Ładnie ci w tej bluzie

2.8K 42 18
                                    

— Nie, nie idę. — powiedziałam, kontynuując marsz przez centrum Warszawy, słysząc za sobą rozdrażniony głos przyjaciółki, która starała się mnie dogonić.

— No, Wera, proszę cię! — kontynuowała swój monolog, chwytając mnie za rękaw od bluzy, abym zwolniła. Niechętnie zatrzymałam się w miejscu i powstrzymując chęć przewrócenia oczami, spojrzałam na jej twarz.

— Ostatnim razem zaliczyłam takiego zgona, jakiego świat nie widział i kręciłam z tyloma chłopakami, że nie zdołasz policzyć. Chciałabyś coś dodać? — zamrugałam oczami, uśmiechając się słodko, gdy otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć. — Nie? I super. — skwitowałam i pociągnęłam ją w stronę zary, do której miałam w planach pójść.

Z prędkością światła zniknęłam pomiędzy kolejnymi ubraniami, chcąc być jak najdalej od pola widzenia Zuzy.

Przeglądałam kolejne smaczki z niesmakiem patrząc na ich ceny. Kto normalny wydaje tyle kasy na ubrania? Przechadzałam się po sklepie, kątem oka patrząc na sukienki, które wisiały na wieszakach, a gdy moim oczom ukazała się jedna, czarna, krótka sukienka, która była na ten moment spełnieniem moich marzeń, zatrzymałam się. Zacisnęłam zęby, starając się na nią nie patrzeć, aby tylko nie skusić się na jej zakup, ponieważ byłam święcie przekonana, że jej cena biła rekordy.

— Idealna na dzisiejszą imprezę. — usłyszałam zachęcający szept blondynki przy uchu, a moje zęby niemalże się rozkruszyły.

Spojrzałam z ukosa na jej zadowoloną twarz, gdy wybrała odpowiedni rozmiar i wcisnęła mi ją w ręce, pchając moje ciało w stronę kasy.

— Może bym ją chociaż zmierzyła? — wysyczałam, bojąc się odwrócić metkę, która świeciła mi po oczach.

— Nie, nie. Będzie dobra. Poza tym, nie mamy czasu. — wyrecytowała, ustawiając mnie przy tym w kolejce, a sama wyciągnęła telefon z kieszeni.

Kątem oka zauważyłam, że zamówiła ubera, który miał podjechać pod sklep za około osiem minut. Powstrzymując się od zbędnego komentarza, podałam ekspedientce sukienkę, która prawdopodobnie obniży dość kolosalnie mój budżet. Wciąż mocno zaciskając zęby, przyłożyłam kartę do czytnika, posyłając kobiecie wymuszony uśmiech.

— Zabiję cię. — fuknęłam, gdy odebrałam swój zakup i z niedowierzaniem wpatrywałam się w paragon, na którym widniała cena. — Kurwa, 180 zł. Przecież to majątek.

— No oczywiście. Jakbyś nie wydawała tyle na jedzenie. — machnęła ręką, gdy wyszłyśmy na zewnątrz i rozejrzała się za zamówionym uberem, który lada moment powinien się tu pojawić.

— Jedzenie jest ważniejsze. — syknęłam, mrużąc gniewnie oczy.

Co jak co, ale byłam człowiekiem, który nie przepuściłby żadnej okazji do spożycia posiłku.

— O to ten. — wskazała palcem na faceta, który zjechał na boczny pas, zatrzymując się przed nami. — A teraz pakuj swój piękny tyłek do auta i jedziemy się odwalić.

— O niczym innym nie marzę. Wzięłaś ze sobą chociaż coś na przebranie? — zwróciłam się do niej, kiedy usiadłyśmy z tyłu, a kierowca włączył się do ruchu, kierując się w stronę mojego mieszkania.

— Oczywiście. — uśmiechnęła się promiennie, otwierając swoją pokaźnych rozmiarów torbę, w której było dosłownie wszystko. — A właśnie, zamierzam dzisiaj u ciebie spać.

— Dobrze, że o tym wiem. — machnęłam ręką, nie mając siły się z nią kłócić, o to że wolałabym spędzić samotny poranek na moralniaku, niż słuchać także jej narzekań.

WE ARE ALL GONNA DIE / MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz