Pierwszy, po latach wspólnie spędzony tydzień dobiegał końca. Spędzili go w idealnej, rodzinnej atmosferze. W czasie, gdy Louis pracował Harry zajmował się przyrządzaniem posiłków, czy porządkami. Zdarzało się też, że pół dnia spędził wpatrując się w ostatnią wiadomość szatyna lub jego zdjęcie. W dalszym ciągu ta fizyczność była dla niego nierealna.
Często wychodzili z psem. Było w tym coś więcej niż tylko zwykły spacer. Chodzili przez nieduży pobliski park, odkrywali różne nowe miejsca niewielkiego miasteczka. Co prawda nic tutaj nie było nowe, lecz życie płatając im figle wymazało te miejsca z ich pamięci. Nawet jeśli przypominali sobie jakies szczegóły, fragmenty danego miejsca nic im to nie mówiło.
Dopiero gdy kolejnym razem po południu wyszli na spacer z psem Louis poinformował Harrego, żeby tym razem on wybrał, gdzie mają iść. Poszli więc wąską ścieżką w stronę lasu coraz bardziej oddalając się od miasteczka. Szympans szczekał na przelatujące z różnych stron ptaki próbując je złapać a Louis śmiał się głośno trzymając chłopaka za nadgarstek. Echo ich głosów roznosiło się gdzieś w przestrzeń po całym lesie. Wydawało się, jakby słyszał ich cały świat. A przecież byli sami.
Droga mijała bardzo szybko. Rozmawiali, bawili się z psem, krzyczeli a nawet przez chwilę Louis postanowił coś zaśpiewać. Biegając wokół bruneta co jakiś czas uderzając w drzewa nagle wskakując na gałąź i wymachując nogami jak dziecko zaczął śmiać się i śpiewać coś, co chyba każdy kojarzył.
- Somebody once told me the world is gonna roll me. - Wtedy też nie mógł się już utrzymać i puszczając gałąź potknął się o biegającego obok psa wpadając prosto w kałużę błota.
- Shrek, wszystko w porządku? - Zapytał żartobliwie Harry lecz tak naprawdę nawet jeśli sytuacja wydawała się wręcz komiczna, martwił się o chłopaka.
- Oślepłem! Ośleplem! Czy jeszcze kiedyś zagram na skrzypcach? - Krzyczał Louis, gdy pies zlizywał błoto z jego twarzy. - Och, oczywiście że w porządku moja piękna Fiono.
Harry śmiejąc się z całej tej sytuacji podszedł do chłopaka wyciągając rękę w północnym geście z racji iż ten dalej siedział w błocie i chyba nawet nie zamierzam wstawać.
- Nie, Fiono. To ja powinienem był pomagać Tobie. - Natychmiast wstał próbując pozbyć się resztek błota ze swoich mokrych ubrań. Po chwili teatralnie uklęknął przed Harrym rozwiązując sznurówkę jednego ze swoich butów, następnie wyciągnął ją i robiąc to samo z jednym z butów bruneta cały czas starał się go nie ubrudzić.
Gdy skończył, wstał i z dumą patrzył na swoje dzieło. W tym lesie o zachodzie słońca w obecności świadka pod postacią białego labradora właśnie dokonali czegoś, co znaczyło dla nich tak wiele. Chociaż była to tylko granatowa sznurówka Louisa nawleczona do buta Harrego, która różniła się kolorem od tej drugiej był to tylko symbol. Tak jakby wymienili się czymś, co zawsze należało tylko do nich. A teraz należy do drugiej osoby. Niby tylko zabawa. W pewnym sensie była to tylko zabawa. Tego dnia czuli się jak dzieci. Jak wtedy. W tym samym lesie, te same osoby. Ponad dziesięć lat temu. Ostatniego roku przed całym zajściem pięcioletni Harry i jego siedmioletni przyjaciel Louis biegali w tym lesie pod opieką Jay i Lottie. A jednak teraz było inaczej.
Zaraz po tym jak skończył wiązać sznurówki, Louis wstał i niespodziewanie łapiąc i podnosząc Harrego tak, że trzymał go jak książę piękną księżniczkę w momencie gdy zanosił ją do ołtarza, zaczął iść przed siebie wołając przy tym szympasa.
- Lou? Dokąd idziemy? - Zakłopotany Harry zapytał chłopaka usadowiony w jego objęciach.
- Cierpliwości, piękna Fiono. Zabiorę Cię do naszego zamku. - Powiedział i przyspieszając kroku w końcu zaczął biec wzdłuż wąskiej, kamienietej uliczki.
CZYTASZ
Diary From Heaven || Larry Stylinson
FanfictionTen chłopiec przeżył więcej niż niejeden dorosły. Właśnie dlatego narodził się, dorósł i odszedł. Tak jak każdy. Tak przecież wygląda schemat życia. Ale on oszukał los. Udało mu się przeżyć średnio siedemdziesięcio letnie życie zdrowego człowieka w...