PROLOG

1.8K 56 12
                                    

UWAGA! 

Książka jest w trakcie poprawek, a to oznacza, że mogą się w niej znaleźć dziury fabularne, niektóre rozdziały mogą mieć taką samą numerację lub mogą mieć delikatnie zakrzywiony czas akcji. Tekst przechodzi naprawdę gruntowne „odgruzowywanie", dlatego w niektórych momentach będzie można się pogubić. Staram się jak najszybciej skończyć poprawki, ale niektóre rozdziały zajmują mi więcej czasu, niż przypuszczałam. 

Przepraszam. Dziękuję, że tu jesteście. I życzę przyjemnej lektury!

...............................................................................................


Słowa piosenki dudniły w słuchawkach podłączonych do mojego telefonu. Leżałam na łóżku, ubrana w nienaganny galowy strój i patrzyłam tępo w sufit. To już koniec. Powtarzałam sobie w myślach. Dzisiaj wszystko się skończy. Już nie płakałam. Wylewałam łzy przez całą noc, a kiedy w końcu nastał ranek, zwyczajnie już ich nie miałam. Moje kanaliki łzowe wyschły jak pustynia.

Przez ostatnie godziny nie miałam żadnej wiadomości od Roberta. Może to nawet lepiej. On dokonał już wyboru. Przedstawił swoje stanowisko w tej sprawie. Teraz nadeszła kolej na mnie. Nie zamierzałam nic ukrywać. Powiem wszystko tak, jak było naprawdę. Nawet jeżeli miałoby to skutkować zaprzepaszczeniem mojej nauki i przyszłości. Nawet jeśli pogrążę tym Roberta i jego karierę. On ich wszystkich okłamał, z premedytacją, i z obawy o siebie. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, co poczuję, kiedy dowiem się, jaką linię obrony przyjął. W jak okrutny sposób mnie upokorzył.

Parsknęłam cicho. Miłość, ślepota i głupota zawsze kroczyły obok siebie, niczym trzy siostry bliźniaczki. Były bolesną, ale niezwykle pouczającą lekcją. Bo nikt, tak jak one, nie udowadniał, że serce to zdradziecka łajza. W jednej sekundzie bije dla ciebie, a w następnej żyje tylko dla kogoś innego. Nawet jeśli ta osoba wbija w nie dziesiątki rozgrzanych do czerwoności noży.

Do drzwi mojego pokoju rozległo się ciche pukanie i do środka zajrzała mama.

– Skarbie? – zapytała cicho i niepewnie weszła do pokoju. Podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu.

Moja kochana mama. Jak zwykle wyglądała idealnie. Miała na sobie białą koszulę, czarną spódniczkę i wysokie szpilki. Ciemne włosy z samego rana spięła w niedbałego koka, a zielone oczy podkreśliła eyelinerem oraz tuszem. Twarz bez zmarszczek pokrywa delikatna warstwa pudru, a usta świeciły od błyszczyku... zapewne mojego.

Była piękna. Idealna.

– W porządku, mamo – bąknęłam tylko i znów spojrzałam w sufit.

To znaczy... chciałam żeby sądziła, że było w porządku. Nigdy nie mogłam zrozumieć czym sobie zasłużyłam na taką matkę. Inni rodzice, na jej miejscu, urządzaliby awantury, dawali szlabany, trzaskali drzwiami i rzucali najróżniejszymi przedmiotami. A mama? Ona przyjęła wszystko ze stoickim spokojem... No prawie. Mało tego! Broniła mnie przez ten cały czas! Zawsze uważałam, że była nienormalna, ale w ostatnich dniach upewniła mnie w tych przypuszczeniach

– Musimy jechać – powiedziała i dotknęła mojej ręki. Miała taką ciepłą i delikatną dłoń.

– Okej – znów bąknęłam i wyciągnęłam słuchawki z uszu.

Po raz pierwszy od bardzo dawna, miałam jechać do szkoły samochodem. Po raz pierwszy w życiu nie biegałam po domu jak szalona, szukając książek, zeszytów i plecaka. Po raz pierwszy w życiu posprzątałam swój pokój i wychodziłam z domu punktualnie... Po raz pierwszy i ostatni.

W szkole było mnóstwo ludzi, ale nie mówiło się o niczym innym, jak o mnie. Gdy szłam u boku mamy do dyrektora, uczniowie wskazywali mnie palcami, patrzyli i szeptali między sobą kąśliwe uwagi. Mama kroczyła obok mnie dumna, z wysoko uniesioną głową i czarną torebką na ramieniu. Wyglądała na pewną siebie i zdeterminowaną. Och mamo... tak bardzo chciałabym być tobą.

– Gdyby udało im się mnie wyprowadzić z równowagi – powiedziała nagle, gdy wchodziłyśmy schodami na piętro. – To powstrzymaj mnie, zanim zrobię komuś krzywdę, dobrze?

– Masz przy sobie jakieś ostre narzędzia? – zapytałam, a kobieta uśmiechnęła się lekko.

– Tylko pilnik do paznokci i grzebień do tapirowania. – Spojrzała na mnie i puściła mi oczko.

– Czyli broń masowego rażenia – stwierdziłam.

Uśmiech na twarzy mojej mamy zbladł i wiedziałam, dlaczego. Przed nami, koło drzwi sekretariatu, stali ONI. Ci którzy mieli wydać „wyrok".

Wyrok za to, że zaufałam.

Oddałam całą siebie.

Pokochałam....

........................................................

LUTY 2025

Postanowiłam odświeżyć tę historię. Prawdopodobnie pojawi się kilka nowych rozdziałów, coś pewnie wyrzucę/usunę. Powstanie też drugi tom Lotki :D 


I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz