Rozdział 3

353 25 3
                                    

Razem z mamą mieszkamy w niewielkim, piętrowym domku na ulicy Mickiewicza. Za sąsiadów mamy starsze małżeństwo, natomiast naprzeciwko mieszka wielodzietna, rozkrzyczana rodzina. Osobiście bardzo lubię tę okolicę. Jest tu spokojniej, niż w centrum miasta, najbliższy market mieści się jakieś dwieście metrów dalej, poza tym ludzie wydają się milsi i bardziej życzliwi. Sara natomiast mieszka na drugim końcu miasta, w ogromnej willi, przy której brakuje tylko basenu. Moja przyjaciółka pochodzi z bogatej rodziny, a wszystko dzięki jej rodzicom – ojca, emerytowanego żołnierza, który prowadzi rozchwytywane biuro detektywistyczne, oraz matki – właścicielki zakładu krawieckiego, prosperującego równie dobrze, co interes jej męża. Sara ma również dwie młodsze siostry, upierdliwe, równie snobistyczne i jasnowłose – Asię i Amelię. Jest jeszcze Artur, ale jego moja przyjaciółka kompletnie nie uznaje , a to dlatego, że chłopak nie jest ani jej bratem, ani kuzynem, ani nikim z rodziny.

Państwo Głogowscy, zdecydowali się zostać rodziną zastępczą dla Artura, kiedy jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Moja przyjaciółka nigdy nie zaakceptowała nowego członka rodziny, i wiecznie darła z nim koty, chociaż nie było o co. Chłopak zawsze był bardzo grzeczny, uprzejmy i bardzo dbał zarówno o Sarę, jak i o jej dwie młodsze siostry. Ja osobiście nic nie mam do dwudziestolatka, jak również do młodszych sióstr przyjaciółki, chociaż muszę przyznać, że potrafiły mnie cholernie irytować.

Siedzę właśnie w ogromnym, nowocześnie urządzonym salonie Sary. Podłoga wyłożona wielkimi, marmurowymi kaflami, ściany w kolorze jasnej szarości. Na środku ogromna, biała rogówka, przed nią szklany stolik, a naprzeciwko równie biała sofa. Na ścianie wisi ogromna, najnowsza plazma, obok wielkie głośniki, wytwarzające dźwięk, jakby się było w kinie, a pod spodem czarny, podłużny stolik z Xboxem i całą masą gier. Obok, po lewej stronie wielki regał wypełniony książkami i kilka komód, ozdobionych ramkami ze zdjęciami z rodzinnych imprez i wyjazdów.

– No chodź pograć! – Melka ciągnie mnie za rękę, nie dając za wygraną. Ma sobie różową tunikę, legginsy, a długie jasne włosy są zaplecione w dwa warkocze. – Pogramy w „Dance Central"!

– Mela, ja nie umiem w to grać – jęczę poirytowana. To dziecko męczy mnie już pół godziny i nie przyjmuje do wiadomości słowa „nie".

– Pokażemy ci. – Jak spod ziemi wyrasta przede mną Aśka, i zaczyna ciągnąć za drugą rękę. Jest wyższa od swojej siostry o głowę i rok od niej starsza. Jej włosy nie są tak jasne, jak u Melki czy Sary, jednak kręcą się w nieregularne spirale.

– Dobra, chodź, zagramy z nimi jedną rundę – Sara przewraca oczami i stawia mnie przed niewielką kamerą.

Amelia uruchamia grę i się zaczyna...

Ogólnie nie lubię sportu. Nienawidzę biegania, skakania, robienia przysiadów czy żadnych innych, bezsensownych ćwiczeń fizycznych. Jestem zbyt wolna, zbyt leniwa, zbyt mało gibka i wszystkie inne określenia, które pasują do słowa „zbyt". Nienawidzę również, kiedy ktoś mnie zmusza do tańczenia, i wykonywania figur, które grożą mi złamaniem przynajmniej w sześciu miejscach. Bo jakim cudem, można to wszystko zatańczyć i nie odnieść żadnych obrażeń, to ja nie wiem. I chociaż nie mam ochoty w to wszystko grać, to robię, co mi każą, bo mimo wszystko, ciężko jest odmówić dzieciom, które chcą wszystkie kończyny powyrywać.

Wykonuję te skłony, obroty i wygibasy, czując jak wszystko mi strzyka w stawach. A potem zdaję sobie sprawę z tego, że moje ciało zachowuje się tak, jakby miało ze sto lat i oczekiwało ciepłej trumienki i tony piachu.

– No, no...

Słyszę za sobą męski głos, a kiedy się odwracam, widzę Artura. Jest wysoki, szczupły, jednak zdecydowanie zalicza się do chłopaków, o których się marzy. Ma czarne, gęste włosy, zazwyczaj wystylizowane za pomocą żelu, duże, niebieskie oczy i dołeczki w policzkach, które się pojawiały podczas uśmiechu.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz