8

95 15 4
                                    

Letty

Kolejnego dnia, mimo wolnego w pracy, wstałam wcześniej by zaprowadzić Gie do przedszkola. W drodze powrotnej zaszłam do osiedlowego sklepiku i kupiłam świeże pieczywo, porozmawiałam chwilę z sąsiadką i wróciłam do domu. Robiłam wszystko byleby tylko nie myśleć o Jacobie. Zmieniłam pościel, wstawiłam pranie, włożyłam część naczyń do zmywarki, a część umyłam, nawet wyszorowałam okna. W okolicach godziny 12 zaczęłam przygotować obiad, po obraniu ziemniaków i doprawieniu kurczaka, poszłam po telefon. Żadnych nowych SMS-ów od Jacoba. Odezwałam się do Faith, Maddison, Paoli i wymieniłam z nimi kilka wiadomości.

-Powinnam się z nim na dzisiaj znowu umówić? - nagrałam się dziewczynom.- Pomocy, nie wiem co robić...

Z jednej strony chciałam się z nim zobaczyć. Czas spędzony w jego towarzystwie pozwalał mi oderwać myśli od codziennego życia. Z drugiej strony jednak miałam wrażenie, że jako matce nie wypadało mi widywać się z jakimkolwiek mężczyzną, poza ojcem mojego dziecka oczywiście, sam na sam. Gdyby moja rodzina dowiedziałaby się, że w ogóle myślałam o czymś takim to chyba by mnie wydziedziczyła. Moja matka, mimo że uważała się za nowoczesną i wyzwoloną kobietę to pewnie poglądy miała wręcz zaściankowe. Jej zdaniem miejscem matki był dom, w którym powinna siedzieć z dzieckiem. Jeśli nawet już gdzieś wychodzić to zawsze z pociechą albo partnerem. Dla niej nie istniało coś takiego jak czas dla siebie czy własna przestrzeń po narodzinach dziecka. Według mojej matki całe moje życie miało się skupiać na Gii i sprawach z nią związanych. Każde samotne wyjście moje czy Fina kończyło się setkami komentarzy mówiących jakie to nieodpowiedzialne i że powinniśmy się nad sobą zastanowić. Na nic były tłumaczenia, że oprócz bycia rodzicami byliśmy jeszcze ludźmi i posiadaliśmy swoje potrzeby. Z czasem z Finem po prostu przestaliśmy się odzywać, kłótnie nie miały jakiegokolwiek sensu.

-Oczywiście, że powinnaś się z nim spotkać! - puściłam nagranie głosowe od Maddison. - Nad czym ty się w ogóle zastanawiasz? Ty i Fin jesteście razem już tylko teoretycznie. Coś ci się od życia należy, dziewczyno.

Maddi była jedną z dziewczyn z pracy, z którymi się zaprzyjaźniłam. Na początku była moją podwładną, ale już wtedy całkiem dobrze się dogadywałyśmy. Po ciąży to ona była moją szefową i wtedy nasza więź się zacieśniła. Mads bardzo mnie wspierała po urlopie macierzyńskim w odnalezieniu się na nowym stanowisku. Zawsze służyła radą i mogłam liczyć na jej wyrozumiałość. Nasza przyjaźń to kolejny dobry przykład na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Ona była blondynką z niebieskimi oczami - wpasowywała się chyba w typ każdego mężczyzny. Nie była zbyt wysoka ani zbyt niska, ani gruba ani chuda, zaokrąglona w każdym miejscu w którym powinna być. Zawsze otaczała się ludźmi, zawierała znajomości bez problemu, głośno się śmiała i nie bała wypowiedzieć swojego zdania. Widzicie już tą różnicę między mną a nią? Ja nie potrafiłam się odnaleźć w towarzystwie, przeważnie byłam cicho, nie miałam nic ciekawego do wniesienia w rozmowach. Na myśl o zostaniu w nowej grupie ludzi dostawałam ataków paniki.

-Sama powiedziałaś, że raczej nie zostanie tutaj na długo - słuchałam dalej. - Zabaw się trochę.

Przewróciłam oczami i zaśmiałam się pod nosem. Takich słów się od niej właśnie spodziewałam. Maddi dobrze znała szczegóły mojej relacji z Finem i uważała, że powinnam zakończyć ten i tak już praktycznie nieistniejący związek. Rozumiałam jej punkt widzenia, aczkolwiek za bardzo martwiłam się opinią ludzi, by to zrobić. Poza tym wpajano mi od lat, że szczęście dziecka zawsze było ważniejsze od szczęścia matki.

-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - usłyszałam głos Paoli. - Co jeśli zobaczy cię jakiś znajomy rodzic?

W tych dwóch zdaniach w sumie zawarta była cała kwintesencja charakteru P. Podobnie jak ja, o ile nie bardziej, przejmowała się zdaniem innych. Paola również była matką - młodsze dziecko miało 5 lat, starsze 9. Chyba ta wspólna cecha nas połączyła. Chociaż między nami było wiele więcej podobieństw i może to dzięki temu tak dobrze się dogadywałyśmy. P była niską, szczupłą blondynką o szarych oczach. Na pierwszy rzut oka mogła się wydawać zwyczajna, ale kiedy wchodziła do pomieszczenia wszyscy się odwracali. Miała w sobie coś takiego, co przyciągało wzrok. I wcale nie mam tutaj na myśli jej tyłka, który wyglądał jakby został zrobiony przez najlepszego chirurga plastycznego w Dubaju. Muszę Wam przyznać, że zazdrościłam jej tych pośladków, mnie dojście do jakiejkolwiek wypukłości kosztowało godziny ćwiczeń i hektolitry wylanego potu. Ona jego nie dostrzegała tego w sobie, nie widziała tych podziwiających spojrzeń ze strony mężczyzn ani tych zazdrosnych ze strony kobiet. O czym to ja pisałam...? Pośladki P wytrąciły mnie z równowagi.

DylematOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz