Rozdział 5

275 16 2
                                    

Jacek Trzebiatowski mieszka w starej, rozpadającej się kamienicy na pierwszym piętrze. Gdy tylko wchodzimy z Sarą na klatkę schodową, dopada nas smród stęchlizny i moczu. Jest on na tyle intensywny, że czuję szczypanie oczu. Drewniana, krzywa i super brudna podłoga skrzypi pod wpływem stawianych kroków. Niegdyś zielone ściany, zniechęcają plamami, nieznanego pochodzenia, placami poodpadanej farby oraz prymitywnymi malunkami męskich genitaliów. Na piętro prowadzą mega strome, krzywe schody z połamaną balustradą. Spoglądamy z Sarą na siebie bardzo niepewnie.

– Przysięgam, że zamorduję tego idiotę – warczy i rusza przodem po schodach.

Każdy stopień głośno protestuje na nasz ciężar, ale jaki mamy wybór? Możemy szukać Artura, niczym igły w stogu siana, lub zapytać o niego kogoś, kto może mieć jakieś informacje. Korytarz na piętrze wygląda dokładnie tak samo, jak ten na dole. Drzwi mieszkania Jacka są obdrapane, a z wnętrza dobiega głośna muzyka. Prawdopodobnie jakiś ostry rock lub metal.

– Skąd wiesz, że tutaj mieszka? – pytam Sary.

Przyjaciółka krzywi się, widząc jakąś plamę na drzwiach.

– Kiedyś jak Artur odebrał mnie ze szkoły, przyszłam z nim tutaj – wyjaśnia. – Jacek oddawał mu kasę. – Poprawia na ramieniu swoją torebkę, a potem zaczyna pięścią walić w drzwi.

Przez kilka sekund nic się nie dzieje, a potem z wnętrza dobiega nas gruby, męski głos, wrzeszczący „kto się, do kurwy, tak dobija". Po chwili klika zamek i w progu mieszkania pojawia się Jacek. Kiedy tylko nas widzi, rozchyla usta, jakby zaskoczony naszym widokiem, wychodzi na klatkę i zamyka za sobą drzwi.

– Czego? – pyta, zakładając ręce na piersi. W spodniach dresowych i czarnym podkoszulku wygląda jak typowy bramkarz dyskoteki.

– Szukamy Artura – mówi twardo Sara.

Trzeba przyznać, że ma odwagę. Ja w obliczu tego osiłka, czuję się jak mrówka. Chociaż tak właściwie, to bardziej jak bakteria, taka zupełnie niewidoczna bez użycia mikroskopu.

– Kogo? – pyta marszcząc brwi.

– Kurwa mać! – warczy Sara. – Posłuchaj mnie ty wielki, napakowany ogrze! – Celuje palcem prosto w klatkę piersiową Jacka. – Szukam tego tępego półgłówka spod ciemnej gwiazdy, Artura, więc łaskawie wejdź do tej swojej meliny, i mi go tutaj przyprowadź! Bo jeżeli nie, to sama tam wejdę, ale uwierz mi, to nie będzie miłe, ani dla mnie, ani dla ciebie!

Mężczyzna musi być zaskoczony zachowaniem Sary, bo nie mam wątpliwości, że inaczej, już dawno dałby nam obu popalić. Patrzy przez chwilę na moją przyjaciółkę, mruga kilka razy i uśmiecha się.

– Już cię pamiętam – mówi. – Ty jesteś ta młoda, wyszczekana. Siostra Leona, co nie?

– Jak ci zaraz przywalę w zęby, to będziesz szczekał do końca życia! – mówi ostro. – Wołaj go tutaj, ale już!

– Nie ma go u mnie. – Wzrusza ramionami.

– A kiedy go ostatni raz widziałeś? – Nabieram odwagi, by zapytać.

Jacek spogląda na przeciwległą ścianę w zamyśleniu.

– Jakiś tydzień temu, na imprezie za miastem. – Przenosi spojrzenie na mnie, później na Sarę. – Fajną dupę wtedy wyrwał.

Sara krzyczy z bezsilności, odwraca się i zbiega po schodach.

– Dzięki za pomoc! – wołam i ruszam śladem przyjaciółki. – Jakby się pojawił, powiedz, że Sara go szuka!

Nie czekam na odpowiedź. Wybiegam za siedemnastolatką, ale udaje mi się ją dogonić niemal dwie ulice dalej. No to chyba jakaś kpina jest, bo kiedy trzeba ćwiczyć na wychowaniu fizycznym, Sara nigdy nie umie się zmusić do lekkiego truchtu, a dzisiaj biega jak zawodowiec.

I am (NOT) your ClareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz