Rozdział V - WIĘZIEŃ

18 7 0
                                    

Omijanie chmur było głupie. Nie dawno nic oprócz wydłużenia drogi. Zazwyczaj po prostu w nie wlatywałem, ignorując chwilowy brak widoczności i pędziłem dalej. Tym razem ominąłem każdy możliwy obłok, żaden nie pozostał przeze mnie dotknięty a droga do Nieba dłużyła się coraz bardziej. Jednak nic nie jest nieuniknione i w końcu trafiłem w miejsce, które usilnie nazywam domem. Na szczęście była już noc, więc mogłem przejść przez ulicę bez zbędnych gapiów. Droga do Akademii również minęła spokojnie, straż nie zwróciła na mnie większej uwagi, przyzwyczajona do porządku jaki zazwyczaj panował w Niebie. Tak też dotarłem bez problemu pod drzwi swojego pokoju. Nie otworzyłem ich od razu, stałem przed nimi myśląc nad chwilą w której powiem Cassielowi o swojej porażce, o jego reakcji i późniejszych wydarzeniach. Nigdy nie uważałem, że jestem tchórzem, więc po wymianie spojrzeń z klamką w końcu otworzyłem drewniane wrota. Przywitał mnie mrok a jedyne oświetlenie, rzucane na podłogę, dawał księżyc. Ułożony na tyle wysoko żeby było go widać. Zamknąłem drzwi za sobą i zbliżyłem się do łóżka przyjaciela, marząc tak naprawdę tylko o śnie, który mógł nadejść dopiero po rozmowie.

- Cass - wyszeptałem, nie wiedząc, że mój głos brzmi tak umęczenie. Droga tutaj wymęczyła mnie całkowicie. Szturchnąłem chłopaka za ramię co spowodowało jedynie mamroczenie pod nosem - Cass!

Chłopak otworzył oczy i usiadł, gdy tylko zobaczył z kim ma do czynienia. Zapalił lampkę nocną i spojrzał prosto w moje oczy.

- Sam! Udało Ci się? - zamknąłem oczy, czując łzy pod powiekami. Zdarzyłem wypłakać ich naprawdę dużo a jednak nawet uścisk i ciasto nie umiały w pełni załatać tej rany na sercu. Rany zrobionej przez porażkę.

Pokręciłem głową, nie mogąc nawet wypowiedzieć tych słów na głos.

- Jak to nie?! Powiedz mi, że żartujesz!

- Chciałbym - wykrztusiłem z siebie a szloch ogarnął minę ciało - Zawaliłem, Cass.

Zapadła cisza, przerywana jedynie przez pociąganie nosem.

- Musisz tam wrócić.

- Co? - podniosłem głowę. Lampka oświetliła twarz chłopaka, jego oczy były wypełnione powagą - Teraz?

- Tak teraz, Sam. Czy Ty wiesz co zrobiłeś?! Całe Niebo jest zagrożone, bo nie umiałeś zabić jakiegoś Demona i uratować mojego ojca!

- Przechytrzył mnie...ja..

- Ty? Ty, co? Masz zamiar wypłakać wszystkie pozostałości honoru? Użalać się nad sobą? Powiem Ci coś, ludzie przechodzą przez przeróżne gówna. Mogę Ci wymienić przynajmniej dziesiątkę, która ma o wiele gorzej niż Ty teraz i ja będę jednym z nich. Mój ojciec jest tam gdzieś zamknięty, torturowany i prawdopodobnie pół żywy! I to tylko i wyłącznie Twoja wina, bo nie umiesz zrobić jednego zadania, które było Ci powierzone!

Pochłaniałem każde słowo, jedno po drugim wbijały się niczym nóż, krwawiłem wewnętrznie. Nie wiedziałem nawet kiedy zdążyłem wstać.

- Wiesz jaki jest problem? Ja nie czuje bólu innych, mój własny jest jedynym, który sprowadza mnie na dno, rani podczas każdego oddechu i krwawi z każdą wylaną łazą! Więc dlaczego miałbym się przejmować czymś czego nie mogę odczuć?!

Oddychaliśmy głośno, jeden z drugim powiedział zbyt dużo a ja słyszałem w głowie tylko słowa własnej matki.

Emocje przynoszą tylko rozpacz.

🫐ꗥ~ꗥ🫐

Stałem pod kawiarnią, która na moje nieszczęście była już zamknięta. Nie miało mnie to jednak potrzymać. Grobowa mina towarzyszyła mi podczas rozwalania zamka i wejścia do środka. Nie mieli alarmu, małe kawiarnie jak ta zazwyczaj podupadały na takich szczegółach. Teraz było mi to na rękę, jednak zamiast się z tego cieszyć czułem obojętność. Trafiłem do łazienki, te same drzwi zwróciły moją uwagę od razu po przejściu przez próg. Nabazgrałem na nich krwią i przeszedłem przez portal tuż po jej zniknięciu.

𝘩𝘦𝘭𝘭𝘰, 𝘴𝘢𝘵𝘢𝘯 || 𝘣𝘰𝘺𝘹𝘣𝘰𝘺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz