukując u niego jakiś oznak, że w tej chwili sobie żartuje.

Na moją reakcje zaśmiał się pod nosem.

- Widzimy się wieczorem...złośnico. - powiedział, po czym odwrócił się i poszedł swoją stronę.

- Złośnico....? - wyszeptałam, marszcząc czoło. - kurwa, że ja mam niby zostać jego żoną o czym on pierdoli. - dodałam już lekko podenerwowana.

Zamiast do biblioteki poszłam do swojego dormitorium. Z ulgą rzuciłam się na łóżko, dalej niestety nie opuszczała mnie myśl o tym co powiedział Matheo.

Ze zmęczenia moje powieki zaczęły się zamykać nawet nie zapamiętałam momentu gdy zapadłam w głęboki sen.

...SEN
- Panie proszę...- płakałam dławiąc się łzami.

- Jestem tobą rozczarowany Scharlotte....nie wykonałaś zadania, które ci powierzyłem. - wysyczał, przy czym złapał moją twarz w mocnym uścisku.

Nie mogłam wydobyć ani słowa. Strach, który w tej chwili towarzyszył mi był paraliżujący.

- Nie nadajesz się do niczego, nie zamierzam mieć takie coś w swoich szeregach. - syknął po raz kolejny odrzucając moją twarz na bok.

- Avada Kedarva. - krzyknął kierując zielony strumień światła w moją stronę.

- Niee....! - krzyczałam.
...koniec

- Niee. - krzyknęłam.

Szybko siadając na łożku. Z roztargnieniem rozejrzałam się po pokoju. Westchnęłam z ulgi, gdy okazało się, że nikogo nie ma w pokoju.
Gdy uspokoiłam swoje emocje stwierdziłam, że wezmę szybki prysznic.

Dochodziła godzina 16:00 za niedługo przyjdą dziewczyny, a bynajmniej tak mi się wydaje. No ale jak przyjdą to wtedy napewno mogę sobie pomarzyć o jakimkolwiek wzięciu prysznica.

Z niechęcią podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Z nalawszy się już w kabinie odkręciłam wodę i od razu ustawiłam na ciepłą.

Przywiązani || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz