Lavender
Wiosna zaskoczyła mnie ciepłem, którego się jeszcze nie spodziewałam, na pewno nie pod koniec marca. Zimę praktycznie przesiedziałam w Kotle, wychodząc z niego tylko wtedy, gdy naprawdę musiałam. Parvati zwykle wpadała do mnie. Lubiła atmosferę mojego niewielkiego, prowizorycznego mieszkanka, w którym czuła się swobodnie i bezpiecznie. Zmęczenie często odmalowywało się na jej pięknej twarzy, lecz ona nigdy nie pozwalała sobie na narzekanie. Miała przed sobą cel, w którego stronę cały czas podążała, nie zatrzymując się, nawet gdy napotykała trudności. Byłam z niej dumna. Byłam dumna również z samej siebie za każdym razem, gdy częstowałam ją nowymi wypiekami albo przyrządzonym daniem. Zawsze jej smakowało, co sprawiało, że miałam poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Moim obowiązkiem była praca, ale również zdobywanie doświadczenia i nauka. Janya przekazywała mi swoją wiedzę, a ja czerpałam z tego pełnymi garściami. Zaczynałam od zera i wszystko zależało tylko i wyłącznie ode mnie. Mogłam decydować o wszystkim. Obie z Parvati byłyśmy zadowolone z tego, w jakim kierunku podążało nasze życie, chociaż każda z nas kiedyś wyobrażała je sobie zupełnie inaczej.
W Kotle byłam bezpieczna i to pod każdym względem. Mogłam się tu schować przed światem. Jedynym wyjątkiem w mojej rutynie były spotkania z Auriem. Zawsze spotykaliśmy się gdzieś na mieście. Wtopieni w tłum mugoli, czuliśmy się dobrze i komfortowo. Podświadomie nie chciałam zapraszać go do siebie ani tym bardziej doprowadzić do tego, by odwiedzić go w jego domu. Mieszkał z Fanny i to mi nie przeszkadzało, ale czułam dziwny opór. Być może jeszcze nie byłam gotowa na takie wizyty, a może się ich bałam. Nie chciałam się z niczym spieszyć, chociaż moje serce było innego zdania. Za każdym razem, gdy z nim spacerowałam albo siadaliśmy razem w kawiarni, zajadając się słodkościami, coś czułam. I nie byłam w stanie temu zaprzeczać.
Coś, czego nie potrafiłam wytłumaczyć.
Coś, czego nie umiałam ubrać w słowa.
Coś, co było bardzo dobre, bo rozgrzewało moje serce.
Bałam się jednak. Bardzo się bałam odrzucenia. Dopowiadałam sobie, że nie jestem niczego pewna. Nie byłam w stanie wskoczyć do jego głowy i wyciągnąć prawdy. Czy on myślał o mnie poważnie? Czy mógłby o kimś takim jak ja myśleć w taki sposób? Przecież wiedział, co mnie spotkało. Wiedział, że zostałam skrzywdzona. Że byłam uszkodzona. I wszystko, co ze mną związane nie będzie dla mnie łatwe. Ani dla niego. Być może to głupie, ale zastanawiałam się, czy będę potrafiła się z nim kochać, gdyby tego chciał. Czy będzie chciał zaryzykować? Na samą myśl robiło mi się gorąco i nie wiedziałam, kogo mam za to winić. Na pewno Auriego. I jego ręce, na których zbyt często zawieszałam wzrok.
Budził we mnie coś, co we mnie umarło.
Za każdym razem, gdy dopuszczałam do siebie takie myśli, ze strachu odsuwałam się od niego. Przyjmowałam założenie, że nie powinnam go sobą i moją przeszłością obarczać. Tłumaczyłam sobie, że Auri jest bardzo dobrym człowiekiem i uzdrowicielem, dlatego roztoczył swoją opiekę nade mną nawet poza szpital. Był samotny. Być może wydawało mu się, że ja tę pustkę w jego życiu zapełnię. Nie mógłby mnie przecież pokochać.
A ja po cichu liczyłam na to, że Auri znajdzie swoje szczęście i zwolni mnie z obowiązku starania się o jego serce.
Nie. Jednak nie. Bzdury opowiadałam, wkładając je sobie niepotrzebnie do głowy. Prawdą było, że liczyłam na to, że ja stanę się dla niego ważna.
Tylko jak ja miałam to zrobić? Jak? Nie wiedziałam, czy byłam w stanie zrobić coś, co mogłoby rozpalić ogień w jego sercu.
Dwa tygodnie temu odwiedzili mnie w Kotle moi rodzice. Spotkanie nie przebiegło najlepiej, chociaż miało swoje plusy i minusy. Mama pochwaliła mnie za dania, które im przygotowałam, nie mogąc uwierzyć, że zrobiłam je samodzielnie. Były wyjątkowo smaczne, co sama przyznała i to bez mojego proszenia. Zrobiła to sama z siebie, a to było do niej niepodobne. Starała się nie rzucać we mnie żadnymi kąśliwymi uwagami, co bardzo doceniałam. Przyglądała się w milczeniu mojemu niewielkiemu mieszkaniu. Było czyste i schludne, chociaż puste. Mama jednak nie odważyła się mnie krytykować. Na pochwały nie liczyłam. Na ich przyjazd udekorowałam stół świeżymi kwiatami. Zawsze mówiła mi, że to jest ważne. Chciałam jej zaimponować. Chciałam, żeby była ze mnie dumna.

CZYTASZ
Niezniszczalna. Historia Lavender Brown.
FanfictionIdiotka. Beznadziejnie zakochana wariatka. Gryfonka. Robiła z siebie tygodniami pośmiewisko. Zazdrośnica. Nie potrafiła znieść odrzucenia. Potem pewnie pieprzyła się z każdym w Hogwarcie. Tak było kiedyś. A później. Przeżyła Bitwę. Przeżyła atak Gre...