Rozdział I - MISJA

96 12 12
                                    

Polne ścieżki zawsze wydawały mi się specjalne. Długo nie byłem pewien o co w nich chodzi, dlaczego oddziałuje na mnie tak odmienną energią. Pewnego dnia w końcu dostałem odpowiedź. Po dłuższych obserwacjach okazało się, że chodzi po prostu o ich zabawny schemat. Ktoś, jako pierwszy, postanowił kiedyś przejść przez jakieś pole. Ta osoba wybrała zupełnie randomowy sposób przejścia aż w końcu doszła tam gdzie chciała. Tyle jednak nie wystarczyło aby wyrobić widzialny ślad. Tak więc, dlaczego każda następna osoba postanowiła zrobić zupełnie identyczny kurs? Jest to jedna z rzeczy na które nie znam odpowiedzi i możliwe, że nigdy nie poznam. Nie czuje się z tym nawet trochę źle, tajemnice napędzają wyobraźnię, prawda? A w niej cała magia.

- Znowu błądzisz w obłokach?

Z początku nawet nie usłyszałem pytania. Zupełnie zatracony we własnym umyśle, nawet nie dałem rady wychwycić zmiany w wibracji powietrza a jednak poczułem lekki wiaterek, który zmierzwił lekko moje włosy. Spojrzałem w górę, tuż nad korony drzewa aż w końcu mój wzrok natrafił na osobę, której szukał. Cassiel siedział na gałęzi, obrywając liście z pomniejszych zbiorowisk.

- Powtórzysz? - poprosiłem i oddałem się ponownie w obserwację ścieżki. Polne kwiaty zdawały się wyrywać z ziemi, byle by tylko ujrzeć światło słoneczne. Usłyszałem westchnienie jeszcze zanim chłopak zmaterializował się tuż obok mnie. Uśmiechnąłem się lekko i wyrwałem drobną stokrotkę. Wręczyłem ją Cass'owi, podnosząc się jednocześnie z klęczek. Wiedziałem, że tym udobrucham jego pokrzywdzone ego, które cierpi za każdym razem, gdy tylko zdaję się go nie słuchać. Tak jak przypuszczałem, wziął stokrotkę w swoje dłonie i przekręcił lekko oczami ale nie był w stanie ukryć drobnego uśmiechu.

- Pytałem czy błądzisz w obłokach - zrobiłem głuche "o" ustami w końcu rozumiejąc sens rozmowy, uśmiechnąłem się niewinnie w jego stronę a ten tylko machnął ręką - Jednak Twoje długie milczenie powinno mi wystarczyć za odpowiedź.

- Powinno - przyznałem mu rację - Ale nigdy nie umiesz się z nim pogodzić.

Kolejny powiew, tym razem zupełnie naturalny. Wiatr kołysał się na około nas, rozszarpując białe szaty na każdą z możliwych stron. W końcu drobna stokrotka, skryta dotychczas w ręce Cassiela, również znalazła swoją własną ścieżkę wśród wirującego powietrza. Kołysała się do momentu aż wiatr ponownie nie ustał i wtedy musiała zmierzyć się z prawdziwym światem. Upadła na wilgotną ziemię a jej płatki zaczęły tracić swój blask, wybrudzone w świeżym błocie stały się czarne.

- Musimy już wracać - oznajmił Cass a ja niechętnie podążyłem za nim. Świat powoli barwił się na ciemne odcienie, a słońce chowało się tuż za horyzontem. Kolejny dzień na Ziemi upłynął wyjątkowo szybko - Przez to, że musiałem Cię szukać, nie zdążyłem wykonać poleconego nam zadania.

- Nie marudź, przynajmniej trochę pooglądałeś gałązek na drzewie - zauważyłem. Dogoniłem go i teraz szliśmy ramię w ramię, zbliżając się do końca klifu.

- Masz rację, uzyskałem dzięki temu naprawdę dużo serotonin.

- Sarkazm Ci nie służy, drogi przyjacielu - pokręciłem głową udając dezaprobatę - Może gdybyś częściej się uśmiechał...

- Uśmiecham się codziennie! - oburzył się. Przerwał tym samym nasz marsz, więc musiałem okręcić się teatralnie tak aby być z nim znowu twarzą w twarz - Widzisz?

- To prędzej grymas, może lekka niestrawność.

- I po co ja tak właściwie zaczynam z Tobą dyskusję? - zapytał. Wiedziałem, że pytanie skierowane zostało do samego siebie i nie oczekiwało żadnej odpowiedzi, jednak widmo wygranej za bardzo mnie kusiło.

𝘩𝘦𝘭𝘭𝘰, 𝘴𝘢𝘵𝘢𝘯 || 𝘣𝘰𝘺𝘹𝘣𝘰𝘺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz