Nieśmieszny żart

991 46 12
                                    

Nabrałam więcej powietrza do płuc, stojąc na molo w Kołobrzegu, do którego przyjechaliśmy dwie godziny temu. Gdy tylko chłopcy rozpoczęli wojnę o to, kto bierze jaki pokój, ulotniłam się stamtąd w ekspresowym tempie. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że wymknęłam się z apartamentu, zostawiajac w nim wszystkie swoje rzeczy, włącznie z telefonem. I w tym momencie nie przejmowałam się nawet tym, że mogli się martwić. Potrzebowałam pobyć tu sama. Widziałam miejsca, do których chodziłam będąc dzieckiem i miejsca, w których bawiłam się razem z rodzicami. W wieku dziesięciu lat zostawiłam Kołobrzeg za sobą i nigdy więcej nie wróciłam. Nie przeszkadzała mi nawet paskudna pogoda, która w tym roku zawitała nad polskie morze. Moje włosy były, jak po umyciu, a ja sama po raz kolejny przemokłam do suchej nitki i jak nic rozchoruję się, ale to nie było teraz ważne. Liczyło się tylko to, że mogłam przez chwilę odpocząć. Denerwowało mnie wszystko dookoła. Natalka kręcąca się wokół Michała i jego brak jakiejkolwiek reakcji na to wszystko. Naciski ze strony rodziców na powrót na studia i głupie, przyziemne problemy, z którymi borykał się każdy.

— Nie ma co się smucić. — odwróciłam się w stronę starszej kobiety, która stanęła tuż przy mnie, także wpatrując się w horyzont. — Taka ładna buzia, lepiej z uśmiechem. — zerknęła na mnie, marszcząc czoło.

— Do uśmiechu trzeba mieć powód. — uśmiechnęłam się smutno, zaciskając dłonie na barierce.

— Chłopcy lubią sprawiać problemy. — uniosłam na nią spojrzenie, przestępując z nogi na nogę.

— Aż tak to widać? — parsknęłam cicho.

— Zakochany wzrok, a jednocześnie grymas. Nie trudno się domyślić, co jest powodem. — wzruszyła ramionami i szczelniej opatuliła się płaszczem.

— Skomplikowane istoty. — rzuciłam z przekąsem, na co ta cicho się zaśmiała. — Ale mam wrażenie, że coś mi w tym wszystkim umyka.

— Kobieca intuicja nigdy nie zawodzi. Nie daj mu się tobą bawić. — delikatnie chwyciła mnie za rękę, po czym kiwnęła głową i odeszła w drugą stronę, znów pozostawiając mnie samą.

— Wiesz, że szukamy cię od godziny? — podskoczyłam ze strachu, słysząc za sobą głos Szczepana, który założył ręce na piersi i ocenił mnie krytycznym wzrokiem. — Michał odchodzi od zmysłów, co udzieliło się też Frankowi, który aktualnie lamentuje na klatce schodowej.

— Już nie mogę nawet sama wyjść? — syknęłam, nie przywiązując większej wagi do jego słów i nawet nie ruszyłam się z miejsca.

— Możesz, ale jak nie bierzesz telefonu, to może wypadałoby poinformować kogoś z nas? — przekrzywił nieco głowę.

— Myślałam, że się nie zorientujecie. — powiedziałam zgodnie z prawdą.

— Michał myślał, że dalej stoisz w tym samym miejscu, co wcześniej i złapał powietrze zamiast twojej ręki. Wtedy się zorientował. — głupi uśmiech wpełzł na moje wargi, gdy wyobraziłam sobie tę sytuację.

— Ostatnio jakoś wcale nie zwraca na mnie uwagi. — Odparłam, gdyż brunet od dobrych kilku dni praktycznie się ze mną nie widywał.

— Bo on... — szybko uciszyłam go gestem ręki, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

— Nie będę powodem dla którego będziesz musiał wybierać pomiędzy mną, a nim. Jeśli coś się dzieje, sam powinien mi powiedzieć. Nie mieszajmy w to ciebie. — posłałam mu pokrzepiający uśmiech, kiedy poprawił okulary na nosie.

Ale jego oczy mówiły mi, że to mi się nie spodoba.

Kątem oka dostrzegłam idących szybkim krokiem w naszym kierunku chłopaków, z czego Wygi wyglądał jakby miał wyzionąć ducha. Mierzył mnie morderczym spojrzeniem, omijając równie zirytowanego Michała, który założył na głowę kaptur i okulary przeciwsłoneczne, a o jego zdenerwowaniu świadczyły zaciśnięte w wąską linie wargi. Tadeo starał się ich dogonić, jednak marnie mu to szło, ponieważ ciągle wpadał w nowe kałuże.

WE ARE ALL GONNA DIE / MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz