2.13

31 3 1
                                    

Letty

Kolacja minęła w miłej atmosferze, Gia dostała pod pupę poduszkę, żeby sięgała do stołu, a rodzice Camerona śmiali się z jej opowiadań o naszej bitwie na jedzenie. Przeprosiłam panią Williams za bałagan, a ona, tak jak podejrzewał Cam, machnęła ręką i z szerokim uśmiechem powiedziała, że najważniejsze, że świetnie się bawiliśmy. Próbowali nas namówić na zostanie na noc, ale oprócz tego, że nie miałyśmy ze sobą niczego to nie chciałam także nadużywać ich gościnności.

-Musicie jeszcze do nas kiedyś wpaść, Letty -odezwała się Stella, składając na moim policzku pocałunek, a następnie schyliła się do Gii i ucałowała jej główkę. -Cameron, kochanie, zaproś dziewczyny do nas jak najszybciej.

-Dobrze, mamusiu -mruknął blondyn i przewrócił oczami. -Zobaczę, co da się zrobić.

-Na razie, drogie panie -pożegnał się z nami pan Williams i kiwnął nam głową, a Cam wziął małą na ręce i przeniósł ją do samochodu.

-Dziękuję jeszcze raz za ugoszczenie, miło było państwa poznać.

-I wzajemnie, Letty. -Usłyszałam głęboki głos pana Kevina, więc popatrzyłam w jego stronę. Jego usta rozciągał subtelny uśmiech, a kiedy nasze oczy się spotkały kiwnął ponownie.

-Polubili cię -przyznał Cameron, gdy usiadłam na miejscu pasażera obok niego. -I Gię, oczywiście.

-Chyba tak -zgodziłam się z nim i zapięłam się w pasy. -Twoja mama chyba najchętniej, by się z nią nie rozstawała.

-Wpadłem jeszcze głębiej, teraz już nie przestanie paplać o wnukach. -Westchnął Cam, a następnie się zaśmiał gardłowo, wycofując powoli z podjazdu. -Gia będziesz odwiedzać babcie Stellę?

-Gia? -odwróciłam się do tyłu, nie słysząc żadnej odpowiedzi z jej strony, a ona uśmiechała się szeroko i patrzyła raz na mnie, raz na Camerona.

-Lubię cię, Cam, wiesz? Jesteś fajny. -Mężczyzna popatrzył na nią zaskoczony jej wyznaniem, a chwile później wyszczerzył się w chyba najbardziej radosnym uśmiechu, jaki dane było mi kiedykolwiek u niego zobaczyć.

-Ja też cię lubię, szkrabie -odpowiedział jej i ruszył w kierunku naszego hotelu, a zadowolenie nie opuszczało jego twarzy. Wyglądał jakby właśnie wygrał najcenniejszą nagrodę w całym swoim życiu, a te dwa zdania wypowiedziane przez moją córkę były największym komplementem, ważniejszym niż każdy inny, który wcześniej usłyszał. Patrzył przed siebie, wystukując na kierownicy rytm piosenki lecącej z radia, którą Gia sobie podśpiewywała. Żadne z nas już się nie odzywało, pogrążone w swoich rozmyślaniach.

Patrzyłam na mijające nas samochody, a do głowy wróciła mi rozmowa z Cameronem, ta krótka chwila szczerości, na którą sobie przy nim pozwoliłam i jego słowa. Czy miał rację? Czy naprawdę nie był mi potrzebny mężczyzna? Odkąd pamiętałam na kimś polegałam. Zaczęło się od matki, która wmówiła mi, że nie jestem zdolna zrobić niczego dobrze i każda decyzja, którą podejmowałam była błędna, więc doszłam do wniosku, że potrzebowałam mieć obok siebie kogoś, kto będzie to robił za mnie, tak jak ona to robiła dopóki nie stałam się „dorosła". Najpierw był to Fin, który pomógł mi zbudować moją pewność siebie, a następnie ponownie doszczętnie ją zniszczył, ale czułam, że bez niego byłabym nikim, tylko znowu tą samą szarą myszką, której nikt nie chciał. Wierzyłam, że nie byłabym sobie poradzić jako samotna matka, bez jego wsparcia, bez jego pieniędzy, mimo że większość obowiązków i tak była wyłącznie na mojej głowie, a o wszelką pomoc musiałam się prosić. Potem pojawił się Jacob, zainteresował się mną i dzięki niemu ponownie poczułam się atrakcyjna. Dał mi pracę, abym mogła uniezależnić się od Fina, jednocześnie uzależniając mnie od siebie, bo zaś bałam się, że jedno moje chociażby krzywe spojrzenie mogłoby skutkować zwolnieniem mnie. Ojciec mojego dziecka groził mi wprost, że zostawiłby mnie bez pomocy finansowej, zaś w przypadku Jacoba wprost nigdy tego nie usłyszałam, ale po jego zachowaniu w stosunku do swojego byłego przyjaciela ta groźba dla mnie ciągle wisiała w powietrzu. Próbowałam wmówić sobie, że dostałam ten etat tylko dlatego, że byłam dobra, tak jak twierdził Cam, ale prawdą było, że Jacob zatrudnił mnie, bo... Chciał cię zdobyć i mieć cię zawsze blisko siebie. Twierdził, że nie oczekiwał wdzięczności, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie potrafiłabym zachować się inaczej po tym jak wiele zrobił dla mnie i mojej córki. Potem ponownie podkopał fundamenty mojej pewności siebie, niczym Fin, gdy wyszło na jaw, że uwaga, którą na mnie skupiał wynikała z chęci zdobycia mnie, jakbym była jakimś trofeum w konkursie „kto pierwszy, ten lepszy".

DylematOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz