23

60 8 3
                                    

Letty

Fin w niedziele wybrał się do swoich rodziców, więc miałyśmy dla siebie cały dzień z Gią. Razem zrobiłyśmy szybki obiad, a po zjedzeniu postanowiłyśmy, że wyjdziemy na dwór. Co prawda nie było najcieplej, ale pięknie świeciło słońce i nie padał deszcz. Na podwórku spędziłyśmy godzinę na zabawie na zjeżdżalni i drabinkach, chwile pobawiłyśmy się w chowanego, ale Gia stwierdziła, że chciałaby pobawić się też z innymi dziećmi. Wróciłyśmy na górę, żeby zabrać do plecaczka picie i jakieś przekąski, a następnie wyruszyłyśmy na najbliższy plac zabaw. Z całkiem ładniej pogody korzystało wielu rodziców ze swoimi pociechami, więc mała miała z kim spędzać czas. Dzieciaki biegały i śmiały się wesoło, rzucały w siebie liśćmi albo budowały z nich góry i skakały do środka. Kilka starszych dziewczynek chętnie pomagało młodszym w ich zabawach, zakopywały ich w tych stertach. Patrzyłam na to wszystko z szerokim uśmiechem na ustach, a w głowie miałam obraz Jacoba ganiającego razem z nimi. Chyba musiał być zajęty, ponieważ nie odzywał się od dnia wcześniejszego. Nie, żeby miał taki obowiązek, byliśmy tylko przyjaciółmi, ale mimo to że non stop to sobie powtarzałam ja... Tęskniłam za nim. Wystarczyła jego obecność, żeby życie było bardziej znośne, jego uśmiech powodował że sama miałam ochotę się uśmiechać, brakowało mi słownych przekomarzanek. Litości, Letty, minęły ledwo 2 dni. Wstałam z ławki i zaczęłam bawić się z maluchami, by odciągnąć swoje myśli od niego i wszystkiego innego, co działo się w moim życiu. Fin dał mi znać, że wróci dosyć późno i żebym się nie martwiła i nie czekała, bo wziął ze sobą klucze. Z jednej strony od lat żyliśmy osobno i mijaliśmy się często, a w momencie gdy rozstanie było już "w toku" ciężko było się przestawić na myśl o byciu samej. Pośród myśli i zabaw upłynęła kolejna godzina, zaczęło robić się chłodniej, część dzieci udała się do domu. Byłam tak zajęta odwracaniem własnej uwagi, że nie zorientowałam się, iż na ławce, którą wcześniej zajmowałam siedział ktoś inny. Z daleka postać wydawała mi się znajoma.

-Cześć -usłyszałam głos Jacoba i mimowolnie uśmiechnęłam się. Podeszłam bliżej, a on podniósł się z miejsca i przytulił mnie do siebie. Objęłam go ramionami w pasie i schowałam twarz w jego klatce piersiowej, zaciągając się jego zapachem - drzewo sandałowe wymieszane z czymś słodkim oraz ciepłym, a także nuty cytrusowe oraz mięta.

-Hej -odpowiedziałam mu, nadal wdychając jego woń. Po chwili dobiegła Gia i wepchnęła się miedzy nas, śmiejąc się radośnie. Odsunęłam się od Jacoba, by mógł wziąć małą na ręce, co uczynił od razu, a ona wtuliła się w niego. Ucałował ją w czoło i pogłaskał po plecach, posadził ją sobie na jednym boku, a drugie ramię wyciągnął w moją stronę zapraszając i mnie do uścisku. Zbliżyłam się do nich i oparłam o jego ciało, a on położył mi dłoń w talii, przyciskając delikatnie do siebie. Nie wiedziałam ile tkwiliśmy w tej pozycji, ale obu nam było dobrze i żadna z nas nie chciała się odsuwać. Czułam jakby to było moje miejsce, jakbym tylko przy nim mogła być bezpieczna i marzyłam o tym, żeby tak już zostało.

-Wujku Jacobie -odezwała się Gia, dotykając jego twarzy swoją małą rączką. -A co ty tu robisz?

-Stęskniłem się za tobą i przyszedłem cię odwiedzić -powiedział do niej z czułością w głosie i udawał, że próbuje złapać zębami jej palce, na co ona odpowiedziała kolejnym chichotem.

-A za mną nie tęskniłeś? -zapytałam zerkając na niego z ukosa z udawaną poważną miną.

-Tak, ale zdecydowanie mniej niż za Gią - odsunęłam się od niego i pacnęłam go w ramię lekko, a on zasyczał i skrzywił się symulując ból. -Późno już, odprowadzę was do domu.

Chciałam założyć plecak, jednak Jacob mi na to nie pozwolił, zabierając go z moich rąk i zarzucając go sobie na jedno ramię. Gia nie odstępowała go na krok, cały czas opowiadając mu o tym co działo się w przedszkolu. On słuchał jej z uwagą, kiwał głową w odpowiedzi a czasami zadawał pytania, trzymając jej dłoń w swojej. Szłam kawałek za nimi i przyglądałam się temu z wielkim wzruszeniem. Nie byłam pewna, czy Gia miała taki kontakt z kimkolwiek innym. Czuła się swobodnie w jego towarzystwie, zdawało się że mu zaufała. Nawet w stosunku do swoich wujków nie była tak otwarta i czuła jak w stosunku do Jacoba. "6 dni" - pomyślałam sobie. Tylko tyle nam zostało. Już wiedziałam, że błędem było dać im się tak zbliżyć do siebie. Nie dość, że czekała ją zmiana w postaci wyprowadzki Fina to jeszcze on miał za niedługo zniknąć z naszego życia i prawdopodobnie już więcej nie wrócić. Dlaczego ta wizja była dla mnie tak bolesna? Czy chodziło tylko o moją córkę, czy coś jeszcze powodowało rozrywający smutek i żal? Wciąż odrzucałam od siebie myśl, że ten mężczyzna znaczył dla mnie więcej niż zwykły przyjaciel i stało się to zanim przespaliśmy się ze sobą. Tamta noc była tylko utwierdzeniem tego, czego starałam się nie dopuścić do siebie. Prawda była taka, że w momencie kiedy zobaczyłam z jaką miłością traktuje Gie zaczęłam się w nim zakochiwać. Tak po prostu, z dnia na dzień mimo że znaliśmy się tak krótki czas. Już tych kilka tygodni temu, w tej zatoczce, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy moje serce zabiło szybciej i nie opuszczał moich myśli nawet na sekundę. Wizja jego uśmiechniętej twarzy towarzyszyła mi przy pobudce rano, a wieczorami czułam jego dłonie na swoim ciele, mimo że byliśmy od siebie daleko. Dlatego tak bardzo zabolał mnie widok Amber wtedy w jego biurze, a na myśl o tym, że inna kobieta miałaby się chociażby do niego zbliżyć czułam narastającą wściekłość. Dlatego było mi tak okrutnie źle na myśl, że wróci do swojego domu i pozostanie nam kontakt telefoniczny.

DylematOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz