Dotarłem do Nieba jeszcze przed zupełnym zajściem słońca. Biegnąc przez ulice zwracałem na siebie większą uwagę niż kiedykolwiek bym chciał. Jednak nie mogę się dziwić, wyglądałem jak wklejony w przepiękny obrazek. Cały brudny z bandażem na ręce, w czarnych ubraniach i rozburdanych włosach, wyglądałem jak nienaturalny byt w idealnym Niebie. Dlatego biegłem, akceptując swoją rolę w tym nienazwanym przedstawieniu i jedyne co chciałem było dotarcie do pałacu, zadanie pytania, które najbardziej mnie męczy i usłyszenia od matki, że wcale nie jest mną rozczarowana.
- Sam? - prawie potknąłem się o własne nogi słysząc głos, którego naprawdę nie chciałem dzisiaj słyszeć. Już nigdy nie chciałem. Odwróciłem się mimowolnie w stronę jasno różowych oczu byłego chłopaka i nie zerwałem połączenia ani na moment. Jego koledzy podśmiewali się za jego plecami, patrząc ukradkowymi spojrzeniami w moją stronę. Moje uczucia nawet nie miały siły być zranione - Hej, wszystko okej? Wyglądasz..
- Jakbym zaczął być emo? Wiem Colton, nie musisz ogłaszać oczywistości - odparłem od razu. Chłopak spojrzał na mnie a jego usta zacisnęły się w prostą linię - Jak chcesz mi podgryzać ze swoimi przyjaciółmi na ten temat to zrób mi przysługę i przejdź od razu do rzeczy, bo naprawdę nie mam czasu.
Chwila ciszy nie przerwała bicia mojego zdenerwowanego serca. Chłopak wciąż na mnie patrzył a ja zastanawiałem się jak mogłem kiedyś co noc marzyć o tym żeby codziennie zaszczycał mnie spojrzeniem swoich brzoskwiniowych tęczówek.
- Po prostu...- zawahał się, zwrócił tym moją uwagę - Eh, nie ważne.
Odwrócił się a ja nie czekałem na żadne inne wydarzenie, które zmarnuje więcej mojego czasu. Pałac był już na tyle blisko, że wystarczyło po prostu przyspieszyć kroku.
🫐ꗥ~ꗥ🫐
Sól pod nogami trzeszczała, kiedy tylko moje stopy się z nią zetknęły. Zwolniłem kroku będąc już zmęczony bieganiem. Bawiłem się skrawkiem bandaża, chcąc skupić swój umysł i zebrać wszystkie myśli w jedno miejsce. Odetchnąłem niebiańskim powietrzem i stwierdziłem, że chyba nie ma siły żebym kiedykolwiek mógł to zrobić. Było tyle sprzecznych ze sobą słów. Raum wydawał się wcale nie planować żadnej wojny, Raphael wciąż jest dla mnie niewyjaśniona sprawą a do tego wszystkiego dochodzi całe Piekło i duszę w nim zawarte. Jako wisienka na torcie zostaje tajemniczy mężczyzna.
Otworzyłem ogromne wrota, robiąc hałas, który rozniósł się po każdej ścianie. Moja matka siedziała na swoim tronie z grobową miną. Gdy jej oczy uniosły się znad gęstych rzęs i ujrzały mnie, kobieta od razu wstała ze swojego miejsca i zaczęła iść w moją stronę szybkim krokiem. Dorównałem jej tempa i spotkaliśmy się w połowie drogi, stając parę centymetrów od siebie. Widziałem, że oddychała trochę szybciej a jej ręka była ściśnięta w pięść. Oglądała mnie swoimi liliowymi oczami aż w końcu zatrzymała swój wzrok na moich oczach, o wiele ciemniejszych i jaskrawszych od jej własnych a jednak unikalnych w swojej tonacji.
- Zawiodłem matko - były to słowa, które rwały moje gardło na części. Tak ciężko było mi żyć ze świadomością, że musiały być wypowiedziane jako podsumowanie moich czynów. Schyliłem głowę, nie móc dłużej patrzeć na kobietę, nie chciałem widzieć jak zawód zastępuje jej zmartwioną twarz. Przygryzłem wargę, walcząc ze łzami, wszystko byle nie okazać się słabym w tym momencie.
Poczułem zimną dłoń na swoim podbródku. Szczupłe palce oplotły się wpasowując w jego kształt. Kobieta przykucnęła przy mnie. Była wyższa i to o wiele, dlatego sięgała mi może do połowy brzucha. Patrzyła na mnie próbując wymusić moje własne spojrzenie a gdy w końcu jej się udało, uśmiechnęła się lekko.
CZYTASZ
𝘩𝘦𝘭𝘭𝘰, 𝘴𝘢𝘵𝘢𝘯 || 𝘣𝘰𝘺𝘹𝘣𝘰𝘺
FantasySamael jest zwyczajnym...cóż przynajmniej na ludzkie kryteria, jednak na Niebo, jest wszystkim tylko nie tym. W jego żyłach płynie anielska jak i ludzka krew, dokładnie tak samo jak w każdym członku królewskiej armii, czyli każdego mieszkańca Nieba...